Artykuły

Aaa, kotki dwa...

Pamiętam, że wszę­dzie pachniało świeżą owcą. Sto lat temu, w środ­ku morderczego lata, leżałem na kocu w Zako­panem, na jakiejś łączce, rzut kamieniem od wejścia do Doli­ny Białego, leżałem i miałem butelkę, która nie pomagała. Było południe, świerki miękły jak plastelina, cień błagał o wodę, trawa marła pod cię­żarem niebywałej ilości bru­natnych owczych "bobków" świeżych, niczym bułeczki, jeszcze słychać było ostatnie dzwonki redyku, co szedł, że­by jakoś przeżyć, zawisły w powietrzu uroczy odorek przyszłych góralskich swe­trów wełnianych nijak nie chciał ustąpić, a ja czytałem "Mróz" Bernharda, czytałem jego "Oddech", przy pomocy zdań pisarza, który na dnie oka pielęgnował wyjątkowy gatunek ciemności, próbowa­łem się podnieść.

Czytałem o mrocznej pod­szewce świata, czytałem o lo­dzie śmierci, o oddechach, z których każdy jest ostatnim, z akapitu na akapit coraz głęb­szy się stawałem, zgadzałem się z autorem, zgadzałem się, że w istocie z życiem nie jest dobrze, a tu naraz, pięć me­trów od ciemności Bernharda, konstrukcyjnie dość zasadni­cza blondyna podjęła ryzy­kowną decyzję wyskoczenia z biustonosza. Decyzja okaza­ła się jak najbardziej słuszna, życiodajna. Zamknąłem "Mróz", zamknąłem, bo zno­wu na to samo wyszło. Mrocz­na podszewka życia, mroczną podszewką, ale przecież i tak żyć się chce, owce zaś - jak "bobki" uskuteczniały, tak uskuteczniają. I tak ma być. Tyle że... Bez względu na to, jak bardzo żyć się chce, ciem­ny mróz Bernharda zostaje w oku na długo. A obok wyra­sta fundamentalna kwestia: "cycek" kontra sztuka, "bo­bek" versus głębia.

Na "Naprawiaczu świata", zwłaszcza zaś - o, ironio - po "Naprawiaczu świata", co go Leszek Piskorz nie tylko wyre­żyserował, ale i w którym za­grał tytułową rolę, żyć się chce, i to bardzo, a w oku na długo zostaje wyłącznie lita słodycz. Wręcz strzemienny uśmiech Pi­skorza zostaje, jego ciepło, do­broć, albo nawet i dobroduszność. Broń Boże, żeby to zarzut miał być, ale z Piskorzem na scenie jakoś tak jest, że czło­wiek z punktu pochylić się nad nim pragnie, chce go ucze­sać, poprawić mu szaliczek, ku­pić samochodzik zdalnie stero­wany, wziąć na lody pistacjowe, po słomianej główce pogła­skać i rzec: - Lesiu, nie przej­muj się, dwója z czytania to przecież nie koniec świata, to początek świata, to świat sam w sobie... Czy aktor, nawet jeśli - jak Piskorz - piekielnie po­rządny, lecz w swej sztuce do­szczętnie dobroduszny, czy ta­ki ktoś jest w stanie udźwignąć lodowatą bezwzględność Bern­harda? Nie wiem. Wiem tylko, że to nierówne zwarcie skoń­czyło się dla Piskorza fiaskiem. Na scenie został tylko on, przez dziewięćdziesiąt minut brylo­wał, rozwijał i zwijał pawi ogon swych aktorskich możliwości, mamił, oszukiwał, zwodził zręcznie, ze stanu w stan prze­skakiwał z lekkością pasikoni­ka, nawet jak tekstu zapominał - to sama słodycz ciekła ze sce­ny! Był pełną gębą. A Bern­hard? Tak, Piskorza pełną gębą nie było, bo był gębą pełną.

Czy tak trudno pojąć, że kwiatek nie pasuje do kożu­cha? No, nie pasuje. Chłopu jakoś nie do twarzy z taką kar­kołomną fuzją. Ja wcale nie twierdzę, że Piskorz nie umie czytać, pewnie umie. Ale nie przesadzajmy, jak się Piskorza w tylu i tak celnie chwyconych rolach widziało, to nie można nie popaść w zdumienie, iż na okoliczność swego jubileuszu trzydziestu lat na scenie sam się obsadził z wyczuciem ko­goś, kto wali kuli w płot. W "Naprawiaczu świata" Bernhard dał smak rozsypki świata. Oto niezwykły maniak ględzenia, apokaliptyczny upierdliwiec, siedzi w fotelu na kółkach i ględzi, i jest upierdliwy. Chce jeszcze chwi­lę pożyć. Tą swoją chętką za­męcza wolno stygnący świat. Zamęcza słowa, które wypo­wiada, zamęcza kobietę swego życia, która z rozpaczy miło­ści, albo z rozpaczy psiego od­dania upierdliwcowi, prawie nic już nie mówi, ale nie od­chodzi. Ona też chce jeszcze chwilę pożyć. W miarę auto­matycznie spełnia maniakalne polecenia swego wiecznie ględzącego wybranka. Przynieść, podać, pozamiatać, przesu­nąć, ubrać, wymyć, mu nogi, dać jajka na śniadanie, szydeł­kować, słuchać, taty - słuchać i nie ględzić, milczeć, milczeć, i jeszcze raz milczeć, i facho­wo przyjąć delegację, która przyjdzie, by upierdliwcowi wręczyć Doktorat Honoris Causa za dzieło o naprawie świata, za to wielkie dzieło, które wszyscy cenią, ale które­go nikt nie rozumie, zwłasz­cza autor. Rozsypujący się bie­dak, przykuty do wózka, to ludzkie nieszczęście, któremu tylko mielenie słów zostało, naraz mówi coś takiego, że na­prawienie świata jest równo­znaczne ze zlikwidowaniem świata, mówi to i nie pojmuje tego, bo tak naprawdę - jak to w ogóle pojąć można? Hę? Po­jąć się tego nie da, ale jakoś trzeba żyć z tym infernalnym równaniem, z tą ciemną oczy­wistością, co tkwi w sednie wciąż sprawnego mózgu: na­prawić świat, to zabić świat! Który właśnie leżysz, albo kie­dyś się położysz na tej samej zakopiańskiej łączce, albo któ­ry z lodowato parzącym Bernhardem w garści przycupniesz gdziekolwiek - wmyśl się w to, wmyśl się i udźwignij "cycka", który pięć metrów od twej ciemności swobodnie oddychać zaczyna, uporaj się z "bobkami", co je owce upar­cie uskuteczniają, jak usku­teczniały, przy czym szans, aby w tej materii coś zmienić się miało, nie ma żadnych. A gdzie niepokojący "numer" Bernharda, że w sumie nie jest pewna realność tego, co na scenie widzimy i słyszymy? Gdzie niepokój, że przecież ten tam na wózku ględzący je­gomość zaledwie gra paraliż, zaledwie udaje mówienie? Gdzie realna, bo jedynie słusz­na paranoja o istocie życia, które tylko o tyle trwa, o ile udaje trwanie? Gdzie?

W każdym razie - nie w ro­li Piskorza. Piskorz i Bernhard - to się nie mogło udać, więc się nie udało. Ciało Piskorza, gatunek jego gestu, jakość gło­su, klasa mimiki, tempera­ment lekki i frywolny, wszyst­ko to i jeszcze legion innych inszości, Piskorz jako taki - to w efekcie ściśle to, com prze­żył na "Naprawiaczu świata". Absolutne rozminięcie z ciem­nością. Ciepło, spokojna przy­zwoitość, polowanie na aktor­skie dowcipy. Słowem - uro­cza kołysanka. Piskorz w Bernhardzie - to me słodkie bezpieczeństwo. Wreszcie pełną piersią dyszący "cycek", zapach świeżej owcy. Nic.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji