Artykuły

Warszawa. Premiera "Don Kichota"

W Teatrze Wielkim - Operze Narodowej trwają przygotowania do ostatniej w tym sezonie artystycznym premiery baletowej - "Don Kichota".

"Don Kichot" wraca do repertuaru Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w nowej wersji choreograficznej wybitnego rosyjskiego tancerza Aleksieja Fadiejeczewa. Premiera w czwartek.

"Don Kichot" (1869) to jeden ze słynnych klasyków baletowych, po który sięgają kolejne pokolenia twórców baletu. Autorem libretta i choreografii jest Marius Petipa, który zasłynął przede wszystkim jako autor układów baletowych do "Jeziora łabędziego" Piotra Czajkowskiego. Muzykę do "Don Kichota" napisał Ludwig Minkus, Austriak, który w połowie XIX wieku działał jako nadworny kompozytor baletów na dworze carskim w Sankt Petersburgu.

"Don Kichot" w wersji Fadieczejwa, który zachował wiele układów Petipy, m.in. brawurowe pas de deux z 32 obrotami tancerki, przeszedł przez wiele scen baletowych na świecie, m.in. w Tokio, Moskwie, Neapolu. Warszawska produkcja, jak zapewnia Fadieczejew, będzie nieco inna, dostosowana do tancerzy Polskiego Baletu Narodowego. Na scenie wystąpią bohaterowie epopei Cervantesa: błędny rycerz Don Kichot, Sanczo Pansa, młoda para Kitri - Dulcynea i Basilio, kluczową rolę odegra koń Don Kichota, Rosynant, pomysłowo zaprojektowany przez scenografa Thomasa Mikę.

Muzycznie przygotowują spektakl Aleksiej Bakłan, dyrygent Ukraińskiej Opery Narodowej, oraz Marta Kluczyńska. Wystąpią m.in.: Yuka Ebihara, Aleksandra Liashenko, Marta Fidler, Makism Wojtiul, Siergiej Basałajew.

Rozmowa z Martą Kluczyńską*, dyrygentką:

Anna S. Dębowska: Po co dyrygent w operze?

Marta Kluczyńska: Lepiej zapytać, jakich cech potrzeba, aby być dyrygentem operowym. Nie każdy muzyk z batutą się w tym odnajduje. Już na studiach dużo pracowałam ze śpiewakami. Stopniowo poznawałam specyfikę głosu ludzkiego, repertuar nie tylko symfoniczny, ale i operowy - cały ten olbrzymi obszar wiedzy. W 2008 roku uczestniczyłam w wystawieniu "Buntu żaków" Tadeusza Szeligowskiego na scenie kameralnej Opery Narodowej - to była wspólna produkcja absolwentów Uniwersytetu Muzycznego i Akademii Teatralnej. Potem zadyrygowałam spektaklem dla dzieci "W krainie czarodziejskiego fletu". Szybko zrozumiałam, co oznacza często wypowiadane przez starszych muzyków: "Uważaj, bo teatr wciąga".

Konieczna jest podzielność uwagi.

- Trzeba łączyć ze sobą wiele elementów. Nie wystarczą dobry warsztat, umiejętność współpracy z muzykami. Opery są dłuższe niż symfonie, aparat wykonawczy często dużo większy, dochodzi do tego narracja dramatyczna - słowo i akcja. No i śpiewacy. Znam dyrygenta, który unikał opery, bo nie lubił pracować z wokalistami. Śpiewacy mentalnie przypominają aktorów - lubią być w centrum zainteresowania, co paradoksalnie jest cechą w tym zawodzie niezbędną. Dla dyrygenta oznacza to wypracowanie odrębnego podejścia. Do tego dochodzi reżyser, który oczywiście chce zrealizować swoją wizję. Muzycy śmieją się z ustawiania śpiewaków "na placu Piłsudskiego". Tak się mówi, kiedy reżyserzy próbują przesuwać solistów lub chór w głąb sceny, skąd ich nie słychać, a cała wina spada na orkiestrę, że gra za głośno. Kombinat osobowości.

Jak układa się współpraca z baletem?

- To jest kolejny świat artystyczny. Balet klasyczny wymaga szczególnej precyzji w łączeniu ruchu i muzyki, umiejętności panowania nad czasem. Dyrygowałam wcześniej "Dziadkiem do orzechów", poza tym baletami Krzysztofa Pastora, ale to jest zupełnie co innego. W pracy nad "Don Kichotem" uczestniczę od początku.

Jak się pani przygotowywała?

- Przygotowuję się nieustannie. Uczę się baletowego języka, np. nazw figur. Obserwuję, jak dysponować muzycznym czasem, aby tancerz czuł się komfortowo, mógł np. wyprostować nogę, na moment zastygnąć w plastycznej wizji choreograficznej i nie zatracić przy tym odpowiedniej narracji muzycznej. To od orkiestry idzie impuls w stronę sceny, to muzyka ma dać energię. Dużo się uczę od Aleksieja Bakłana. On wszystko wie o balecie, rozmawia z tancerzami, jakby sam był jednym z nich.

Tancerka musi mieć czas na 32 obroty.

- Tak, chodzi o słynne pas de deux z "Don Kichota". To jeden z najsławniejszych układów Mariusa Petipy, bardzo popisowy, pojawia się na wielu galach. Tancerka ma wykonać dokładnie 32 piruety tzw. fouetté, na które wszyscy czekają. Jak je zsynchronizować z muzyką, żeby ostatni obrót wypadł dokładnie na koniec frazy? Koniecznie muszą być 32.

Największe wyzwanie dla pani w Teatrze Wielkim?

- Śmiało mogę powiedzieć, że to był "Projekt P" i opera Marcina Stańczyka "Solarize". Bardzo trudna, gęsta partytura. Dodatkowo Marcin debiutował w operze, reżyser Krzysztof Garbaczewski także.

Współcześni kompozytorzy unikają tradycyjnego traktowania głosu, nie chcą być blisko tradycji XIX-wiecznej. Jednocześnie libretta są bardziej abstrakcyjne i złożone. W obsadzie "Solarize" nie było solistów, tylko chór, który miał dużą rolę. Wyzwaniem była współpraca z aktorami. Musiałam bardzo dużo uwagi poświęcić temu, żeby ruch sceniczny zgadzał się z zapisem nutowym. Premiera była w kwietniu, a ja już w grudniu ubiegłego roku dostawałam fragmenty od kompozytorów, żeby ćwiczyć i mieć opanowaną warstwę muzyczną.

Kobieta dyrygent to właściwy człowiek na właściwym miejscu?

- Wciąż jesteśmy w mniejszości, ale nie dlatego, że nie mamy predyspozycji do tego zawodu. Znam wielu kiepskich dyrygentów mężczyzn. Nie ma jednej recepty na to, jak być dobrym dyrygentem. Są osobowości, dla których ludzie chcą grać, i to nie musi się wiązać z terrorem. Rolą dyrygenta jest inspirowanie ludzi. Raz pracuje z lepszą, raz z gorszą orkiestrą, od niego zależy, ile wyciągnie z materiału, który ma do dyspozycji.

Może potrzeba parytetów?

- Nie, to się musi zmieniać stopniowo.

Więc dlaczego wciąż jest tak mało dyrygentek i jest im ciężej?

- Niezależnie od zawodu ludzie chyba są przyzwyczajeni do bezwzględnego zarządzania, które jest kojarzone z męskością. O delikatnej kobiecie powiedzą, że ciotka Klotka, o stanowczej, że hetera. Płeć nie ma nic wspólnego z profesjonalizmem, więc dla profesjonalnej orkiestry nie powinna mieć znaczenia. Faceci, nawet gdy nie mają racji, często zachowują się tak, jakby ją mieli, a kobieta dopuszcza pomyłkę. Dyrygent nie może się mylić. Jak powiedział mi kiedyś jeden znany kolega po fachu: "Bracie, ten zawód jest praktycznie niewykonywalny".

*Marta Kluczyńska - ur. 1985, od sezonu artystycznego 2008/09 związana jest z Teatrem Wielkim - Operą Narodową, gdzie zadebiutowała w wieku 24 lat, prowadząc przedstawienie "W krainie czarodziejskiego fletu". Potem dyrygowała spektaklami baletowymi Krzysztofa Pastora: "Tristan" oraz "I przejdą deszcze".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji