Pamiętnik z czasów pogardy
...JESTEŚMY TYLKO MINUTĄ W DZIEJACH ŚWIATA
W nieskończenie długim ciągu dziejów życie jednego człowieka jest rzeczywiście tylko drobną, prawie nic nie znaczącą cząsteczką. Katastrofy, nieszczęścia i tragedie przeżywane przez jedno ludzkie pokolenie są zaledwie znikomym ułamkiem w odmierzanej tysiącleciami historii świata. Zawsze ktoś cierpi, ktoś umiera, czyjeś życie ulega zagładzie.
Za czasów naszego pokolenia na zagładę skazana została przez faszyzm "rasa" Anny Frank. Ludzie pochodzenia żydowskiego, obywatele wielu krajów przeżywali na naszych oczach niczym niezawinioną gehennę. Testament, który zostawiła nam Anna, jest wstrząsającym protestem przeciwko przekreślaniu jakiejkolwiek minuty w dziejach świata - skazywaniu jakiegokolwiek ludzkiego pokolenia na trwogę, cierpienie, zagładę i śmierć.
Minuta Anny Frank trwała w rzeczywistości piętnaście lat. Z tego czasu tylko lat trzynaście przeżyła Anna w blasku słońca, wśród dziecięcych zabaw i dziewczęcych radości. - Ostatnie sekundy - dwa długie, koszmarne lata - upłynęły Annie w nieustannym strachu o życie, w nieustannym oczekiwaniu na śmierć. Na poddaszu amsterdamskiej kamienicy przy Prinsegrachtstrasse 263 rodzice Anny zorganizowali kryjówkę, w której przetrwać pragnęli "epokę pieców". Niestety, ani Frankom, ani van Daanom, ani wielu innym żydowskim rodzinom nie udało się oszukać nieubłaganego losu, jaki ludzie zgotowali ludziom, nie udało się ujść cało przed hitlerowskim wyrokiem.
PO ŚMIERCI ŻYJĄ DALEJ
Sześć milionów Żydów poniosło śmierć w obozach zagłady. Nikt, poza najbliższą rodziną, nie pamięta imion i nazwisk skazańców. Zawsze będziemy pamiętać o sumie cierpienia, o niespotykanej dotąd masowości, o koncentracie śmierci - lecz nikt nie wskrzesi już nam indywidualnego oblicza zgładzonych, nie przekaże nam ich myśli, nie utrwali ich czynów. Tylko nieliczni pozostawią swój szczegółowy wizerunek pamięci przyszłych pokoleń. Lecz za to los tych nielicznych stanie się egzemplifikacją wielomilionowych wersji tego samego ludzkiego cierpienia, stanie się świadectwem wystawionym całej epoce.
Wśród tych, którzy swój "ślad na drodze ocalą od zapomnienia", będzie i Anna Frank - holenderska Żydówka, zmarła u progu wolności, na tyfus w koncentracyjnym obozie Bergen-Belsen. Życie po śmierci zapewnił Annie pamiętnik, w którym dziewczyna ta utrwaliła swoje powolne umieranie. Wątłym kartkom dzienniczka powierzyła Anna swe intymne myśli, swe czyny i uczucia. Przypadek sprawił, że myślom jej i uczuciom wyznaczona została ranga dokumentu epoki.
CZY W DZIESIĘĆ LAT PO WOJNIE NIE WYDA SIĘ TO NIEWIAROGODNE?
W Teatrze Domu Wojska Polskiego amsterdamskie poddasze zaprojektował scenograf Andrzej Sadowski. Scena przedstawia trzy skromne, prowizoryczne pomieszczenia.. Kilka niezbędnych mebli - stół, krzesła, parę łóżek - oto kryjówka Franków i van Daanów. Czerń tła kontrastuje z szarą perspektywą szkicowo zaznaczonego miasta: portowe dźwigi, strome, spiętrzone dachy kamienic, wyblakłe flagi z Hackenkreuzem. Z miasta docierają tu tylko dźwięki klaksonów, ciszę przerwie czasami stukot podkutych butów i przytłumiony ryk hitlerowskiej pieśni. Dzień mija za dniem, bliźniaczo podobny jeden do drugiego. Nic się właściwie nie dzieje. W ciągu dnia nie wolno hałasować, nie wolno poruszać się, nie wolno nawet rozmawiać. Mieszkańcy poddasza żyją więc właściwie tylko wieczorami. Jest tak dużo
niepotrzebnego czasu, z którym nie wiadomo co robić... Sennie pełznące godziny skłaniają do rozmyślań, do refleksji, do analizowania samego siebie, swego najbliższego otoczenia i świata. Od czasu do czasu na poddaszu wybuchają drobne nieporozumienia, błahe scysje i zatargi. Powtarzają się kłótnie i "dyskusje", których osią bywa najczęściej przekorna, wesoła i rozbrykana Anna.
Lecz spięcia istotnie dramatyczne wywołują echa z zewnętrznego świata. Będzie to niespodziewany dźwięk telefonu, chrobotanie na schodach lub nagły stukot do drzwi.
Reżyser spektaklu - Jan Świderski wykorzystuje pamięć widzów o latach niewoli i okupacji: to nasza bowiem pamięć tamtych koszmarnych dni wytwarza tragiczną, zagęszczoną atmosferę wokół kryjówki Franków i van Daanów. Współtowarzysze Anny Frank nie odczuwają tak silnie beznadziejności i tragizmu swego położenia, jak odczuwamy go my - widzowie. Oni łudzą się i wierzą, że przetrwają lata wojny. My wiemy, że czeka ich zagłada. Sytuacja Franków jest w naszym odczuciu jednoznacznie tragiczna i to stanowi pryzmat, przez który patrzymy na życie dwóch zaszczutych rodzin.
Dwa lata spędzone przez osiem osób w amsterdamskiej kryjówce mogły wyglądać tak, jak są przedstawione w relacji Anny Frank, lecz mogłyby również wyglądać zgoła inaczej. Istoty tragizmu nic by tu nie zmieniło. Jeśli wiec coś trzyma widza w niesłabnącym napięciu, to tym "czymś" jest świadomość, że przeżywamy autentyczne myśli i uczucia rzeczywiście niegdyś istniejących ludzi, którzy do ostatniej chwili wierzyli w życie, w dobroć człowieka, w godność ludzkiej istoty. Ta żarliwa wiara zaszczutych Żydów sprawia, iż życie w kryjówce na poddaszu nie staje się życiem nieprzerwanie opętanych strachem osobników. Pocałunek, jaki składa Otto Frank na czole swej żony w ostatniej chwili wolności, świadczy o tym, że Frankowie przyjmują śmierć z godnością. Czy i van Daan będzie mógł "umrzeć jak człowiek"? Nie wiadomo. Konflikt między van Daanami i Frankami - to konflikt pomiędzy tymi, którzy pragną żyć za wszelką cenę, a tymi którzy wyznają zasadę: nawet cena życia nie jest wartością dość wysoką, by można się za nią zaprzeć ludzkiej godności.
Spokojny, opanowany Otto Frank w kreacji Bolesława Płotnickiego - to człowiek, który już dawno dokonał wyboru. Natomiast para małżonków van Daan wprowadza w życie ośmioosobowej społeczności element niepokoju, skierowuje uwagę współtowarzyszy na problemy zwykłej, codziennej wegetacji. Gra aktorów przyczynia się do umocnienia w nas uczucia dezaprobaty wobec tej pary ceniącej życie "ponad wszystko".
JAK SĄDZISZ, CZY TATUŚ I MAMA UWAŻALIBY ZA SŁUSZNE...
Miłość Anny Frank i Piotra van Daan twarzy najpiękniejsze karty pamiętnika i najlepsze fragmenty spektaklu. Anna - w wykonami Janiny Traczykówny - to wesołe, rozkapryszone dziecko. dziewczyna pełna wdzięku i przekory. Nieustanny szczebiot Anny staje się utrapieniem dla współmieszkańców kryjówki. Annę zaś, oderwaną od przyjaciółek, od słońca i powietrza, dręczy nuda. Nie chce zrozumieć, że grozi jej niebezpieczeństwo. Ciągłe żarty są dla niej bronią przed popadnięciem w depresję. Gdy budzi się w sercu niepokój, przelewa go na karty swego pamiętnika. Traczykówna od pierwszych słów wypowiedzianych na scenie zdobywa sobie sympatię widzów. Urok jej jest tak naturalny, tak niefałszowany i bezpośredni, że aż dziw bierze, iż "starsi" nie mogą w żaden sposób Anny zrozumieć. Piętnastoletnia dziewczyna, instynktownie szukając przyjaźni, znajduje ją u Piotra. Przyjaźń przeradza się wkrótce w pierwszą młodzieńczą miłość. Piotr - Roman Kłosowski - wyrasta z chłopca zamkniętego w sobie, z mikrusa bawiącego się z kotem - na mądrego, myślącego, wartościowego człowieka. Miłość Anny i Piotra wprowadza w widowisko wiele radości, ciepła i... pogłębia tragizm opowiedzianej przez Annę Frank historii. Miłość ta zduszana została w zarodku. Pozostał po niej jedynie pamiętnik...
I pozostał nie tylko, jak podkreślają liczni recenzenci, żarliwy okrzyk: "Człowiek jest dobry!" - ale również i nienawiść do świata, który zniszczył rozkwitające w sercu Anny i Piotra uczucie.