Artykuły

Między trzepakiem a studnią

"Edyp" w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie Nowej Hucie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Zadanie społeczne zostało spełnione. Rezultat zadania artystycznego jest dość wątpliwy.

W świąteczny piątkowy wieczór do nowohuckiej Łaźni Nowej przyszło sporo osób. Starsi i młodsi, wyelegantowani i na luzie, miejscowi i przyjezdni z Krakowa. Wypełniona widownia, nie na premierze, ale na zwykłym przedstawieniu, na które trzeba kupić bilet, to znak, że Łaźnia została zaakceptowana. To pierwsze zwycięstwo. Drugie - to zaangażowanie mieszkańców Huty, których Bartosz Szydłowski zaprosił do "Edypa". Dorośli (w różnym wieku) wystąpili jako chór, 15-letni Kamil Gidlewski z poprawczaka jako Koryfeusz, a paru niesfornych kilkulatków jako towarzysze Posłańca. Chór był przejęty, Gidlewski okazał się utalentowanym i skupionym aktorem, a dzieci bawiły sceniczną (czy raczej podwórkową) swobodą i wdziękiem.

Blokowisko i polis

Bartosz Szydłowski zobaczył Edypa na nowohuckiej ulicy. Szukał wspólnej przestrzeni dla blokowiska i starożytnego polis. Spektakl grany jest w wielkiej hali z amfiteatralnie ustawioną widownią, a scenografia sugeruje i blokowisko, i polis. I współczesny konkret, i odwołanie do antyku. Wysoko nad miejscem gry (nie ma tu sceny) - zdeformowane, spłaszczone białe maski. Ławki, trzepaki, sznury do wieszania prania, studzienna pompa, okna w bocznych ścianach tworzą klimat międzyblokowego podwórka.

Połączenie antycznej tragedii ze współczesnością w spektaklu jednak nie poszło tak gładko jak w scenografii. Choć Jakub Palacz (Edyp) nosi skórzany płaszcz, jego aktorstwo niewiele różni się od "konwencji chitonów", z którą tak chciał walczyć reżyser. Nawiasem mówiąc, już chyba nikt nie wystawia greckich tragedii w chitonach; Szydłowskiemu chodziło chyba o konwencję patetycznej recytacji. Patosu tutaj nie ma, ale recytacja i owszem, tyle że nieco dyskretniejsza. Edyp jest postacią nijaką, a gdy pojawia się Jokasta (Alicja Bienicewicz), widać gołym okiem różnicę klasy aktorskiej czy też po prostu scenicznej siły. Nijakość Edypa powoduje, że spektakl rozpada się na poszczególne sceny i pomysły, same w sobie nawet efektowne, ale niezbyt uzasadnione. Czemu Edyp nagle dziecinnieje i kłóci się z Kreonem (Rafał Kosecki) pod trzepakiem o władzę jak chłopczyk? Gdyby wcześniej wykazał się jakimkolwiek wyrazistym charakterem, taka zmiana mogłaby być ciekawa. A tak pozostaje tylko jeszcze jednym rekwizytem współczesności, podobnie jak rower Posłańca (Jerzy Święch), wózek inwalidzki Tejrezjasza (Uta Wagner), gitara i podśpiewywanie Pasterza (Bartosz Szydłowski w nagłym zastępstwie za Augustyna Mirgę, romskiego muzyka z Nowej Huty).

Chór współczesny?

Pustym znakiem współczesności i zakorzenienia pozostał też Chór. Zwyczajni ludzie w zwyczajnych ubraniach wchodzą z zapalonymi zniczami, rozwieszają pranie, stoją z wiaderkami w kolejce do studni (wody nie ma, bo Teby są ziemią przeklętą - skąd więc to pranie?), w finale tańczą. Ich twarze ożywiają za sprawą projekcji zawieszone nad miejscem gry maski, ich głosy napominają i błagają Edypa. Ale te porwane, muzycznie skomponowane frazy i przepływające czarno-białe twarze spokojnie mogłyby się znaleźć w "chitonowym" spektaklu. Obecność chóru jest tylko malowniczym przerywnikiem w historii Edypa, przypominającym, że rzecz dzieje się w Nowej Hucie - no i w starożytnych Tebach. Ale sprawa Edypa jakby ich nie dotyczyła, inaczej niż u Sofoklesa. Mieszkańcy Nowej Huty nie stali się mieszkańcami Teb, blokowisko nie zamieniło się w polis.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji