Artykuły

Wielkiej miłości nie potrzeba słów

"Once" Derevo Theatre na XIV Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Mimu w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Świetny spektakl "Once" Teatru Derevo, który wygrał festiwal w Edynburgu, pokazano w Warszawie.

Teatr Derevo, jedna z najsłynniejszych awangardowych grup teatralnych, znów zachwyciła warszawską publiczność. Na wolskiej scenie Teatru Dramatycznego podczas Festiwalu Sztuki Mimu zaprezentowali spektakl "Once".

W tej wzruszającej opowieści o budzeniu się miłości czerpali garściami ze skarbnicy kultury europejskiej. Liryzm harmonijnie sąsiadował z groteską i humorem, a wszystko doprawione elementami horroru i czarnej magii. Derevo świetnie łączy różne teatralne tradycje: pantomimę, taniec współczesny, butoh, komedię dell' arte, klaunadę, performance, a nawet physical theatre i happening. Były odwołania do Bułhakowa, w warstwie plastycznej do malarstwa Chagalla, a także widoczne nawiązanie do awangardy rosyjskiej lat 30. XX w.

Uczucie, które obudziło się w parze głównych bohaterów, mimo że dodawało im skrzydeł, wciąż napotykało trudności i nieporozumienia. Niektóre tak groteskowe jak pijany Amor z połamanym łukiem, z którego nie był w stanie wypuścić strzały. Sporo namącił w tej opowieści diabeł, który tak jak u Bułhakowa zamiast Zła czynił Dobro i często okazywał się pomocny.

Miłość poddawana była ciągłej próbie, ale też dawała siłę i nadzieję. Wpisana była w znaki zodiaku oraz symbole popkultury. Spektakl skrzył się dowcipem, a twórcy wykazali się nieokiełznaną wyobraźnią. Zadbali o najdrobniejsze szczegóły. Kiedy główna bohaterka zaczęła marzyć o dalekiej wyprawie, statek na wiszącym na ścianie obrazie nieoczekiwanie zaczął płynąć i wypuszczał dym.

Stworzona w Petersburgu w 1988 roku przez Antona Adasińskiego i od lat 90. działająca w Dreźnie grupa Derevo jak zwykle pokazała klasę. Artyści rosyjscy osiągnęli niebywałą perfekcję ruchu i potwierdzili talent aktorski. W tej opowieści można było odnaleźć świat bliski Kabaretowi Starszych Panów. Główna bohaterka przypominała nieco ekscentryczną kobietę graną przez Barbarę Krafftównę. A Anton Adasiński był bliskim krewnym Wiesława Gołasa, który gdy "przychodził mrok wieczorny, typem stawał się upiornym", choć "rankami bywał liryczny".

Ta przewrotna, niepozbawiona czarnego humoru opowieść, daleka od sentymentalizmu, niosła dużo optymizmu. Przywracała wiarę w potęgę miłości, która - nawet nieporadna - ma w sobie ogromną siłę. A nagrodzony w Edynburgu spektakl, jak zauważyli twórcy, jest dedykowany wiecznemu dziecku, żyjącemu w każdym z nas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji