Artykuły

Po co jest teatr dla młodego widza?

"Władca Skarpetek" Jacka Timingeriu w reż. autora w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Joanna Ostrowska, członek Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Tytułowe pytanie, choć wydaje się banalne, zadaję sobie często - i jako rodzic chodzący z dzieckiem do teatru, i jako badaczka zajmująca się teatrem. Wydaje się, iż współcześnie wszystko, co istnieje, musi mieć swoje uzasadnienie i zastosowanie, powinno spełniać praktyczne cele. Jakie z nich spełniać może teatr dla młodego widza? Odpowiedzią, która przychodzi mi do głowy jako pierwsza, jest hasło, którym - jak pamiętam z dzieciństwa - reklamowało się ZOO: teatr "uczy, bawi, wychowuje". Ponieważ wszystkie te uzasadnienia źle się kojarzą, jako związane z nudą edukacji, prymitywizmem bawienia się i dyscyplinującym wymiarem wychowania - głupio je wpisywać w zjawisko, takie jak teatr, które się lubi. Ale może teatr potrafi czasem spełniać te wszystkie funkcje w sposób mądry, pozbawiony przymusu i dętego dydaktyzmu, tak że nagle okazują się one nie takie głupie? Wszystko zależy od tego, czy za przedstawienie, które ma spełniać takie funkcje biorą się inteligentni artyści, poważnie podchodzący do sprawy. Do dziś i ja, i moje dziecko pamiętamy bardzo fajny spektakl o przerażającym tytule "Przyjaciel w mundurze" Marty Guśniowskiej, w reżyserii Janusza Ryla-Krystianowskiego z poznańskiego Teatru Animacji (premiera 2005), w którym niejaki Sierżant Pyrek uczył dzieci bezpiecznych zachowań na drodze i w kontaktach z nieznajomymi.

Przykładami teatru, który mądrze, w ciekawej formie artystycznej "uczy, bawi i wychowuje", są dwa spektakle, jakie widziałam w wałbrzyskim Teatrze Lalki i Aktora.

Czy ci z Państwa, którzy są rodzicami, próbowali kiedyś przekonać dzieci, że utrzymywanie porządku jest w porządku? Najczęściej jest to działanie z góry skazane na niepowodzenie - nie ma nic nudniejszego niż sprzątanie; wprost przeciwnie do robienia bałaganu. A jednak Jacek Timingeriu, autor i reżyser "Władcy skarpetek", debiutant na scenie lalkowej pokazał, że poszukiwanie zaginionej skarpetki może być fascynującą przygodą. Przy okazji pouczającą.

Na widownię, przy zasłoniętej jeszcze kurtynie, wpada Jan - dorosły, trochę mało pozbierany widz. Spóźnił się, bo - bez skutku - szukał swojej skarpetki. Rozpoczyna rozmowę z dziećmi i postanawia widzom opowiedzieć o sobie, kiedy był w ich wieku. Wtedy też poszukiwał zaginionej skarpetki. Rozpoczyna się właściwa opowieść: Jan przenosi się do swojego dziecinnego pokoju, spogląda na siebie - lalkę małego Jasia, dla której zostanie poruszycielem-lalkarzem. Razem wyruszą na poszukiwanie skarpetki, którą może ktoś na złość schował? A może ukradły ją krasnoludki? A może zginęła w praniu pożarta przez pralkę? Podróżować będą przez magiczną przestrzeń, jaką okaże się dom w czasie, gdy rodzice śpią.

W spektaklu pozornie wszystko skoncentrowane jest na prezentacji jednej prostej myśli - dzieci powinny sprzątać w swoich pokojach, bo bałagan sprowadza wiele, wiele kłopotów. Ta myśl, przeprowadzona bardzo klarownie przez całą narrację, nie pada w żadnym momencie przedstawienia w formie nakazu. Nie jest nawet artykułowana wprost. Bohater dochodzi do niej sam, w wyniku doświadczeń zbieranych w podróży przez dom, gdzie napotyka rozmaite przedmioty, które straciły swoich przyjaciół, albo wręcz rozdzielone pary (czajnik, którego filiżanka zaginęła). Wszystkie cierpią przez rozłąkę i tęsknią. Końcowa piosenka "Porządek jest w porządku" jest nie tyle nakazem, co atrakcyjnym ukazaniem przewodniej myśli przedstawienia, które dzieciom przekazuje wiedzę (na przykład o sposobach recyklowania śmieci), przy okazji mądrze je bawiąc.

