Damy i Huzary
Po premierze "Dam i huzarów" Aleksandra Fredry w warszawskim teatrze "Bagatela'' w 1921 r. - ówczesny recenzent teatralny "Czasu" T. Boy-Żeleński pisał:
"W swoim rodzaju "Damy i huzary" nie ustępują najlepszym utworom fredrowskim; lekkość i misterność faktury, wysnucie akcji z samej gry charakterów bez żadnych mechanicznych powikłań: przedziwne skojarzenie humoru z sentymentem, otworzenie perspektywy na heroiczny poemat, w którym ten utwór jest jak gdyby prześlicznym scherzo - to wszystko sprawia, iż "Dam i huzarów" słucha się zawsze z jakąś rzewną rozkoszą". A w cztery lata później po premierze w Teatrze Narodowym;
"Te "Damy i huzary" uchodzą raczej za jeden z pomniejszych jego utworów, a cóż to za klejnocik czystej wody! Niby to drobne, niby to błahe, ale kiedy się wpatrzyć w to misterne dzierganie nitek, kiedy się wsłuchać w rytm dialogu, kiedy się wczuć w to przedziwne zmieszanie sentymentu z humorem, doznaje się tego, co może wyrazić tylko jedno słowo (...) - słowo rozkosz".
Po wojnie komedia ta nie zrobiła specjalnej kariery. Rekordy biła znakomita komedia "Mąż i żona" (z którą zespół warszawskiego Teatru Kameralnego był w Paryżu, a teraz ma jechać do Londynu), arcyzabawny "Pan Jowialski'" oczywiście nieśmiertelna "Zemsta" no i urocze zawsze "Śluby Panieńskie". "Damy i huzary" wystawił w Warszawie tylko Teatr Powszechny jeszcze we wrześniu 1946 r.
Pojawienie się tej jednak dość błahej - niezależnie od oceny Boya - komedyjki na afiszu Teatru Wojska Polskiego było pewną niespodzianką. Teatr ten przyzwyczaił nas do tego, że niemal każda jego premiera jest artystycznym wydarzeniem - bądź repertuarowym (przede wszystkim) bądź inscenizacyjnym, a najczęściej i jednym i drugim. Nie można tego powiedzieć o "Damach i huzarach".
Jeśli kierownictwo teatru uważało, że należy koniecznie przypomnieć tę komedię, to chyba reżyser musiał mieć jakąś nową jej koncepcję, realizacja której mogłaby wydobyć jakieś nowe walory komediowe sztuki, ukazać ją w nowoczesnym kształcie inscenizacyjnym i scenograficznym (bawiący niedawno u nas Narodowy Teatr Słoweński z Lubiany pokazał, jak ciekawie i nowocześnie można grać np. Moliera!). Niestety, reżyseria była "zespołowa", więc też nie mogło być żadnej jednolitej koncepcji, ani nowej ani opartej o klasyczne konwencje fredrowskie.
Komedia otrzymała mocną obsadę (W. Łuczycka, T. Chmielewski, Cz. Kalinowski, F. Chmurkowski, A. Dzwonkowski i in.), brakło jej jednak fredrowskiego temperamentu, który właśnie w "Damach i huzarach" wypowiada się najmocniej. I wyrównanego tempa. (Pod tym względem lepsze było przedstawienie Teatru Powszechnego). Jeśli na sali mimo to są częste wybuchy śmiechu i braw, to jest w tym przede wszystkim zasługa samego Fredry a poza tym T. Chmielewskiego (Major), A. Dzwonkowskiego (Grześ) i F. Chmurkowskiego (Kapelan).
Dekoracja Ireny Burke nie odbiegała od tradycyjnych wnętrz fredrowskich komedii.
Morał: ostrożnie na przyszłość z "reżyserią zespołową".
Postulat: więcej inwencji i pomysłowości, więcej ambicji przy wznawianiu Fredry.