W 80 rocznicę urodzin Bertolta Brechta
10 lutego mija 80 rocznica urodzin Bertolta Brechta, jednego z najwybitniejszych współczesnych dramatopisarzy i artystów teatru. W Polsce twórczość Brechta jest dobrze znana. Mieliśmy także okazję gościć założony i kierowany przez niego teatr Berliner Ensemble.
Warto przypomnieć, że pierwszy raz nazwisko Brechta ukazało się na polskim afiszu w roku 1929.
Wtedy to Leon Schiller wystawił w Teatrze Polskim w Warszawie "Operę za trzy grosze".
Bertolt Brecht, podobnie jak wielu niemieckichmantyfaszystów, opuścił swoją ojczyznę w chwili dojścia do władzy Hitlera. Jeździł po świecie, był w Danii, Szwecji, Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii. Wrócił do Berlina w roku 1948. 8 listopada 1949 roku powstał Berliner Ensemble. Zespół odbywał liczne tournée po Europie, wszędzie entuzjastycznie przyjmowany.
Brecht chętnie przyjmował do siebie młodych reżyserów z różnych krajów. Jednym z jego asystentów był Konrad Swinarski.
Laureat Nagrody Leninowskiej, wielki artysta, bojownik o pokój i postęp, autor sztuk i wierszy znanych na całym świecie, umiera 14 sierpnia 1956 roku.
Poniżej zamieszczamy wspomnienie o Bertolcie Brechcie pióra Ireny Eichlerówny. Wielbił on jej talent, zachwycał się kreacjami, korzystał z każdej okazji, by obejrzeć nową rolę artystki. Mówił, że jest jedną z największych aktorek świata. Przypomnijmy, że we wczesnych latach trzydziestych Irena Eichlerówna grała Polly w "Operze za trzy grosze" w teatrze lwowskim w reż. Wacława Radulskiego. Oddajmy glos Irenie Eichlerównie: "Był dla nas serdeczny, człowiek "zrywu", nawet entuzjazmu - radośnie o tym pamiętać w zimnym czasie. Podczas swoich pobytów w Warszawie zazwyczaj zjawiał się na przedstawieniach Teatru Współczesnego - "naprzeciwko kościoła" - co mu się szalenie podobało - czuł się jakby z w zaraniu powstawania teatru. Był na "Profesji pani Warren" Shawa, w reżyserii Wilama Horzycy (Eichlerówna grała rolę tytułową - przyp. red). Przyszedł na jeden akt, co było w jego zwyczaju, bo w ciągu wieczoru odwiedzał kilka teatrów. Przyszedł na jeden akt, został na całym spektaklu ku naszemu zadowoleniu. Kilka lat później był również na "Karocy" Prospera Merimée w reżyserii Michała Meliny. Odwiedzili mnie w garderobie już razem z żoną Heleną Weigel, która bardzo chciała, żebym zagrała Marię Stuart Schillera w Berliner Ensemble, razem z nią jako Elżbietą. Ja nie znam niemieckiego, nie mogłam się zdobyć na decyzją nauki roli Marii. Nie wpłynęło to jednak na czarującą dyskusję i atmosferę łącznie z mierzeniem mojego olbrzymiego, czarnego wachlarza z "karocy". Ale wówczas nikt nie robił nam fotografii.
Gdy grałam "Matkę Courage" była u mnie w garderobie Helena Weigel już sama, bez męża. Obie omijałyśmy w rozmowie brak wśród nas Brechta, choć wspominałyśmy, jak w małej grupce wesoło odprowadzaliśmy ich zawsze na dworzec w Warszawie, gdy odjeżdżali po swych tu występach. I mówiłyśmy, jak zawsze Brecht pragnął, abym zagrała jego Matkę Courage. - "Ale dla Polaków" - zaznaczałam mocno "dla Polaków!". I zgadzał się chętnie. I grałam tę Jego Matkę Gourage "poprzez polskość". Oczywiście to była zupełnie inna Matka Courage - taka, jaka odpowiadała naszej wojnie. Jestem pewna, że on nie dziwiłby się, iż napisał taką polską sztukę!