Ten edukacyjno-wychowawczy wymiar przedstawienia ubrany jest w prostą, ale starannie zakomponowaną formę i to ją cenię chyba nawet bardziej niż zalety poznawcze. Estetyka tego spektaklu jest cudowną lekcją, jak można bawić się teatrem i robić "teatr z niczego". Przestrzeń sceniczną budują proste elementy: czarne zastawki, w miarę potrzeby zamieniające się w ścianę kuchni czy wąski korytarz piwniczny, który podświetlony odległym źródłem światła sprawia wrażenie tajemniczego miejsca. Na ich tle pojawiają się zastawki na kółkach tworzące niezbędne w danej chwili rekwizyty - głównie meble. Elementy scenografii bywają wręcz genialne w swojej prostocie, jak białe płótno z dziurą-ustami, które jest trzęsącą się pralką połykającą pranie.

Na szczególną uwagę zasługują w tym kontekście intermedia, grane przez duchy mieszkania, będące w dużej części śmieszną zabawą teatrem i niejako demonstrowaniem jego możliwości w budowaniu rozmaitych światów i gagów. Nawet zwykła zmiana dekoracji staje się pretekstem do zabawy, co ważne - takiej zabawy, jaką mogą po spektaklu podjąć w domu same dzieci. Równie fajnym pomysłem są wstawki muzyczne: tworzenie muzyki (rytmów) przy pomocy przedmiotów występujących w danej scenie. Moimi absolutnymi faworytami były tu sceny tęsknego songu czajnika oraz melodia (tak! właśnie melodia!) wygrana na workach na śmieci. Timingeriu - muzyk teatralnie wyedukowany w Akademii Praktyk Teatralnych w Gardzienicach, stworzył spektakl, w którym muzyka jest pełnoprawnym elementem budowania spektaklu i który pokazuje, że muzyka jest wszędzie, a do jej tworzenia użyć można absolutnie wszystkiego.

"Władca skarpetek" to teatr dla dzieci trochę staromodny w budowaniu narracji, ale rewelacyjny od strony teatralnej i chciałoby się, żeby więcej spektakli w tak zabawny i mądry sposób zajmowało się wspieraniem rodziców w trudzie wychowania. Należy się również cieszyć, że w teatrze dla młodych widzów pojawił się kolejny ciekawy twórca.

Adresatami widowiska Jacka Timingeriu były dzieci między trzecim a piątym rokiem życia, natomiast bajka autorstwa Marty Guśniowskiej "Królestwo Koralowej Rafy" w reżyserii Marioli Ordak-Świątkiewicz może zainteresować przede wszystkim nieco starszych widzów. Choć nie przesadnie starszych; przyznam, iż znając tekst dramatu, wkraczałam do teatru pełna obaw, ponieważ wraz ze mną wchodziło tam kilka klas gimnazjalnych. Ku memu - nie ukrywam - ogromnemu zdumieniu spektakl wyszedł z tej konfrontacji zwycięsko. A raczej - by być dokładnym - do konfrontacji nie doszło. Młodsza młodzież została całkowicie zawojowana przez bajkę; samo to może świadczyć, iż w wałbrzyskim spektaklu mamy do czynienia z porządną teatralną robotą.

Choć miałam poczucie, że można z tekstu Guśniowskiej wydobyć więcej, to i tak oglądanie spektaklu sprawiło mi sporo satysfakcji i dało dużo dobrej zabawy. Młodszym też Czy fakt, że przedstawienie to jest przede wszystkim inteligentną rozrywką, miałoby jakoś deprecjonować jego wartość? Nie wydaje mi się. To przecież duża sztuka zrobić spektakl, jaki może przynieść radość widzom w różnym wieku, a tych w wieku najtrudniejszym zaprosić do zabawy, która nie sprowadza się do wywołania prymitywnego rechotu.

Sam tekst Guśniowskiej jest rewelacyjny. Należy właściwie powiedzieć - jak zwykle. To przykład "teatru rodzinnego", w którym każda grupa wiekowa może znaleźć coś dla siebie: jest i regularna baśń z przesłaniem, i zgrabnie, inteligentnie, dowcipnie napisane dialogi. Dla tych lepiej osadzonych w rzeczywistości kulturowej pojawiają się takie klejnociki, jak homar Homer czy krewetka, która pod wpływem psychodelicznej chmury zmienia imię z Sushi San na Wasabi. Inscenizacja dodaje do tego inne konteksty, jak wystylizowanie baru, w którym spotykają się główni bohaterowie, na ten znany z filmu "Gwiezdne wojny".

W "Królestwie Koralowej Rafy" jest wszystko, co potrzebne do zbudowania porządnego spektaklu: zgrabnie poprowadzona opowieść i mądre przesłanie. Królewna Delfina musi wyruszyć w trudną drogę, by uwolnić Króla - dla niej ukochanego ojca, dla wszystkich pozostałych - okrutnego tyrana. Cała, najeżona przygodami podróż (której motyw jest naczelnym schematem narracyjnym dramatów Guśniowskiej) jest dla Delfiny próbą pogodzenia swojego obrazu ojca i uczuć do niego z tym, jak go widzą inni. Do Królewny dociera, że porządek miłości niekoniecznie da się pogodzić z racjonalnym oglądem drugiego człowieka i wcale nie musi to oznaczać, że miłość musi przegrać. Pewnie dotyka to gdzieś doświadczeń młodych ludzi, którzy kochają swoich niedoskonałych rodziców; teatr upewnia ich w tym, że jest to dobre i zrozumiałe. Finał spektaklu przynosi inną cenną, choć być może trochę niemodną prawdę, że drugi człowiek jest dla nas największym skarbem. Tym, co niestety zgubiło się gdzieś w inscenizacji, były niektóre żarty słowne, którym nie dano szansy wybrzmieć do końca - gdzieś zgubiły się w aktorskiej ekspresji.

Wałbrzyska inscenizacja zrobiona jest bardzo prostymi środkami - trzy podesty i kilka funkcjonalnych, pełniących rozmaite role, przymocowanych do nich żagli. Dla młodych widzów może to być kolejną wspaniałą lekcją, jak nie robiąc teatru "na bogato" można pokazać wielość światów. Spektakl, który widziałam, był dla aktorów drugim tego dnia, mieli prawo być zmęczeni, ale - mimo sporej ilości fizycznych, wręcz akrobatycznych działań (Piraniello podwieszony za nogi i w tej pozycji wygłaszający kilka swoich kwestii) byli bardzo energetyczni, żywiołowi. Sprawiali wrażenie, że granie przynosi im dużo radości i satysfakcji, i że sami też czerpią przyjemność z tego, co robią. Nic dziwnego, że ta energia i zadowolenie przenosiły się na widownię.

Obejrzane w tym sezonie spektakle skierowane do młodego widza napełniają mnie wielką otuchą i nadzieją, że przyszłość teatru w Polsce (nie tylko tego dla dzieci) może rysować się całkiem optymistycznie. Teatrem dla młodych zajęli się ostatnio w większej liczbie ludzie, którzy traktują swoich widzów jako inteligentne, wrażliwe i mądre istoty. Mam nadzieję, że przyniesie to owoce - nie tylko w teatrze. Skoro polska szkoła, pogrążając się w systemowych praktykach formatowania mózgów młodych ludzi tak, by wykształcić ich na jednostki pozbawione zdolności myślenia, raczej się nie nadaje ani do edukacji, ani do wychowania (nie mówiąc już o bawieniu, które pomaga w jednym i w drugim), jest prawdziwą rewelacją, że teatr mądrze przejął tę misję. I radzi z nią sobie - przykładem scena w Wałbrzychu - świetnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji