Szekspir feminista
Winny klimat przenosi nas szekspirowski spektakl "Poskromienia złośnicy" wystawiony na deskach Teatru Dramatycznego. Reżyser obszedł się tu z autorem dość bezceremonialnie używając języka współczesnej popkultury, ale jest to koncepcja tyleż atrakcyjna, co konsekwentna. Krzysztof Warlikowski prowadzi nas jak po sznurku swojej niekonwencjonalnej interpretacji. Cięty język Kasi, jej nieposkromione napady złości to zdaniem reżysera, nic innego, jak walka
o prawo do własnej tożsamości, w tym dotąd nierównoprawnym związku ciał i dusz.
Piękna Kasia już przed wiekami tupała zgrabną nóżką i dźgała jak brzytwą językiem krzycząc swoje "NIE"! Ojcu, traktującemu córkę jak wystawiany na targ towar, rechoczącym na jej widok zalotnikom, wreszcie zabiegającemu o jej rękę pewnemu siebie osiłkowi, dla którego liczy się przede wszystkim posag.
Współczesnemu widzowi - zwłaszcza gdy swoje racje przedstawia tyleż piękna, co inteligentna Danuta Stenka - żądania Kasi wydają się w pełni uzasadnione.
W finałowym monologu jest i dramatyczna, i wzruszająca. Wprawdzie przegrana, ale silna samowiedzą. Spektakl jest zabawny, żywiołowy jak walka na ringu, którą śledzimy z napięciem, choć jej wynik jest do przewidzenia. Adam Ferency jako Petruchio uwiarygodnił przekonanie reżysera, że jeśli nawet jakiś mężczyzna zasługuje na mądrą kobietę, to już na pewno nie on.
W roli Bianki, siostry Kasi, występuje coraz wyraźniej zaznaczająca swoją aktorską indywidualność Małgorzata Kożuchowska.