Artykuły

Zająć się radością tworzenia

- Każdy jubileusz jest okresem podsumowań, zwłaszcza w Krakowie, ponieważ to miasto jubileuszy. Miejmy świadomość, że mamy do czynienia z zespołem, który przez 55 lat z tych 60 pracował z "przetrąconym kręgosłupem" - bez własnej siedziby. Przez wiele lat czekaliśmy na to, by miasto wypowiedziało się, że chce mieć teatr opery, a nie tylko instytucję. Dopiero wybudowanie nowego gmachu spowodowało, że możemy normalnie pracować - mówi Bogusław Nowak, dyrektor Opery Krakowskiej, o jubileuszu 60-lecia.

Mateusz Borkowski: Czemu Kraków zasługuję na operę?

Bogusław Nowak: To pytanie, na które bardzo trudno jest odpowiedzieć. Nieskromnie powiem, że jako zespół Opery Krakowskiej dajemy w tej chwili wiele argumentów na to, żeby takie pytania w ogóle nie padały. Cieszymy się, że pozycja naszego teatru wśród oper w Polsce i na świecie jest dość wysoka. Mamy też poczucie, że jako zespół twórczo się skonsolidowaliśmy i stać nas na nowe wyzwania artystyczne. W tym sezonie dowodem na to była premiera "Miłości do trzech pomarańczy" Prokofiewa czy "Teresici". Żałuję, że budżet nie pozwala na to, żeby zrealizować Wagnera.

60-lecie to dobry czas na podsumowania.

- Każdy jubileusz jest okresem podsumowań, zwłaszcza w Krakowie, ponieważ to miasto jubileuszy. Miejmy świadomość, że mamy do czynienia z zespołem, który przez 55 lat z tych 60 pracował z "przetrąconym kręgosłupem" - bez własnej siedziby. Przez wiele lat czekaliśmy na to, by miasto wypowiedziało się, że chce mieć teatr opery, a nie tylko instytucję. Dopiero wybudowanie nowego gmachu spowodowało, że możemy normalnie pracować. Okazuje się, że wyzwania, które sami sobie postawiliśmy, dają wyraźne sygnały, że to nasze ukochane miejsce, na które czekaliśmy tyle lat, jest trochę za skromne w obliczu ambicji, które wytwarzamy sami sobie, ale które też budują w nas nasi widzowie. Kraków daje nam wiele możliwości, również jeśli chodzi o różne miejsca. Najlepszym przykładem są cykle koncertów wawelskich czy koncerty chórów w Muzeum Lotnictwa. Dalej będziemy szli tą drogą.

Przed nami również premiera "Skrzypka na dachu" na Kazimierzu, którą pan przygotowuje.

- To nasza wspólna inscenizacja z Emilem Wesołowskim, ale od strony reżyserskiej i choreograficznej to dzieło Wesołowskiego. To projekt, z którym wiążą nas dobre emocje. Mam nadzieję, że zagrany na Kazimierzu "Skrzypek" będzie spełnieniem marzeń naszych widzów. Miejsce spektaklu jest efektem naszej wieloletniej współpracy z Polską Spółką Gazownictwa. Dawna Gazownia Krakowska po rewitalizacji, podobnie jak ta część Kazimierza w ogóle, stała się tak uroczym zakątkiem, że wstyd byłoby tego nie wykorzystać. Ten pomysł chodził za mną już od dwóch lat. Ale myślę już też o tym, co będzie w przyszłym roku. Obiecuję kolejne, mam nadzieję, miłe dla nas i naszych widzów niespodzianki.

W związku z jubileuszem czeka nas wiele wydarzeń.

- Zobaczymy "Rigoletto", pierwszy tytuł, który wszedł na afisz Opery Krakowskiej w 1954 r. Zaprosiliśmy do tego galowego spektaklu Andrzeja Dobbera. Kolejną atrakcją będzie wystawa "Przestrzeń Opery", którą zobaczymy w Muzeum Narodowym w Krakowie. Cieszę się, że muzeum wyszło naprzeciw naszym pomysłom i w efekcie będziemy mogli skonfrontować się z pracami wielkich artystów tworzących w kontekście opery, którą ktoś kiedyś nazwał "królową sztuk audiowizualnych". Myślę, że prace Andrzeja Kreutz-Majewskiego, Tadeusza Kantora, Jerzego i Lidii Skarżyńskich, Krystyny Zachwatowicz, Borisa Kudliczki czy Kazimierza Wiśniaka sprawią zarówno twórcom, jak i odbiorcom wiele satysfakcji.

Warto też wspomnieć o wydawnictwie, które przygotowuje Anna Woźniakowska, która na 45-lecie na zamówienie ówczesnego dyrektora Jerzego Noworola zadała właśnie prowokacyjne pytanie: "Czy Kraków zasługuje na Operę?". My tym wydawnictwem po 15 latach skreślamy słowo "czy" oraz znak zapytania, zostawiając "Kraków zasługuje na Operę". Jedną z większych wartości tej książki będzie indeks tytułów i obsad. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jakie wspaniałe nazwiska związane są z naszym teatrem. Wydaje mi się, że najsympatyczniejszą klamrą będzie to, że na jubileuszu dojdzie być może do spotkania Jadwigi Romańskiej z Mariuszem Kwietniem. Byłaby to klamra dziejów naszego teatru i opery w Krakowie w ogóle.

Nowością jest, że Opera Krakowska zorganizuje w tym roku 48. Festiwal im. Jana Kiepury w Krynicy.

- Wzięliśmy odpowiedzialność za program artystyczny i podpisaliśmy trzyletni list intencyjny. Jesteśmy zadowoleni z tegorocznego programu, ale mamy trochę większe oczekiwania w stosunku do samych siebie. Na przygotowanie programu mieliśmy zaledwie trzy miesiące, a taki festiwal powinno się przygotowywać rok wcześniej, w związku z tym już dzisiaj myślimy o tym, co będzie za rok. Każdy koncert, który proponujemy, będzie innym spektaklem, to nie będzie nic w rodzaju "wyszedł, zaśpiewał, otrzymał brawa i poszedł się przebrać w inną kreację". Mam nadzieję, że uda nam się temu sprostać i myślę, że złe konteksty, które budowały się na tym festiwalu przez ostatnie trzy lata, staną się faktem historycznym i zajmiemy się radością tworzenia.

Czy miewa pan takie sytuacje jak w operze "Dyrektor teatru" W.A. Mozarta?

- Zabawne pytanie, zwłaszcza że to opera komiczna. Każdy dyrektor staje przed takimi sytuacjami, oczywiście tak drastycznych przykładów, jak tam przedstawione, nie mam. Swoją drogą to dzieło, które chciałbym pokazać kiedyś w Krakowie. Może przy okazji kolejnego jubileuszu? o

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji