Artykuły

Porwanie papieża

Na zakończenie sezonu Teatr Polski w Bielsku-Białej wystawił polską prapremierę komedii Joao Bethencourta "Dzień, w którym porwano papieża". Czy można sobie wyobrazić zabawną sztukę o pokoju, w której rozlegają się wybuchy bomb i słychać strzały z broni maszynowej? I w której głównymi postaciami są papież Albert IV oraz nowojorski taksówkarz żydowskiego pochodzenia Samuel Leibowitz. Wszystkie te elementy zgrabnie pomieszał znany brazylijski dramatopisarz. Od 1972 r, spektakl nieprzerwanie święci triumfy w wielu krajach Ameryki Łacińskiej i Europy Zachodniej.

Treścią komedii jest - co wyjaśnia tytuł - porwanie papieża Jak to w komedii wszystko dobrze się kończy. Szczegóły trzeba jednak poznać samemu. Porwania dokonał Żyd ale utwór nie obraża nikogo - ani Żydów, ani katolików Jest w swojej wymowie bardzo ekumeniczny i pacyfistyczny. W przeciwnym razie nie zyskałby pełnej zachwytów opinii Watykanu. Bethencourt pokazuje, że "pax vobiscum" oraz "shalom" znaczą to samo i że przykładne współżycie i wzbogacanie się przedstawicieli różnych ras i wyznań jest możliwe.

Autor sztuki ilustruje wiec słynną tezę Jana XXIII, wyrażoną w encyklice "Pacem in terris": pokój między ludźmi wymaga prawdy jako fundamentu, sprawiedliwości - jako reguły, miłości - jako motoru i wolności - jako klimatu.

"Dzień, w którym porwano papieża" wyreżyserował Karol Guttmann z Amsterdamu, mający za sobą prawie 60 lat pracy artystycznej bielszczanin z pochodzenia, uczeń Maxa Reinhardta. W Teatrze Miejskim w Bielsku otrzymał w 1935 r. swój pierwszy angaż w życiu. Przyjazd profesora efektowną klamrą spina więc jego dorobek życiowy Dyrektor Teatru Polskiego, Marek Gaj, wykorzystał okazje, gdy w zeszłym roku państwo Guttmannowie po raz pierwszy przyjechali do Bielska (po wielu latach nieobecności) na odsłonięcie tablicy upamiętniającej synagogę.

Spektakl poprowadzony ręką doświadczonego reżysera ogląda się przyjemnie, aczkolwiek podczas premiery, zwłaszcza w pierwszym akcie, aktorzy byli mocno stremowani. Zarzucić im można również brak konsekwencji w budowaniu postaci np. występujący gościnnie w roli Leibowitza Zdzisław Wardejn oraz Jerzy Dziedzic jako rebe Meyer czasami zupełnie niepotrzebnie "zydłaczą", jak w słynnym skeczu Dziewońskiego i Michnikowskiego. Ale to drobiazgi, do napra-wienia w kolejnych przedstawieniach.

Papieża gra laureat "Złotej Maski", Kazimierz Czapla. Posturą i statecznością nadaje postaci Alberta IV taki majestat, że chciałoby się klękać na sam widok. Nie zawiodła i tym razem Jadwiga Grygierczyk, grająca żonę taksówkarza, Sarę Leibowitz. Była chyba najbardziej naturalna, co nie zawsze udawało się Beacie Zaręmbiance (Miriam) i Kubie Abrahamowiczowi (Irving) oraz Cezariuszowi Chrapkiewiczowi (kard. O'Hara).

Twórcy i odtwórcy przedstawienia - moim zdaniem - bardziej powinni popracować nad dynamiką widowiska, a wówczas sztuka długo nie zejdzie z afisza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji