Artykuły

Krótsza droga do wielkiej muzyki

Chmurny listopadowy wieczór w małym zachodniopomorskim miasteczku. W oknach migoczą światła telewizorów. Pustka na uliczkach. A na przystanku PKS stoi tłumek pań w wieczorowych kreacjach i panów w garniturach. Czekają na operobus, który zawiezie ich do Szczecina na "Nabucca" Verdiego - reportaż Ewy Podgajnej w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

Operobus to specjalna linia autobusowa, którą Opera na Zamku w Szczecinie dwa razy w miesiącu dowozi na swoje spektakle melomanów z województwa. Na trasie ze Szczecinka, z przystankami w Bornem-Sulinowie, Czaplinku. Złocieńcu. Drawsku Pomorskim, Węgorzewie i Chociwlu. Na "Pajace" Leoncavalla. "Księżniczkę czardasza" Kalmana, .I teraz "Nabucca".

- W dyspozytorni szczecineckiego PKS-u na początku kpili sobie, że będziemy po drodze pasażerów łapać - wspomina Zygmunt Kula. pilot operobusu. - Teraz się im rewanżuję: "Czy wy macie tak duży autobus, który zaspokoiłlby nasze potrzeby?" Do pierwszego operobusu wsiadło siedmiu pasażerów.

Trzeci autobus - ten na Verdiego musia łjuż byc piętrowy bo zgłosiło się 74 melomanów. Ja pojechałam jako 75.

Autobus pod nos

Krzysztof Bednarek, korespondent regionalnego dziennika, lubi muzykę poważną. Ale w Drawsku Pomorskim, gdzie mieszka, jego pasja może objawiać się w tym, że ma dużo płyt, których słucha w domu. Oczywiście ma świadomość, że taki odbiór kultury to nie to samo co na żywo. Niejednokrotnie chciał się wybrać do Szczecina, bo tam mu do opery najbliżej, ale prywatny wyjazd to cała wyprawa.

- Dojazd w jakieś dwie godziny, potem trzeba znaleźć w nieznanym mieście parking na wieczór, no i męczący powrót do domu około północy - wylicza. - To są problemy, które potrafią do tego typu eskapad zniechęcić.

Zniechęcają skutecznie - w operze pan Krzysztof nie był kilkanaście lat. Ale teraz, kiedy pojawiło się takie udogodnienie transportowe, czy mógł nie skorzystać?

Przez całą drogę z głośników sączy się operowa muzyka. Na małym ekranie telewizora leci szczecińska inscenizacja "Księżniczki czardasza". Zapadamy się w wygodne fotele. Dwie młode panie rozmawiają o dzieciach. Pani Jolanta ma dwóch synków: cztero- i trzylatka. Pani Aneta czteroletnią córeczkę. Maluchy razem chodzą do przedszkola, a ich mamy razem wybrały się do opery. Jolanta Czepe, radca prawny w Urzędzie Miejskim w Złocieńcu, kiedy studiowała w Gdańsku, często bywała w operze, teatrze i filharmonii. Ale to było pięć lat temu. Potem czas zabrały obowiązki rodzinne i zawodowe. Teraz do opery w Szczecinie jedzie z koleżanką Anetą Szurgot, anglistką w gimnazjum w Wierzchowie pod Złocieńcem i w małej szkółce wiejskiej w Machlinach pod Czaplinkiem. Mężowie zostali z pociechami, choć trochę się buntowali.

- Chyba wstyd by mi było, że nie skorzystałam, skoro to jest nam wręcz podawane pod nos - mówi Jolanta Czepe. - Jadę, żeby spotkać się z kulturą wyższą.

Dodaje jeszcze, że należy do inteligencji, a to do czegoś zobowiązuje.

Parterowa kultura nie wystarcza

- Jedzie z nami pani Alicja, która "Nabucca" widziała już dwa razy - informuje pilot. - Poprosiłem ją o podzielenie się z nami swoimi wrażeniami. Podaje mikrofon Alicji Lewowickiej z Bornego-Sulinowa, która wcześniej w domu uporządkowała swoje wspomnienia na dwóch kartkach papieru. Nie opuściła żadnego kursu operobusem: - Jak na przystanku PKS zobaczyłam informację, że będzie jeździł taki operobus do szczecińskiej opery, to się pierwsza zgłosiłam - mówi. Warszawianka z dziada pradziada, w młodości chodziła w stolicy na każdą operę. Do Bornego-Sulinowa przyjechała osiem lat temu, "na stare lata". - Miejscowość jest bardzo ładna, a nawet bardzo piękna. Ale z kulturą to już różnie bywa, a właściwie nie ma nic - wzdycha.

Pamięta, jak w Bornem-Sulinowie zorganizowano występ Hanki Bielickiej. Gwiazda, którą przecież wszyscy znają, owszem przyjechała i... zrezygnowała z występu. Sprzedało się sześć biletów. - Sześć biletów na 4 tys. mieszkańców

- załamuje ręce pani Lewowicka. - Ale niechby choć sześciu uczniów pojechało do opery w Szczecinie...

Pani Alicja poszła zainteresować operobusem miejscową szkołę. W sekretariacie opowiedziała, że w planach jest "Mądra" Carla Orffa, że to będzie baśń dla dzieci, że może uczniowie... - A kto na to pojedzie? - usłyszała.

Pilot opowiada nam anegdotę, jak Verdi nie zdał egzaminów do konserwatorium mediolańskiego. - Komisja egzaminacyjna uznała, że nie ma talentu, czytałam o tym w "Przewodniku operowym" Kańskiego - mówi jedna z pasażerek. Zaraz nawiązuje się dysputa, czy to barwna anegdota, czy może jednak prawda.

Zbigniew Różycki z Bornego-Sulinowa uśmiecha się: - Jestem przeszczęśliwy, siedząc w operobusie i widząc, że oprócz mnie jest jakaś grupa ludzi, której nie wystarcza parterowy poziom kulturowy, którzy mają w sobie potrzebę uczestnictwa w wyższej kulturze. Wspaniały pomysł dowartościowania kulturowego ludzi z małych miejscowości. Szkoda, że nie ma tu z nami dyrektora miejscowego domu kultury, nauczycieli ze szkół, burmistrza.

Opera w Bornem-Sulinowie

Wracają po północy. Atmosfera w operobusie staje się towarzyska. Nieznający się wcześniej pasażerowie pytają się o wrażenia z "Nabucca". Chór niewolników "Va pensiero" każdego chwyta za serce. Wszyscy powtarzają: prześliczne, prześliczne.

Państwo Różyccy (on prawnik, ona lekarz) od pięciu lat mieszkają w Bornem--Sulinowie. Przenieśli się z Częstochowy, stamtąd do opery w Bytomiu też mieli daleko, więc na operze nie byli latami.- Mamy znajomego, który mieszka w Szczecinie i Bornem-Sulinowie - opowiada Zbigniew Różycki. - Często uczestniczy w koncertach, ogląda turnieje tenorów. Przekazuje nam swoje wrażenia, pokazuje prospekty. Teraz my możemy mu się zrewanżować opinią.

Alicja Lewowicka na "Nabucco" była już dwa razy. Raz w Odessie, ale wtedy operę ocenzurowano i pocięto, drugi raz w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie dla uczczenia 150-łecia premiery w Mediolanie. Śpiewali wtedy Bednarek, Walewska, Morka. Wtedy była zachwycona. W Szczecinie też jej się bardzo podobało. - Ten spektakl dał mi dużo duchowo - mówi. - Ale parametry sceny operowej w Szczecinie stanowczo za małe, nie można sobie pozwolić na rozmach. Wie pani, w Bornem-Sulinowie jest taki dom leśnika, może tam zrobić filię opery? - Nie jestem melomanem, ale wszystkim polecam, żeby wybrali się do opery, bardzo mi się podobało - uśmiecha się Jolanta Czepe.

A pilot Zygmunt Kula też się cieszy:- Teraz w Czaplinku, Drawsku i Bornem-Sulinowie mówi się o operze.

OPEROBUS

To specjalna linia autobusowa, która do Opery na Zamku dowozi (a potem odwozi do domu) melomanów z województwa. Wyrusza ze Szczecinka i po drodze zatrzymuje się w Bornem-Sulinowie, Czaplinku, Złocieńcu, Drawsku Pomorskim, Węgorzynie i Chociwlu. Pierwszy operobus ruszył 9 października. Przywiózł melomanów na "Księżniczkę czardasza" Kalmana. Drugi 22 października na "Rycerskość wieśniaczą" Mascagniego i "Pajace" Leoncavalla. Trzeci, 5 listopada, na "Nabucca" Verdiego.

Do końca roku operobus pojedzie jeszcze na "Mądrą" Orffa (26 listopada), "Requiem polskie" Pendereckiego (10 grudnia) i sylwestrowy "Bal u księcia Orłowskiego" Straussa. Przejazd operobusem jest płatny, ale ceny są bardzo korzystne, np. ze Szczecinka do Szczecina i z powrotem płaci się 15 zt. Do tego w kasie Opery trzeba zarezerwować, a przed spektaklem wykupić bilet na spektakl, który kosztuje od 16 do 38 zł, w zależności od miejsca na widowni. Operobusy finansuje Opera na Zamku, wspomagana przez budżety gmin, które zadeklarowały swój udział w projekcie. W przyszłym roku planowane są nowe trasy, m.in. z Kołobrzegu i Wałcza. Opera planuje też uruchomienie linii operobusów dla niemieckich melomanów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji