Koń a sprawa polska
Ta nielogiczna z pozoru parafraza znanego powiedzenia "słoń a sprawa polska" znajdzie uzasadnienie w felietonie. Chodzi po prostu o warszawski kabaret studencki "Koń", który pierwszymi występami zawojował stołeczną publiczność, oraz o - polską tematykę, współczesną na scenie, ekranie, w książce. Oto i ścisły związek pomiędzy "Koń"-iem a sprawą polską, oraz sprawą naszego współczesnego repertuaru, a raczej jego braku.
"Koń" powstał przed kilku tygodniami jako młodzieżowa scenka przy Teatrze Dramatycznym m. Warszawy, występując w jego niewielkiej "Sali prób". Po 3 tygodniach istnienia opanował główną scenę Teatru. Dobrze wystawione przez gospodarzy teatru przedstawienie "Antygony" Anouilha przeniesione zostało do sali prób. Role się zmieniły. Od kilkunastu więc dni występy "Konia" odbywają się na scenie Teatru Dramatycznego - wieczór w wieczór przy pełnym komplecie, czego nie można obecnie niestety powiedzieć o innych stołecznych teatrach. Walą ludziska - jak się to mówi - drzwiami i oknami do pałacowego teatru (Teatr Dramatyczny znajduje się w Pałacu Kultury i Nauki), by przez dwie godziny śmiać się z dowcipów pięciu sympatycznych młodzieńców, którzy na golusieńkiej scenie - bez dekoracji, rekwizytów, świateł, kostiumów ("grają" tylko różnobarwne ich koszule, stanowiące uzupełnienie piaskowych spodni i granatowych trampek) potrafią ukazać - głównie w wyobraźni widza - wycinki naszego życia, jego bolączki i śmiesznostki.
Czy robią to doskonale? Na pewno nie. Program nie jest odkryciem Ameryki - jak zdawali się sugerować niektórzy recenzenci. Są tu i reminiscencje z "Bim-Boma", są wspomnienia "Pineski", są nawet dawniejsze wspomnienia z repertuaru polskich komików, nie brak i "piwnicznych" chwytów - choćby owo zakończenie w ciemnościach rozjaśnionych kilku świeczkami, co stanowi przecież nieodłączne akcesorium występów brodaczy z krakowskiej "Piwnicy".
Cóż więc sprawiło, że "Koń" chwycił, że podbił stolicę, która nie może narzekać na brak rozrywek, pomysłów, nowości? Chyba to samo, co sprawia, że powodzeniem cieszą się - cieszyły zawsze i cieszyć będą zawsze - kabaretowe scenki, kontynuatorki tradycji "Zielonego Balonika", scenki żywe, o aktualnej satyrze, blisko związane z bieżącymi wydarzeniami i nastrojami, scenki ukazujące życie na gorąco.
Bo nieprawdą jest jakoby schematyczne sztuki z okresu realizmu socjalistycznego obrzydziły "nam związek sztuki z życiem", jakoby "produkcyjniaki" zniechęcały do oglądania współczesnego repertuaru, do przeżywania w teatrze problemów dzisiejszej rzeczywistości. To pragnienie - oglądania w sztuce samego siebie i otaczających nas spraw jest od wieków ściśle związane z naturą ludzką - niezależnie od epoki, "prądów", upodobań czy gustów. Co więcej, stanowi bodziec do powstawania dzieł artystycznych różnych gatunków. Oto i tajemnica wielkiej popularności i powodzenia "Konia", chęć przeżywania w teatrze spraw współczesnych, bliskich, swoich.
Tymczasem na wielkich afiszach omawiających warszawskie spektakle teatralne nie znajdziemy nic ze współczesności. Wśród olbrzymiej różnorodności sztuk są sceniczne biografie: Don Juana, Marii Stuart, Antygony, Fedry, są wielkie eposy historyczne: Wojna i Pokój, Wyzwolenie, są klasyczne komedie Moliera, Szekspira, de Rojasa, są dzieła Wildera, Pirandella, Osborne'a. Są polskie sztuki pisarzy dawnych: Fredry, Perzyńskiego, Rittnera - nie ma sztuk ukazujących bezpośrednio sprawy i problemy nam najbliższe, nasze.
Czyż w takich warunkach można się dziwić, że "Koń" staje się rewelacją teatralnego sezonu. Że nawet na tle mnożących się ostatnio scenek eksperymentalnych i teatrzyków młodzieżowych, które pełną garścią czerpią z przeżutych, przetrawionych na Zachodzie sztuk egzystencjalistycznych - "Koń" bazujący na własnym, aktualnym, tekście, na nowych, świeżych pomysłach jest czymś innym od wszystkiego i czymś bardzo potrzebnym. Że zapełnia lukę stale istniejącą i pogłębiającą się w repertuarze naszych teatrów - braku na scenie polskich sztuk współczesnych.
Paradoksalny jest fakt, że czyni to scenka prawie amatorska - w kraju liczącym kilkuset literatów, wśród których przedstawiciele dramaturgii zajmują poczesne miejsce. "Koń" by się uśmiał...