Artykuły

Mieć czy być?

"Kolacja na cztery ręce" w reż. Olafa Lubaszenki w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski w Gazecie Poznańskiej.

"Kolacja na cztery ręce" Paula Barza to inteligentna komedia dla tych widzów, którzy mają ochotę choć przez jeden wieczór podglądać ludzi wielkich, przyglądać się ich słabościom i wadom. A przy okazji chcą podumać trochę nad sensem życia, a więc i nad wiecznie aktualnym dylematem: mieć czy być.

Na małej scenie Teatru Nowego oglądamy fikcyjne spotkanie przy kolacji w hotelowym apartamencie dwóch największych tuzów muzyki barokowej - Haendla i Bacha. I jeden, i drugi są sławni już za życia, ale tylko ten pierwszy spija doczesną śmietankę: jest popularny i bogaty. Umie pozyskiwać możnych sponsorów. Potrafi też sprząc swój talent z oczekiwaniami rynku, a więc z najbardziej wówczas popularną formą sztuki masowej - operą. Do swej dyspozycji ma prestiżowe londyńskie sceny muzyczne, jest pupilem Londynu i monarchów. A cóż Bach? Ma dwadzieścioro dzieci, przerabiany surdut, posadę kościelnego kantora i nic nie znaczące tytuły. Ale za to jakąż swobodę twórczą. Haendel uzależnił się od widzów, mecenasów i krytyków. Musi sprostać modom i oczekiwaniom, skoro chce żyć w komforcie i być na ustach wszystkich.

Dzisiaj opery Haendla poszły jednak w zapomnienie, a utwory Bacha pozostały arcydziełami i świecą największym blaskiem. Zatem przyszłość nagrodziła Bacha, żyjącego i tworzącego wyłącznie dla sztuki, z potrzeby tworzenia. Ale co on miał z tego za życia? Czy był z tego powodu szczęśliwy? A więc co lepiej: mieć (za życia) czy być (po śmierci)?

Rozmowy przy kolacji są okazją do wzajemnych ripost i złośliwostek, do sporów między dwoma geniuszami, są okazją do rozważań na temat kondycji artysty, wolności twórczej i rynkowego uzależnienia, filozofii życia właściwie. Oczywiście w formie lekkiej, pogodnej, ironiczno-żartobliwej. Smaczna kolacja duchowa dla widzów. Przyrządzona strawnie, ale bez mistrzostwa. Zarówno Haendlowi Mariusza Sabiniewicza, jak i Bachowi Witolda Dębickiego trudno cokolwiek zarzucić poza tym, że nie obdarzają granych postaci czymś niezwykłym, a nieuchwytnym, co samą kolację czyniłoby niepowtarzalną. Olaf Lubaszenko jako kucharz niezbyt wyraziście zaznaczył swoje piętno, serwując raczej rutynowy catering niż kunsztowną biesiadę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji