Artykuły

Mocny akcent na koniec sezonu

Zanosiło się na to, że tegoroczny sezon w bielskim Teatrze Polskim minie bez żadnego zapadającego w pamięć, czy w ogóle zwracającego uwagą spektaklu. Stało się na szczęście inaczej. Przy wypełnionej po brzegi widowni - co należy w Bielsku do zjawisk raczej rzadkich - odbyła się polska prapremiera sztuki Joao Bethencourta "Dzień, w którym porwano papieża".

Widowisko wyreżyserował Karol Guttmann, postać niezwykle interesująca. Choć pochodzi z Drohobycza, uważa się za bielszczanina. Mając zaledwie dwa lata przybył na Podbeskidzie wraz z rodzicami w roku 1915. Tu mieszkał do rozpoczęcia II wojny światowej. Obecnie mieszka w Holandii. Od 1974 roku prowadzi w Amsterdamie, razem z żoną Luizą Trevers, nie subwencjonowane Towarzystwo Teatralne Accolade, prezentujące starannie dobrane dzieła współczesnych dramaturgów, zwłaszcza angielskich i amerykańskich.

Do Bielska Karol Guttmann przybył po ponadpółwiecznej nieobecności, z okazji odsłonięcia tablicy upamiętniającej wysadzoną w powietrze synagogę. Wówczas też dał się namówić dyrektorowi i kierownikowi literackiemu bielskiego teatru na wyreżyserowanie sztuki "Dzień, w którym porwano papieża".

Swoje zadanie wypełnił znakomicie. Jego inscenizacja w sposób bardzo wyważony eksponuje i przekazuje widzowi wszystko, co z tekstu dramatu należy sobie przyswoić. Sztuka należy do zabawnych, choć w gruncie rzeczy jest niezwykle poważna. Pod warstwą dowcipu sytuacyjnego i słownego ukrywa się problem dla ludzkości najistotniejszy - miłość do bliźniego, zbliżenie ludzi bez względu na rasę i wyznanie, pogodzenie wszystkich ze wszystkimi. Służy temu niekonwencjonalna i pomysłowa fabuła, opowiadająca o nowojorskim taksówkarzu - Żydzie, któremu przypadek podsuwa i umożliwia porwanie papieża i który jako okupu żąda... utrzymania- na świecie absolutnego pokoju i spokoju przez jedną dobę. Sytuacja ta prowokuje serię groteskowych zdarzeń i prowadzi do zaskakującego finału.

Choć z drobnymi - możliwymi jednak do wyeliminowania w trakcie kolejnych prezentacji - potknięciami, aktorzy dobrze sobie radzą zarówno - z elementami podkreślającymi komediowość sztuki, jak i z tymi, w których zawierają się głębsze treści. Podoba się widzom przede wszystkim gra występującego gościnnie Zdzisława Wardejna, kreującego postać porywacza Samuela Leibowitza. Zaskakuje zupełnie nowe wcielenie żywiołowego i stosującego dość "gromkie" środki wyrazu Kazimierza Czapli, który tym razem przeistacza się w pełnego powagi i dostojeństwa - choć nie pozbawionego odruchów i reakcji całkiem sympatycznego zwyczajnego człowieka, skorego nawet do żartów - papieża Alberta IV.

Obejrzenie tej dwuaktowej interesującej komedii polecamy zarówno tym, którzy teatr odwiedzają dość systematycznie, jak i tym, którzy do jego propozycji podchodzą raczej nieufnie i z dużą ostrożnością. Spektakl naprawdę warto zaliczyć, choćby po to, by zobaczyć kawałek niezłej gry aktorskiej, "Dzień, w którym porwano papieża" prezentowany był kilkanaście razy w czerwcu i powróci na scenę we wrześniu po wakacyjnej przerwie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji