Artykuły

Mur ze styropianu

"Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" w reż. Michała Zadary w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Ryszarda Socha w Polityce.

"Ani tego nie kupiłem, ani prosiłem, a nawet byłem przeciw" - mówił Lech Wałęsa, indagowany w kwestii świeżo wystawionego przez Teatr Wybrzeże spektaklu teatralnego, którego jest tytułowym bohaterem. Postać Wałęsy nęci młodych twórców. Czy jednak mają coś ciekawego do powiedzenia?

Rok temu swoją wizję przywódcy Solidarności zaprezentowali młodzi rzeźbiarze. Była to odpowiedź na konkurs ogłoszony przez Fundację Centrum Solidarności. Jeden dostrzegł w Wałęsie bohatera na kształt biblijnego Dawida Michała Anioła, innemu pierwszy przywódca "S" skojarzył się z prasłowiańskim Światowidem o czterech obliczach. Publiczność zwiedzająca wystawę palmę pierwszeństwa przyznała muskularnemu wąsatemu "Dawidowi" z długopisem zamiast procy.

Teraz przyszła kolej na teatr. Prapremierze sztuki "Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" autorstwa Pawła Demirskiego (rocznik 1979), w reżyserii Michała Zadary (rocznik 1976) towarzyszył dużo większy rozgłos niż wystawie styropianowych pomników. Rozpisywano się na jej temat, gdy tylko zrodził się zamysł. Potem media zapewniały, że będzie to jeden z najważniejszych spektakli przygotowanych przez Teatr Wybrzeże w ostatnich latach.

Lech Wałęsa nie mógł być obecny na premierze, ponieważ przebywał za granicą. Obejrzał przedstawienie następnego dnia. Miał sporo zastrzeżeń: "Muszę powiedzieć z bolszewicką szczerością - to jest bardzo dalekie od moich postaw, od tego, o co walczyliśmy, po co walczyliśmy i jak my to wszystko widzieliśmy". Jednak ocenę wystawił łaskawie - cztery z minusem. Podobno bardziej surowa była Danuta Wałęsowa, która poprzestała na dwójce z plusem.

Akcja sztuki "Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" zamyka się w okresie od Sierpnia 1980 do Okrągłego Stołu, z krótką końcówką odwołującą się do najnowszych zmagań o prawa pracownicze (reminiscencje procesów z Biedronką). W przedstawieniu ważną rolę odgrywa styropian. Został z niego wykonany główny element scenografii - sławetny mur, który przeskoczył tytułowy bohater. Na tym murze stoczniowcy czerwoną farbą wymalowali słowo "strajk". W razie potrzeby mur zamienia się w trybunę, z której przemawiają do ludu partyjni przywódcy. Przez scenę przewijają się: Anna Walentynowicz stylizowana na Krystynę Jandę z "Człowieka z żelaza" (Karolina Adamczyk), Andrzej Gwiazda, Danuta Wałęsowa, Oriana Fallaci, Edward Gierek, Wojciech Jaruzelski, kardynał Wyszyński..., partyjni aparatczycy, stoczniowcy, działacze solidarnościowi. Aktorzy za pomocą strojów, które biorą z wieszaków po przeciwległych stronach sceny, przechodzą od roli do roli. Tylko Arkadiusz Brykalski grający Wałęsę nie ma innych wcieleń.

Teatralny Wałęsa - Brykalski - nie jest ani ucharakteryzowany na pierwowzór, ani specjalnie nie usiłuje go naśladować. I dobrze. Ale stworzona przez niego postać niewiele ma Wałęsowej charyzmy. W rezultacie, wbrew deklaracjom twórców przedstawienia, sceniczny Wałęsa wydaje się bohaterem przypadkowym, wyniesionym w górę przez okoliczności. Czy taki był faktyczny zamysł, czy mamy do czynienia z wypadkiem przy pracy?

Sam Wałęsa uznał, że przebieg scenicznych zdarzeń jest przybliżony do prawdy, "która w faktach jest prawdą, natomiast w interpretacji jest tak, jak wy to rozumiecie". Problem w tym, że owego samodzielnego, twórczego odczytania mamy w spektaklu tyle, co kot napłakał. Właściwie sprowadza się do wspomnianej już prościutkiej, publicystycznej tezy wyartykułowanej na sam koniec: kiedyś godność człowieka była deptana, powstała Solidarność, walczyła, zwyciężyła, a teraz znów pracownikom się źle dzieje, znów potrzebna jest odwaga, by walczyć o swoje prawa. Ale czy żeby wypowiedzieć gazetowy banał, trzeba było robić spektakl trwający 2 godziny i 40 minut?

Za dużo w tym przedstawieniu gadulstwa, luźno powiązanych scenek, chaotycznej bieganiny. Niedostatek dramaturgii, brak wyraźnych akcentów, płytkość dialogów, wszystko to nie sprzyja budowaniu nastroju, wyzwalaniu emocji. Wprawdzie twórcy przedstawienia próbują trochę pogłębić swe dzieło za pomocą cytatów z wielkich dramatów narodowych - "Dziadów" oraz "Wesela". Na przykład po scenie, kiedy Danuta Wałęsowa (bardzo dobra Małgorzata Brajner) mówi mężowi, że z powodu napięć związanych z polityką straciła dziecko, ten wdziewa skórę Konrada: "Ja w moją ojczyznę wcielony (...) Czuję całego cierpienia narodu, jak matka czuje w łonie bole swego płodu". Bieda w tym, że cytaty nie zawsze są fortunnie osadzone w spektaklu i za mało ich, by mogły przesłonić publicystykę. W tej "Historii wesołej, a ogromnie przez to smutnej" za dużo jest bowiem doraźności Szybkiego Teatru Miejskiego, nad którym Demirski, na co dzień kierownik literacki teatru, sprawuje pieczę. Za mało scen niedosłownych, gdzie rzeczywistość zostaje teatralnie przetworzona, jak interludium o 21 sposobach na zniszczenie kartki papieru (np. z 21 postulatami) - w zakończeniu kartka opatrzona podpisem aktora zostaje wystawiona na licytację i sprzedana widzowi.

Na premierze był Andrzej Wajda. Po pierwszym akcie na stoisku z okolicznościowymi gadżetami nabył bawełnianą koszulkę. Złożył ją w kostkę i potraktował jak poduszkę ułatwiającą siedzenie. Złośliwi uznali ten gest za spontanicznie wystawioną recenzję. Gdy spektakl wciąga, widzowie zapominają o niewygodach. Tym razem tak się jednak nie stało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji