Artykuły

Latające talerze lądują na ziemi

GUNTHER WEISENBORN czołowy współczesny drama­turg niemiecki, jest w Pol­sce mało znanym pisarzem. Jest on autorem szeregu utworów dramatycznych i powieściowych (wiele z nich zekranizowano), które zdobyły mu światowy rozgłos i sławę. Niektóre teatry NRD orga­nizują festiwale jego sztuk. Jego no­we dramaty i powieści wystawia się i wydaje w wielu krajach Europy, Ameryki i Azji. O powodzeniu, ja­kim się cieszą jego sztuki, świad­czyć może chociażby fakt, że w Wiedniu po ostatnim akcie dramatu "Lofter", w wykonaniu Teatru Wol­nego Miasta Bremy, musiano 60 ra­zy podnosić kurtynę.

Tymczasem w Polsce o Weisenbornie wiedzą tylko nieliczni. Opty­miści twierdzą, że po ostatnim po­bycie pisarza w Polsce stan ten zmieni się na lepsze, że wydawnic­twa zainteresują się jego bogatą twórczością powieściową, a teatry dramatami. Cóż, kiedy nic - przy­najmniej jak dotąd - nie potwier­dza tego optymizmu. Mówi się wprawdzie o tym, że obecnie tłuma­czy się na język polski jego auto­biografię "Memoriał" (napisaną w 1947 r.), ale to nas przecież nie za­dowala. Dziwi także i to, że posz­czególne teatry w swych planach repertuarowych nie uwzględniają sztuk tego wybitnego pisarza. War­to byłoby pokusić się o wystawie­nie w Polsce dramatu zatytułowa­nego "Lofter, czyli człowiek, który stracił twarz" - ballady o człowie­ku z zniekształconą twarzą czy też udramatyzowanej legendy o pokoju i miłości - "Hiszpańskie wesele".

Wyłomu w tej zmowie niedostrze­gania dokonał Teatr Ziemi Pomor­skiej, wystawiając na scenie w Byd­goszczy jedną z jego komedii pt. "Latające talerze lądują na ziemi", która została napisana w latach 1954-55. Oprócz słów uznania, że to Bydgoszcz dała polską prapremierę tego utworu i - o ile się nie mylę - tego pisarza, jawi się pytanie, co spowodowało, że znany krytyk tea­tralny, a jednocześnie konsultant li­teracki Teatru Ziemi Pomorskiej, Roman Szydłowski, zdecydował się przełożyć właśnie ten, a nie inny utwór.

Przyznaję lojalnie, że nie znam całokształtu twórczości dramatycz­nej Weisenborna, ale wydaje mi się, że nie najlepsza to sztuka spo­śród wielu przez niego napisanych. W przeciwnym razie należałoby się dziwić rozgłosowi, jaki sobie nimi zdobył. Obawiam się, że minie jesz­cze wiele czasu, zanim dalsze teatry zdecydują się na wystawienie jego pozostałych sztuk, a wydawnictwa zaopatrzą księgarnie w jego powie­ści. I dlatego też z konieczności spo­glądać będziemy na Weisenborna tylko z pozycji "latających talerzy", co będzie zubożające i jednocześnie krzywdzące dla niego.

"Latające talerze" są ciekawą i in­teresującą komedią o ekspedycji dwu uroczych kociaków NA i NU, której zadaniem jest zbadanie stosunku, jaki panuje między ludźmi na ziemi, a który nazywa się "miłością". Na planecie, z której obie przybyły, a która wyprzedziła nasze stadium cywilizacyjne o wiele tysięcy lat, przezwyciężono już wszelkie uczu­cia zmysłowe: głód i ból, miłość i nienawiść. Od tej chwili panuje tam sielanka, nie ma wojen, zaś męż­czyzn, sprawców wszystkiego złe­go, odizolowano w zamkniętym po­mieszczeniu. Tam mogą rządzić, mo­gą politykować, uprawiać dyploma­cję, ba, nawet straszyć się nawza­jem wypowiadaniem wojny. Kobiety na tej planecie kierują się zasa­dami zimnego rozsądku.

Ekspedycja natrafia na gromadę robotników budujących tor kolejo­wy. Oni to służą jako eksponaty dla doświadczenia NA i NU. Oni to - prócz magazynów ilustrowanych, które do nich dotarły, oraz słowni­ków i encyklopedii, które posiadał pracujący wśród nich student Gil - są jedynymi wiarygodnymi źródłami o mieszkańcach ziemi.

NU zakochuje się w Gilu. Pozostaje głu­cha na nawoływania i upomnienia NA. Decyduje się na pozostanie na ziemi z Gilem. Niech odlatuje ta­lerz z NA do Wielkich Matek. Ona pozostanie z Gilem. Obetnie sobie długie, piękne, niebieskie włosy, aby już niczym nie różnić się od dziew­czyn zamieszkujących ziemię.

Ktoś powie - błaha komedyjka o urzekającej sile miłości, której nie zdołała się oprzeć nawet NU, kieru­jąca się w swym postępowaniu tyl­ko czystym rozsądkiem. Ktoś inny doda - schematyzm. A jednak, mi­mo tych niewątpliwych wad, jest w niej coś, co głęboko zapada w wi­dza. Akcja toczy się wartko, sytua­cje zmieniają się jak w fotoplastikonie, prostota i prostactwo robotni­ków kolejowych kontrastują z inte­ligencją NA i NU, trochę technicz­nej fantazji, nieco polityki, intryga miłosna, sensacja i mile stonowany sex appel. Wszyscy się bawią, cieszą z wzajemnego poznania i poznawa­nia, a przecież pod koniec czuje się, że na scenie narasta jakaś tragedia. Jeszcze przytłacza ją śmiech, jeszcze oddala miłosne qui pro quo. Ale kiedy w końcowej scenie NU szuka ukochanego Gila, dla którego pozo­stała na ziemi, a nawet obcięła wło­sy, aby upodobnić się do ziemskich kobiet, a ten, bez słowa wytłumacze­nia, bez sekundy potrzebnej do na­mysłu wybiera Annę, struna tragiz­mu pęka i nagle wszyscy czujemy się źle. Tyle, że Wielkie Matki litu­ją się nad NU i przysyłają po nią latający talerz. Szybując już w prze­stworzach coraz to cichnącym gło­sem NU pociesza Gila, którego ko­cha, mimo zdrady, jakiej się dopu­ścił w stosunku do niej: "Dobrze zrobiłeś Gilu, wybierając Annę". A potem, coraz już cichszym głosem dodaje (cytuję z pamięci): "O jak dziwni, jak dziwni są ludzie. Gdyby tylko zechcieli, mogłoby im być do­brze na ziemi...".

Bydgoska prapremiera sztuki Weisenborna spotkała się z życzliwym przyjęciem publiczności. Piękny ję­zyk przekładu Romana Szydłowskiego, krótkie zdania, trafnie odda­jące specyfikę humoru i dowcipu Weisenborna, znacznie ułatwiły pra­cę aktorom.

Zarówno Grażyna Juchniewicz (NU), jak i Wanda Rucińska (NA) stworzyły bardzo ciekawe role, prze­de wszystkim w momentach, gdy zakochana w Gilu NU pragnie po­dzielić się z NA doświadczeniami miłosnymi, ale w swym słownictwie nie może znaleźć odpowiednich słów, aby je wyrazić. Szczególnie intere­sująco jednak wypadła G. Juchniewicz w końcowych partiach ostat­niego aktu. Mimo że człowiek, dla którego wyrzekła się wszystkiego, odtrąca Ją, ona odlatując w kos­miczną dal kocha, go w dalszym cią­gu swą pierwszą, gorącą dziewczęcą miłością. Niewdzięczną rolę miała do odegrania Hanna Wolicka w roli Anny. Zbyt bujny, żywiołowy tem­perament Wolickiej nie pozwalał jej na cieniowanie gry. Wolicka była zawsze dziewczyną skrzywdzoną, dziewczyną porzuconą dla innej. I - co gorsza - godzącą się z tym. Nie ma w jej postępowaniu ani cienia zawiści. Ogranicza się do trzaskania drzwiami i mizdrzenia się do Gila. Nie ma w niej walki o ukochanego, dążności do odzyskania go. Może dlatego właśnie ów moment obcię­cia włosów NU l oszpecenia jej, do­konanego oczywiście świadomie przez Annę, wypadł ta*k mało prze­konywająco. Dla mnie osobiście był nawet żenujący. Ot, dziewczyna za­pomniała fachu i masz teraz. A prze­cież nie o to chodziło w tym mo­mencie autorowi.

Pozostali wykonawcy (Józef Ko­nieczny - Gil, Władysław Jeżewski - Momme i Bolesław Bamber - Ponti) wykazali się dobrą robotą ak­torską. Raził tylko Stefan Strzałkowski w roli dziennikarza swym roz­bieganiem po scenie, co stosował ze zbyt dużą przesadą.

Scenografia Antoniego Muszyń­skiego, ciekawa kompozycyjnie i ko­lorystycznie pokrywa się z zamiarami reżysera. Staje się ich dopowiedzeniem. I aktorzy, i reży­ser, i scenograf potrafili uchwycić specyfikę formy i humoru Weisen­borna. Potrafili wydobyć z siebie tę nutę melancholii i łagodnej, niegryzącej ironii, która pomieszana z sen­tymentalną zadumą towarzyszy bo­haterom tej komedii od początku aż do końca. To jest tajemnicą powo­dzenia bydgoskiej prapremiery.

Życzyć wypada, aby Teatr Ziemi Pomorskiej pokusił się o wystawie­nie także i innych dramatów Wei­senborna. Sądzę, że nie powinno to natrafiać na szczególne przeszkody, tym bardziej, że posiada już dosko­nały start i tłumacza w osobie Ro­mana Szydłowskiego. Z niecierpli­wością zatem oczekiwał będę na za­proszenie Teatru Ziemi Pomorskiej. Kto wie, czy wśród nich nie znaj­dzie się - i to już wkrótce - za­proszenie na polską prapremierę dramatu "Lofter, czyli człowiek, który straciła twarz".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji