Statysta to posągowy artysta
Reżyser opery "Madame Butterfly" wybierał wczoraj rybaków i wojowników xamadori
- Dziesięć minut i po wszystkim. Ten nabór to nic wielkiego. Trzeba się tylko podobać wizualnie reżyserowi. Statysta przecież nie śpiewa - mówi Wiesław Borkowski, kierownik statystów Opery Narodowej. Wczoraj można było się zatrudnić w "Madame Butterfly".
- Może jakiś facet z centymetrem będzie mierzył nas w barkach? - zastanawiają się Jacek i Wojtek, cioteczni bracia. Przyszli z ciekawości. O naborze powiedział im wujek.
Z centymetrem nikt jednak nie chodzi. Andrzej Bartmański, asystent reżysera, jedynie ogląda. Najpierw wojowników xamadori.
- Potrzebuję atletycznych mężczyzn. Będziecie pokazywać swoje torsy - mówi Bartmański. - Część wojowników zjedzie w koszach, z wysokości ośmiu metrów. Lęk wysokości raczej niewskazany.
Zakwalifikowani wpisują swoje dane na kartkę. Kolej na rybaków.
- Będą się poruszać po scenie w małych, chybotliwych łódeczkach. Niech wstaną osoby niskie i szczupłe - prosi asystent.
Wybiera kilka drobnych dziewczyn. Podchodzi do Jacka i Wojtka. - Zawsze jest tak, że ktoś nie może. Będziecie panowie rybakami rezerwowymi - decyduje.
Rybakiem będzie też Łukasz Zbrzeżny, student Politechniki Warszawskiej. Jest jednym z ok. siedemdziesięciu statystów ze stałego składu. Reżyserzy Opery Narodowej wybierają ich do większości przedstawień. Łukasz gra od dziewięciu lat.
- W ilu operach biorę udział? O rany, dużo tego teraz. "Romeo i Julia", "Carmen", "Bal Maskowy", "Nabucco", "Śpiąca Królewna", "Jezioro Łabędzie" - wymienia.
Twierdzi, że pieniądze do statystowania raczej go nie przyciągają. Za występ dostaje bowiem 30 zł brutto, dzień prób to zarobek 15 zł.
- Starcza na kieszonkowe, przychodzimy więc raczej dla towarzystwa. A także, podobnie jak inni widzowie, do teatru. Tyle że z drugiej strony. Od środka ciekawie to wygląda - zapewnia.
Statyści mówią, że ich praca to głównie przejścia przez scenę albo stanie w miejscu. - W "Turandocie" musisz wystać dwadzieścia minut w plastikowym stroju. Wychodzisz jak z sauny.
- Ja tych ludzi podziwiam - mówi Andrzej Bartmański. - Przez 15 minut stać nieruchomo nie jest łatwo. A kiedy stoi tak 35 identycznie ubranych osób? Jeden się poruszy i cała scena do kitu.