Artykuły

Baśń o Sosnowcu i Zagłębiu

- Pomyślałem, że będzie to dość swobodna podróż przez dzieje, a jednocześnie historia dziejąca się w mojej głowie. Fakty historyczne potraktowałem jako pretekst do opowiedzenia czegoś w rodzaju baśni o Sosnowcu i Zagłębiu. Taka baśń może równie dobrze rozegrać się w każdym innym miejscu na ziemi - mówi Jarosław Jakubowski, autor "Czerwonego Zagłębia", wystawionego w Sosnowcu przez Aleksandrę Popławską i Marka Kalitę.

Z Jarosławem Jakubowskim [na zdjęciu], poetą i dramaturgiem, rozmawia Wiesław Kowalski

W Teatrze Zagłębia w Sosnowcu odbyły się pokazy przedpremierowe spektaklu "Czerwone Zagłębie". Skąd u bydgoszczanina, mieszkającego na stałe w Koronowie, pomysł, by sięgnąć do historii i powstania Zagłębia Dąbrowskiego?

- Pomysł wyszedł od dyrektor artystycznej Teatru Zagłębia Doroty Ignatjew, która zaprosiła do współpracy Aleksandrę Popławską i Marka Kalitę. Zrobiliśmy razem "Generała" w Imce... Tak to się potoczyło. Nie miałem dużej wiedzy o Zagłębiu Dąbrowskim, ale do pracy nad tym tematem zachęciło mnie przede wszystkim towarzystwo ludzi, z którymi się dobrze rozumiemy.

Jak długo przygotowywałeś się do napisania tego dramatu? Skąd czerpałeś wiedzę na temat Sosnowca i jego dziejów?

- Dużo czytałem, robiłem notatki, ale kluczowe okazały się rozmowy z sosnowiczanami. Reprezentowali różne środowiska, a nawet epoki. Każdy z nich miał do przekazania własną historię. Moja rola polegała na skonstruowaniu z tych opowieści scenariusza, który byłby możliwie najpełniejszą odpowiedzią na pytanie, czym jest mit "Czerwonego Zagłębia".

Nie po raz pierwszy sięgasz do historii PRL-u, choć w "Czerwonym Zagłębiu" pojawiają się również postaci takie jak Józef Piłsudski, Josif Dżugaszwili czy bohater powieści Żeromskiego, Doktor Judym. Czy w nawiązaniu do początku XX wieku, szczególnie do roku 1905, chodziło przede wszystkim o pokazanie rodzącej się na tych terenach polskiej, narodowej i lokalnej tożsamości?

- Przed przystąpieniem do pracy nad sztuką Zagłębie Dąbrowskie kojarzyłem przede wszystkim ze słynnym wierszem Władysława Broniewskiego. Dlatego dużym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, jak wielką rolę w historii Zagłębia odegrał ruch niepodległościowy, a ściślej mówiąc PPS, z którym związany był Józef Piłsudski. Oczywiście silny był tu również ruch komunistyczny, jednak stanowił on mniejszość. Spacerując po cmentarzu Zagórskim zdałem sobie sprawę, że Czerwone Zagłębie powstało jako połączenie silnej tradycji niepodległościowej oraz robotniczej. Bardzo podkreślano tu zawsze przywiązanie do Polski.

Obok tych, którzy pracowali przy budowie Huty Katowice, w dramacie pojawia się postać Pierwszego, która w pierwszym skojarzeniu może przywodzić na myśl, pochodzącego ze Śląska, Edwarda Gierka. Wcześniej tytułowego Generała kojarzono z Wojciechem Jaruzelskim Czy to dobry i właściwy trop?

- Od samego początku było dla mnie jasne, że bez Edwarda Gierka opowiedzenie o Czerwonym Zagłębiu będzie niemożliwe. Gierek reprezentuje żywy do dziś mit silnego człowieka w Warszawie, człowieka dzięki któremu Sosnowiec i Zagłębie Dąbrowskie miało swoją złotą epokę. Pierwszy jest tu jednak nie tyle postacią historyczną, co symboliczną.

Mówi się, że porozumienie między Zagłębiakami i Ślązakami wciąż nie jest takie, jak być powinno. Na ile ten dialog był dla Ciebie ważny przy konstruowaniu postaci i samego dramatu?

- W rozmowach z Zagłębiakami wyczułem dość silne poczucie krzywdy wobec silniejszego Śląska. Wynika ono z utraty szeregu "zdobyczy", jakimi choćby Sosnowiec cieszył się w czasach PRL. Ale nie chciałem pisać aktu oskarżenia. Bardziej myślałem o historii, która byłaby czymś w rodzaju terapeutycznego lustra dla mieszkańców Zagłębia.

W "Czerwonym Zagłębiu" postacie fikcyjne mieszają się z rzeczywistymi, co czyni zapewne dramat bardziej wariacją czy też fantazją na temat Sosnowca, a nie czysto realistyczną opowieścią o typowo historycznym zabarwieniu. Jakimi środkami budowałeś przenikanie się tych dwóch pejzaży rzeczywistości i ludzkich światów?

- Pomyślałem, że będzie to dość swobodna podróż przez dzieje, a jednocześnie historia dziejąca się w mojej głowie. Fakty historyczne potraktowałem jako pretekst do opowiedzenia czegoś w rodzaju baśni o Sosnowcu i Zagłębiu. Taka baśń może równie dobrze rozegrać się w każdym innym miejscu na ziemi. Jednak pewne konkrety, przede wszystkim ludzie wiążą ją z tym, a nie innym miejscem. Są tu sceny, które mogły zdarzyć się naprawdę albo takie, które nigdy zdarzyć się nie miały prawa. Zmyślenie, ale jak najbardziej prawdziwe, bo wszystko, co dzieje się w głowie, jest w jakiś sposób prawdziwe.

Czasy PRL-u stanowią wciąż bardzo silny teren Twojej eksploracji twórczej. Dlaczego? Czyżby bardziej od tego co tu i teraz, interesuje Cię to, co było?

- Dorastałem w tych czasach, one mnie w dużym stopniu ukształtowały, więc to chyba naturalne, że zmagam się z nimi w moich sztukach. Choć nie zgodzę się, że PRL nie ma związku z "tu i teraz". Ma bardzo silny związek. Weźmy choćby nasze "elity polityczne", które są wynikiem układu komunistów i opozycjonistów. Fortuny najbogatszych Polaków mają swoje początki w PRL. Krótko mówiąc PRL jest kodem DNA współczesnej Polski. Albo raczej skazą na tym kodzie.

W "Czerwonym Zagłębiu" po raz drugi spotykasz się z Aleksandrą Popławską i Markiem Kalitą. To oni wcześniej, zresztą z ogromnym powodzeniem, wystawili w warszawskiej Imce Twojego "Generała". Podejrzewam, że nie ze wszystkimi reżyserami osiągasz takie porozumienie, które daje pełną gwarancję sukcesu, choć najczęściej nie wchodzisz w spory z inscenizatorami swoich tekstów w teatrze.

- To prawda, praca z Olą i Markiem to bardzo ważne doświadczenie. Dobrze się rozumiemy, w wielu miejscach potrafimy się uzupełniać. Ufam ich wyborom, a oni - mam wrażenie - ufają moim. Reprezentują typ teatru, który jest mi bliski. Oparty na solidnej bazie literackiej, odwołujący się do tradycji, a jednocześnie wchodzący w żywy dialog z rzeczywistością. Nie ma w nim miejsca na sztuczki pod publikę, puszczanie oka do nowomodnej krytyki. No i muzyka, mamy podobne gusta muzyczne.

To był dobry dla Ciebie sezon. W repertuarze wciąż pozostają "Wszyscy Święci" w Bydgoszczy i "Generał" w Imce, w Teatrze Druga Strefa wystawiono monodram "Człowiek, który nie umiał odejść", w Toruniu "Licheń Story". Ukazała się też antologia Twoich dramatów wydana prze z ADiT. Satysfakcja, zadowolenie... czy może jednak niedosyt?

- Wszystkiego po trochu. Przygoda trwa i mam nadzieję, że jeszcze wiele się zdarzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji