Klasyka dobrze unowocześniona (fragm.)
"Madame Butterfly" i "Kartoteka" - te dwa przedstawienia będą miały swoje swoje premiery jednego dnia w jednym gmachu. Pierwsze z nich na scenie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, drugie na deskach Teatru Narodowego.
"Madame Butterfly" i "Kartoteka" to kanon. Dramat Tadeusza Różewicza jest lekturą obowiązkową nie tylko dla licealistów, ale dla wszystkich miłośników teatru. Opera Pucciniego znajduje się w repertuarze większości światowych scen operowych.
Bez japońskiej Cepelii
Reżyserię opery Pucciniego dyrektor Opery Narodowej powierzył Mariuszowi Trelińskiemu. Na czele orkiestry stanie światowej sławy meksykański dyrygent Enrique Diemecke. Scenografię zaprojektował młody słowacki scenograf Boris F. Kudlicka, a pomysłodawcami kostiumów są Magdalena Tesławska i Paweł Garbarczyk, współautorzy sukcesu "Ogniem i mieczem". Choreografem przedstawienia jest Emil Wesołowski.
To międzynarodowe i znakomite grono twórców przygotowało spektakl operowy, który "jest nasycony niezwykłymi walorami artystycznymi" - jak zapewnia Waldemar Dąbrowski, dyrektor naczelny Teatru Wielkiego-Opery Narodowej. - Poprosiliśmy do współpracy Enricque Diemecke, bo szukaliśmy prawdziwego "specjalisty" od Pucciniego. I właśnie on w środowisku muzycznym ma taką opinię - dodaje. Dyrygent przyznaje, że z tak niekonwencjonalnie zainscenizowaną "Madame Butterfly" spotkał się po raz pierwszy.
- Nie będę chyba niegrzeczny, jeżeli powiem, że praca w operze jest bardzo męcząca - mówi Diemecke. - Nie tylko dlatego, że są w niej śpiewacy, ale też reżyserzy z różnymi koncepcjami, którzy chcą ogarniać całość, nawet warstwę muzyczną. Współpracując z wieloma osobami, muszę być elastyczny - tłumaczy.
Enricque Diemecke stanie za pulpitem dyrygenckim czterokrotnie, w kolejnych spektaklach zastąpi go Sławomir Wróblewski, który jest obecnie asystentem dyrygenta.
- Kilka razy dyrygowałem "Madame Butterfly" - wspomina Diemecke. - Były to tradycyjne wystawienia i wszystkim czegoś brakowało. Myślę, że elementu fantazji. A publiczność wychowana przez kino i telewizję stała się wymagająca. Chce zobaczyć coś sensownego. Myślę, że tym przedstawieniem nie będzie zawiedziona - dodaje.
Reżyser Mariusz Treliński pracował już w Teatrze Wielkim. Reżyserował na małej scenie "Wyrywacza serc". Tym razem debiutuje na dużej scenie operowej.
- Jesteśmy w końcowej fazie przygotowań do premiery. Nieco zdenerwowani i ciekawi, jak nasza praca zostanie przyjęta przez publiczność - mówi Mariusz Treliński. - Przystępując do realizacji "Madame Butterfly" bałem się kilku rzeczy. Ta opera jest bardzo trudna i w moim rozumieniu znajduje się na krawędzi kiczu. Najważniejsze zatem było znalezienie klucza estetycznego. Postanowiłem więc, że nie będzie na scenie żadnej japońskiej Cepelii - pagody, kimona, kwiatu wiśni. Asceza, znak, symbol, skrót, chłodna plastyka - te elementy trzymają libretto na wodzy. Moim zdaniem "Madame Butterfly", to nie historyjka, ale dramat. Opowieść o kobiecie, która poświęca wszystko mężczyźnie, rodzinę, wiarę, dziecko, w końcu siebie. To historia o miłości, która posunęła się za daleko, przekroczyła granicę tabu - opowiada Treliński.
Opera ma dwie obsady. W roli Butterfly zobaczymy Izabellę Kłosińską i Tatianę Zacharczuk. Pinkertona zagrają na zmianę Krzysztof Bednarek i Bogusław Morka. Partię Suzuki wykonają Katarzyna Suska i Agnieszka Zwierko-Wiercioch.