Artykuły

Nie szok i nie prowokacja

To miało być albo wielkie dzieło albo wielka klapa. Nowa, auto­biograficzna opera Lecha Majew­skiego "Pokój saren" nie jest ani jednym ani drugim, i mimo wielu ciekawych pomysłów po prostu nuży.

"Pokój saren" powstawał przez kilka ostatnich miesięcy w Operze Śląskiej w Bytomiu. Dzieło dosłownie rodziło się z dnia na dzień.

Lech Majewski - reżyser i producent filmowy, poeta i malarz, pisarz i scenarzysta od kilkunastu lat mieszkający za gra­nicą (m.in. współpraca z Davidem Lynchem w Hollywood) zapragnął tym razem stworzyć coś na rodzinnym Śląsku.

W realizacji opery autobiograficznej sam podjął się właściwie wszystkiego: jest autorem libretta, reżyserem, sceno­grafem, współautorem muzyki (wraz z Józefem Skrzekiem), kierownikiem ru­chu scenicznego, reżyserem świateł, au­torem plakatu i programu.

Jaki okazał się efekt tych poszukiwań? Na pewno nie prowokujący, nie szoku­jący. Trochę zastanawiający, chwilami nawet fascynujący. W sumie jednak po prostu przytłaczający i nużący. "Pokój saren" jest operą... statyczną. Bohatero­wie - syn, matka, ojciec i dziewczyna - poruszają się jak we śnie, obrazy nastę­pują z wolna jeden po drugim. Są remi­niscencjami biografii duchowej Majewskiego.

Kontrowersje wzbudza też muzyka. Jeszcze przed premierą Majewski po­wiedział: "Opera współczesna zaszła w ślepą uliczkę. Istnieją zapędy, że wszystko jest możliwe. Wszyscy uda­ją: kompozytorzy, wykonawcy, eks­perci. A muzyka to święty czas, który ma ludzi jednoczyć. Nie torturować. Z mojego buntu przeciw współczesne­mu rozumieniu muzyki zrodziła się ta opera". Dodał też, że po raz pierwszy opera współczesna podejmuje temat współczesności. Rzecz dzieje się w Polsce lat 50.

Rzeczywiście w "Pokoju saren" porzą­dek jest odwrócony. O współczesności mówi się archaiczną muzyką. Są arie, duety i chóry (jak zwykle w operze), lecz oparte na kilku prostych zwrotach melo­dycznych i czterech klasycznych fun­kcjach harmonicznych. Żadnej kakofonii, żadnych dysonansów, żadnego dra­matyzmu. Pytanie czy tak można? I czy to nie proste poszukiwanie efektu? Bo przecież wielu słuchaczom właśnie ta jednorodna, też statyczna muzyka podo­ba się w "Pokoju saren" najbardziej. Go­rące brawa dla Skrzeka są tego dowo­dem. Brzmi ona po prostu jak znakomita ilustracja do filmu, harmonijna i ciepła ścieżka dźwiękowa.

Tu drobna uwaga. O, tak czy owak ro­zumianym, pięknie muzyki do "Pokoju saren" nie zdecydowały melodie i har­monie, ale świetne aranżacje nie doce­nionego dostatecznie Andrzeja Marko.

Bardzo pięknie brzmiały głosy kontratenora Artura Stefanowicza i sopranistki Elżbiety Mazur. Bas Mieczysław Czepulonis stworzył sugestywnie postać sta­rego ojca. Gdybyśmy jeszcze tylko rozu­mieli o czym oni śpiewali?

Scenografia była udana. Fantastyczne układy świateł tworzyły zdumiewające bogactwo. Tryskająca życiodajna fon­tanna mleka, czy wyrastające na środku sceny potężne drzewo, to tylko drobne przykłady naprawdę bogatej wyobraźni Majewskiego.

W ogóle w całej operze wyczuwamy dzieło reżysera filmowego. Artysty, któ­ry lubi eksperymentować, poszukiwać, stawiać niestereotypowe pytania. Który ma wiele do powiedzenia i nie cofnie się przed niczym, by swe wizje zrealizo­wać. Opera "Pokój saren" znajdzie pewno krąg swoich odbiorców - wiel­bicieli. Szkoda jednak, że ogromny potencjał twórczy Majewskiego nie znalazł ujścia w realizacji jakiegoś klasycznego dzieła na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji