Imiona władzy pojadą do Berlina
Bolesław Barlog, wybitny niemiecki reżyser teatralny, dyrektor teatrów im. Schillera i Schlosspark w Berlinie zachodnim bawi w Polsce wraz ze swą żoną od 10 dni. Pan Barlog przyjechał do nas na zaproszenie Min. Kultury. W Polsce pozostaje do 14 bm. po czym udaje się na 3 tygodnie do Zw. Radzieckiego.
Czy dużo zdołał Pan obejrzeć w ciągu tych 10 dni - pytam "schwytawszy" znakomitego gościa w warszawskim Bristolu.
- Bardzo dużo. Byłem w Gdańsku, Sopocie, Gdyni, Malborku, Krakowie, Nowej Hucie, Zakopanem. Odwiedziłem prawie wszystkie największe polskie teatry, rozmawiałem z aktorami, reżyserami.
I jakie wrażenie?
- Podziwiam żywotność waszego życia teatralnego, liczbę teatrów, ich dążność do eksperymentowania, ambicje. W czasie pobytu w Krakowie byłem m. in. w studenckim teatrzyku D. 38. Otóż teatrzyk ten próbuje najnowszą sztukę Becketta graną dotąd jedynie w Londynie, Paryżu, i Berlinie. To mi zaimponowało. Podobnie zresztą jak zainteresowanie waszych teatrów dramaturgią zachodnią.
A które z przedstawień oglądanych u nas najbardziej Pana zainteresowało?
- Warszawskie "Imiona władzy". Poważnie myślę nad możliwością wystawienia tej sztuki w jednym ze swoich teatrów. Bardzo podobały mi się także krakowska "Święta Joanna" i warszawskie "Muchy". Macie dobrych reżyserów i wielu utalentowanych aktorów zarówno starszego jak i młodego pokolenia.
A spostrzeżenia pozateatralne?
- Jestem w Polsce po raz pierwszy. Zdumiewa mnie tempo waszej odbudowy i piękna jej forma, szczególnie w Gdańsku i Warszawie. Poza tym jestem serdecznie wzruszony polską gościnnością.