Artyści Teatru Polskiego z powrotem w Warszawie
Zagraniczne pociągi mają to do siebie, że też się czasem spóźniają. Taki przypadek spotkał wtorkowy pociąg Berlin-Warszawa, wiozący aktorów Teatru Polskiego po występach londyńskich do domu.
Peron Dworca Głównego od przeszło godzinnego wyczekiwania przeszedł zapachem kolorowego groszku, którego liczne wiązanki przynieśli na powitanie przedstawiciele świata teatru i przyszli adepci sztuki z PWST.
Mimo wiatru i chłodu powitanie było bardzo gorące i serdeczne, powracający zaś po 50 godzinach jazdy pociągiem - zmęczeni. Nie chcieliśmy ich więc męczyć długimi wywiadami.
Pani Mieczysława Ćwiklińska zdążyła nam powiedzieć tylko, że "Londyn to monstrualnie męczące miasto, partiami piękne, partiami brzydkie".
Pani Janina Romanówna wspominała "serdeczność, oddanie i mnóstwo pozostawionych przyjaciół w Albionie". Na pytanie o wrażenia kobiece, melodyjnie odpowiedziała, że "oczy wprost wychodziły do kolorowych szmatek". Jeśli zaś trzeba "coś" o przyjęciu i przedstawieniach, to "recenzje w angielskich dziennikach były znakomite"...
Udaje się nam złapać w przelocie - wśród "Domu kobiet" - Czesława Wołłejkę. Zapytany o "męskie wrażenia" odpowiada: "Straszna nuda, chciałem być jak najprędzej w domu". Po chwili widzimy go w objęciach (lub raczej odwrotnie) swojej córki, Magdalenki.