Z Szekspirem w kosmosie
Czym są komedie Szekspira? Pięknymi mirażami, o tym, że człowiek jest wierny i dobry. A jeśli na chwilę o tym zapomina, to tylko dlatego, że opadł go zły czar. Wtedy na moment staje się złośliwy i okrutny, jak pozbawiona serca macocha w znanej bajce, ale i tak wszystko musi skończyć się szczęśliwie. I j Jak w "Śnie nocy letniej" obudzi się w miękkim hamaku, u boku kogoś, kto jest czuły, lojalny, zakochany i taki będzie aż po grób.
Może stary mistrz Szekspir wiedział, że jeśli w coś bardzo wierzymy, wcześniej, czy później staje się to rzeczywistością.
A może był zmęczony zbrodniami Makbeta, nieszczęśliwą miłością Romea, klęską Hamleta, za którym wciąż powtarzamy fundamentalne "być albo nie być". Oczywiście być. A najchętniej być złotowłosym elfem lub pięknym księciem i pod księżycem letniej nocy odbywać wędrówki przez zielone knieje, aż po świt.
"Sen nocy letniej" jest ucieleśnieniem marzeń i może dlatego tak trudno wyczarować ten sceniczny świat, by nic uronić z jego koronkowej poetyki. Czy udało się to realizatorom ostatniej premiery na scenie Teatru Polskiego? Jeśli pielęgnujemy własną wizję bajkowego świata, może nas ta cudza wizja rozczarować, jeśli zaś podążymy za wyobraźnią reżyserską Jarosława Kiliana -juniora, wspartą plastycznie scenografią Adama Kiliana seniora, poczujemy się w jego świecie wprawdzie nieco oszołomieni pomysłami, ale zafascynowani śmiałością plastycznych rozwiązań.
Bo tym razem podróż z Szekspirem jest rodzajem wyprawy w kosmos.
Scena to labirynt stożków, kuł, graficznych wielokątów pełniących różnorakie role siatek. Nawet Królowa Elfów i jej orszak spowite są w kosmiczne spirale najeżone metalowymi stożkami. A wszystko to kolorowe, rozedrgane, wibrujące. Jak czują się w tym aktorzy? Ponieważ większość ról obsadzonych jest przez młodych, fikają więc z zapamiętaniem koziołki, skaczą po elastycznych siatkach, jak na cyrkowym trapezie, słowem wygrywają swoje atuty jak mogą. Może nieco gorzej jest z wyczuciem słowa, z lirycznym śpiewem poetyckiej frazy, z zadumą nad światem i losem.
W konwencję szekspirowskiej zabawy wczuł się natomiast "ansambl teatralny" złożony z cieśli, stolarzy i tkaczy. Ten plebejski żywioł wyczuli najlepiej ulubieniec publiczności Wiesław Gołas i pełen temperamentu Damian Damięcki - jako Spodek. A że zmęczeni upałem szukamy latem wytchnienia, poddając się budzącym wyobraźnię obrazom, chętniej, niż głębszym refleksjom, na pewno zawędrujemy do "Polskiego" syci wrażeń bardziej dla oka, niż dla ducha