Artykuły

Homo viator

"Ony" Marty Guśniowskiej w reż. Aliny Moś-Kerger w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Szymon Kazimierczak, członek Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Gorzowski Teatr im. Juliusza Osterwy zwrócił się do młodzieży w wieku dwunastu-piętnastu lat - chyba najbardziej wymagającej publiczności, zwykle zaniedbywanej przez teatr. I chociaż nie jest w tym ambitnym geście odosobniony - rewelacyjne premiery dla tej grupy realizował ostatnio także Wrocławski Teatr Lalek oraz wałbrzyski Teatr im. Szaniawskiego - to właśnie "Onego" mam za najlepsze osiągnięcie sezonu w tej dziedzinie. W odróżnieniu od bardziej licealnych "Znikających szkół" (Wałbrzych) oraz spektaklu "Sam, czyli przygotowanie do życia w rodzinie" (Wrocław), spektakl gorzowski ma wymiar egzystencjalnego traktatu o drodze człowieka, który stopniowo traci dziecięce złudzenia, czy może raczej - dziecięcą optykę.

Bohater sztuki został nazwany przez autorkę Ony, więc ani to on, ani ona, ani dziecko, ani dorosły, chciałoby się rzec filozoficznie - i chyba nie będzie w tym wiele przesady - Każdy. Bardziej przemawiająca wydaje się jednak zawarta w tym słowie próba określenia trudno definiowalnej, bo właśnie w tym wieku się definiującej, tożsamości głównego bohatera, ale jednocześnie także adresata tej sztuki - już nie dziecka, jeszcze nie dorosłego, zaczynającego postrzegać świat zupełnie innym niż do tej pory, uczącego się co w relacjach międzyludzkich oznacza jego płciowość, etc. Mimo wyznania autorki w wywiadzie dla "Dialogu" (7-8/2013), że wymyślanie tytułów sprawia jej zawsze kłopot, to w tym właśnie przypadku tytuł dramatu idealnie przylega do jego problematyki.

"Zastanawialiście się kiedyś, jak to będzie, kiedy was już nie będzie?" - takim zdaniem bohater otwiera spektakl i jest w tym zapowiedź drogi, którą na naszych oczach odbędzie. Chwilę wcześniej grający go aktor (Bartosz Bandura) wejdzie na scenę krokiem starca - i także jako starzec, pod kraciastym kocem, zakończy swoją odyseję. Onego gra dwudziestoparoletni mężczyzna, choć Guśniowska w didaskaliach zasugerowała, że powinien być grany przez lalkę, co prawdopodobnie lepiej przylegałoby do jego zagadkowej kondycji, budowałoby ciekawszy ciąg znaczeń, otwierałoby nowe możliwości kreowania sytuacji scenicznych (swoją drogą, bardzo chciałbym zobaczyć inscenizację "Onego", w którym tytułowy bohater byłby ożywionym przedmiotem...). Ale może to życzeniowe marudzenie, bo w tym spektaklu wszystko działa dokładnie tak jak trzeba. Jest to nawet pewien jego fenomen: być może mógłby być lepszy, poprowadzony nieco bardziej pomysłowo, głębiej interpretujący tekst dramatu, z ciekawszymi rolami, ale - obserwując niezwykle żywe reakcje młodej widowni, która kompletnie dała mu się uwieść - naprawdę nie ma się czego czepiać. Co więcej, wydaje się, że to właśnie prostota, czasem wręcz prostolinijność większości pomysłów reżyserskich czyni go niezwykle przejrzystym i komunikatywnym. A kiedy na widowni siedzi kilkudziesięciu Onych, te cechy naprawdę się liczą.

Odyseja Onego zaczyna się pytaniem o ojca, które uruchamia cały dramat, ale i wyznacza jego zasadę:

ONY: Postanowiłem zapytać Mamę, dlaczego Tato już z nami nie mieszka.

MAMA: Ponieważ twój ojciec okazał się zwyczajnym...

ONY: Piratem!

MAMA: Popłynął sobie, Bóg jeden raczy wiedzieć gdzie... Z tą swoją...

ONY: Papugą!

Ony nie jest ani głupi ani naiwny. Co prawda ogląda świat oczami wyobraźni, ale jest to dla niego niezbędna tarcza - dla tak młodego człowieka byłoby niewykonalne po prostu przyjąć do wiadomości, że jego ojciec stracił nim zainteresowanie, albo też zwyczajnie jest egoistycznym tchórzem. Widzowie, niczym domorośli psycholodzy, ten falochron bohatera dostrzegają szybciej niż on sam, zaś Ony, by dostrzec prawdę o sobie, będzie musiał udać się w długą podróż. Wiele kolejnych sytuacji w spektaklu zbudowanych jest na tej samej, niezwykle poruszającej zasadzie: bohater przepuszcza (często bardzo dramatyczne) zdarzenia przez swoją optykę, rozumie je na tyle, na ile pozwala mu jego wrażliwość i wiedza o świecie, ale jednocześnie traktowany jest przez twórców przedstawienia bardzo serio. Przyglądamy się jego doświadczeniom i procesowi poznawania świata. Rozumiemy, że potrzebuje czasu, by pewne sprawy dostrzec, jakimi są w rzeczywistości.

Ta optyka sprawi, że nerwowo załamaną Mamę odjeżdżającą do szpitala, Ony zobaczy jako księżniczkę w lektyce, zaś Wujka alkoholika - jako czarnoksiężnika, który w swoim laboratorium prokuruje magiczne eliksiry. Tułaczka Onego będzie trwała aż do przepoczwarzenia się w starca - i stopniowo jego postrzeganie świata będzie się zmieniać. Po drodze spotka feerię baśniowych (ale też jednocześnie dziwnie zakorzenionych w codziennym doświadczeniu widzów) postaci, których grać będą aktorzy z plakietkami wyjaśniającymi, kim są: Kwiatem, spadającymi Dachówkami, Muchą, Pająkiem, Wiatrem, Kurzem, Czasem, Starością. Znów chciałoby się może zobaczyć więcej - przecież to fantastyczny materiał dla lalkarzy, i na taką inscenizację z pewnością warto poczekać - ale te przeklęte (wydawałoby się: łopatologiczne) plakietki po prostu tu działają. Dzięki nim lepiej można się odnaleźć w nagromadzeniu różnorodnych postaci, które wchodzą i wychodzą w zawrotnym tempie, w lot też łapie się przepyszne dowcipy i językowe gry, którymi najeżony jest tekst Guśniowskiej. Podobnie działa tutaj umowna, prosta scenografia, przypominająca dziecięce place zabaw - konstrukcja z drabinkami, linami, podestami.

Kolejne etapy życia Onego mijają w rytmie krótkich scen. W poszukiwaniu Ojca Ony trafia też do sierocińca dla tatusiów, w którym dorośli mężczyźni konkurują ze sobą, zabiegając o uwagę dzieci. Kiedy jednak przychodzi do najważniejszego spotkania z Ojcem, Ony zaczyna rozumieć nieco więcej:

ONY: Zastanawiałem się, jak to się stało, że Ojciec nie był już Piratem. Podobno był w tym całkiem niezły - miał jednak nazbyt dużo wiary w Człowieka, przez co nagminnie oszukiwano go, robiono w konia, wpuszczano w maliny i wystrychano na dudka. W końcu nabito go w Butelkę - wraz ze Statkiem. Po kilku ciasnych miesiącach udało mu się wreszcie wydostać - lecz Statek pozostał już tam na zawsze... Ojciec bardzo tęsknił za swym Statkiem, stąd często zaglądał do Butelki...

Metaforyka tego krótkiego, pomysłowego monologu, przejrzyście i uczciwie (choć przecież jednocześnie bardzo skrótowo!) pokazuje dramat człowieka, którego życie naznaczyła seria złych wyborów: dawał się oszukiwać, popadł w długi, stracił to co kochał i zaczął pić w samotności. Kiedy Ojciec ignoruje bohatera i, oświadczając że jego syn był malutki, zaś on jest "Dorosłym Człowiekiem", ponownie odchodzi, przemierzony przez Onego świat "zawala się nagle i bez uprzedzenia", a jego "wszystkie plany i marzenia legły w szaroburych gruzach". Powrót do Księżniczki, którą wcześniej zostawił, by znalazła swojego księcia (obraz dziewczyny siedzącej w bezruchu i czekającej na podeście - prosty, a piękny), byłby może banałem, gdyby to zdarzenie nie było organiczną konsekwencją ludzkiej drogi. Dopiero kiedy Ony zrozumiał Ojca, zorientował się że Księżniczka czeka na niego i to z nią spędzi życie. Wydaje się, że bajka skończy się na "żyli długo i szczęśliwie" - i częściowo tak rzeczywiście się dzieje. W ostatniej scenie Ony opowiada, jak on i jego Księżniczka zaprzyjaźnili się ze Starością i jak jego, znów starca, przepełniało przeczucie, że "coś ma się wydarzyć". I w tym momencie wolno gaśnie nad nimi światło i spektakl dobiega końca. Tak niewiele wystarczyło tu za wszystkie eschatologiczne rozprawy.

Reżyserkę "Onego", Alinę Moś-Kerger można by chwalić długo. W słuchaniu tekstu myśli długofalowo - nie skupia się na chwilowym efekcie, tylko szuka tego co istotnie ważne (a "Ony" stwarza możliwości do popisu), ogranicza środki teatralne do minimum, eksponując samo sedno historii Guśniowskiej (może szkoda tylko, że skoro udało się zaprosić do realizacji muzyki coraz to modniejszy duet The Dumplings - nota bene współtworzony przez dwójkę szesnastolatków - nie wyeksponowano ich kompozycji nieco wyraźniej). Co jednak najważniejsze - wydaje się, że reżyserka doskonale czuje złożoną wrażliwość swojej publiczności. W tym spektaklu kumuluje się wiele zalet teatru dla młodzieży - na czele właśnie z przemożną potrzebą komunikacji z młodym widzem. Wygląda na to, że ta potrzeba rozmowy z Onymi z wolna roznosi się po polskich scenach. Oby tak dalej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji