To jest nasza klasa
Nagrodzony tegoroczną nagrodą Nike dramat "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka rok po premierze w londyńskim National Theatre został w ten weekend po raz pierwszy wystawiony w Polsce - w Teatrze Na Woli w Warszawie. Detalicznie opisana i nazwana, przez jednych opłakana, przez innych oprotestowana i zanegowana, jedwabińska zbrodnia znalazła w końcu swoje miejsce w historycznej i społecznej pamięci. Tam, gdzie jej dokonano, już od blisko dziesięciu lat stoi pomnik. Burzliwa debata na jej temat przeorała - taką mam nadzieję - świadomość Polaków. Ostatnich świadków, katów, a także tych nielicznych, których tamtego dnia -10 lipca 1941 r. - udało się wymknąć oprawcom, nie ma już na tym świecie.
Chciałoby się więc wiedzę o tamtych wydarzeniach umieścić w takim miejscu pamięci, gdzie mniej boli. Ja sama w pewnym momencie potrzebowałam się od tego ciężaru uwolnić. Bo jako redaktorka książki Anny Bikont "My z Jedwabnego" (Tadeusz Słobodzianek, odbierając nagrodę Nike, powiedział, że me byłoby "Naszej klasy", gdyby nie książka Bikont i "Sąsiedzi" Jana T. Grossa) przez kilka długich lat obcowałam z cierpieniem i traumą ofiar Jedwabnego.
Sztuka Słobodzianka "Nasza klasa. Historia w XIV lekcjach" przenosi naszą wiedzę o tamtych wydarzeniach, ich przeżywanie i związaną z tym traumę w całkiem inny wymiar. Czasem trudny do zaakceptowania.
To przecież tak naturalny odruch: potępić zbrodniarzy i współczuć ofiarom, rozdzielić ich losy, pokazać je w czerni i bieli. Tymczasem Słobodzianek splątuje losy swoich bohaterów, uczniów jednej klasy w małym miasteczku, w którym możemy rozpoznać Jedwabne, w węzeł nie do rozwiązania przez dziesięciolecia. Mordercy, gwałciciele, donosiciele, ich ofiary - wszyscy - tkwią w tym samym zaklętym kręgu, z którego nie sposób się uwolnić ani emigrując do Izraela czy Ameryki, ani zostając księdzem czy partyjnym aparatczykiem w PRL-u. Wszyscy naznaczeni wspólnotą tych samych przeżyć, zbrodni, tajemnic. I jakoś sobie bliscy.
Czternaście lekcji, trzy godziny spektaklu, siedemdziesiąt lat historii Polski i historii bohaterów - wszystko to działa na widownię hipnotyzująco. To nie jest opowieść o tej konkretnej zbrodni, ale - że użyję patetycznego zwrotu - o tragizmie i absurdzie ludzkiej egzystencji uwikłanej w historię. Zwyczajni - ani dobrzy, ani źli - ludzie zderzyli się z czymś, co ich przerosło. W chwili próby nie zdali egzaminu i już nigdy się z tego nie podźwignęli.
Lubię po spektaklu podsłuchiwać, o czym mówią widzowie. Spierali się, czy dziecięce rymowanki, które w spektaklu - niczym grecki chór - komentują i kontrapunktują wydarzenia, słyszeli w dzieciństwie w swoich klasach, czy też powstały one specjalnie dla sztuki Słobodzianka. I opowiadali o naszej, to jest - swojej klasie.
"Nasza klasa" Słobodzianka pytanie o zbrodnię i karę, winę i potępienie, cierpienie i przebaczenie przeniesie z historii i sceny wprost do naszego życia.