Sztuka napisana pod celą
Sześć skazanych, w tym dwie za pozbawienie życia, jedna prostytutka, napisały szczere do bólu monologi pod opieką Magdy Fertacz i Łukasza Chotkowskiego. Premiera niezwykłego przedstawienia, które stworzyły więźniarki w sobotę w teatrze w Zielonej Górze.
Wiele jest tekstów, których bohaterowie przebywają w zakładzie karnym. "Kopciuch" Janusza Głowackiego to jeden z wielu przykładów. - To prawda, ale moim celem było to, żeby więźniarki stały się autorkami - mówi Magda Fertacz. - Oczywiście mogliśmy pozyskać w więzieniu niebanalny materiał na sztukę, książkę i podpisać swoimi nazwiskami, tak jak to się zwykle robi. W tym przypadku kobiety, z którymi pracowaliśmy, stworzyły tekst, podpisały umowę z teatrem i uzyskały honorarium autorskie. Ich wypowiedź jest prawdziwa, nieprzekształcona przez formę literacką, której szukają wszyscy piszący zawodowo. Nie zmieniałam w tekstach nic, połączyłam je tylko, nie układając w fabułę. Moje ingerencje ograniczyły się do skrótów.
Rok w więzieniu
Magda Fertacz pracowała z dramaturgiem Łukaszem Chotkowskim, który tym razem wystąpił w roli reżysera. Przez rok wspólnie odwiedzali zakład karny pod Zieloną Górą, spotykając się z więźniarkami na comiesięcznych sesjach.
- Spotkania były bardzo intymne, bo same dziewczyny zdecydowały, że chcą się z nami widzieć pojedynczo - mówi Magda Fertacz. - W grupie nie chciały się odkrywać. Więzienie, panujące tam zasady i hierarchia wymuszają na nich ciągłą grę, udawanie kogoś, kim nie byłyby w innej sytuacji. Muszą grać, żeby przetrwać. Tymczasem nam zależało na szczerości.
Na początku w projekcie brało udział 26 więźniarek, do premiery dotrwało sześć.
- Niektóre dziewczyny przychodziły na spotkania ze zwykłej nudy, inne, bo nie miały możliwości pobycia razem, a są w sobie zakochane i dawno się nie widziały. - mówi Magda Fertacz. - W więzieniach są pokoje spotkań intymnych, ale dostępne tylko dla heteroseksualych par. Tymczasem w homoseksualne relacje wchodzą nawet kobiety, które na wolności mają rodziny, mężów, chłopaków.
Przedstawienie nosi tytuł "Nikt nie byłby mną lepiej. Koncert". W grupie autorek są dwie dziewczyny, które siedzą za pozbawienie życia, pozostałe za rozboje, jedna za przestępstwo gospodarcze.
- Dwie wyszły na wolność. Jedna z nich przesyłała fragmenty, których nie mogła napisać w czasie odbywania kary, z obawy przed kipiszem w celi bądź personelem więzienia. A miała krytyczne przemyślenia - tłumaczy Fertacz. - W tej grupie dziewczyn nie potwierdziło się to, o czym nas uprzedzano, że będą przekonywać do swojej niewinności, narzekać na złe prawo i zły sąd. Nasze autorki są bardzo świadome. Nie próbowały sobie też za naszym pośrednictwem nic załatwiać: przemytu grypsów czy używek. Akurat te kobiety chciały pisać.
Jedna z bohaterek odsiaduje wyrok za pobicie ze skutkiem śmiertelnym.
- Wyszliśmy z założenia, że nie chcemy wiedzieć, jakie były okoliczności popełnienia przestępstwa - mówi Fertacz. - Mogliśmy mieć wgląd w akta, ale woleliśmy zaufać naszym bohaterkom. Mogły nas oszukać, mogły napisać prawdę, na przykład Marzena powiedziała, co się stało, inna wybrała milczenie.
Kryzys przestępstwa
Powstała opowieść o człowieku, o losie, a może nawet fatum.
- Czytając te teksty, miałam wrażenie, że wszystkie opisane w nich uczucia, traumatyczne zdarzenia znamy. Nasze problemy są bardzo podobne, ale mieliśmy więcej szczęścia - mówi Magda Fertacz.
Jedna z więźniarek napisała, że jej prawdziwy problem nie polega na tym, że doszło do "kryzysu przestępstwa". Wszystko zaczęło się dużo, dużo wcześniej. Nie wytrzymała napięcia, w którym żyła, a w końcu przyszedł czas, kiedy nie dała sobie rady z cierpieniem i przekroczyła granice prawa.
- Jeżeli złe doświadczenie przytrafia się nam wiele razy, wiele razy dręczą nas natręctwa, to nie jest przypadek, tylko żelazna logika, fatum - uważa dramaturżka. - To są sytuacje znane z antycznych tragedii. Takie same są emocje: miłość i nienawiść, w skrajnej postaci.
- Praca nad spektaklem była dla mnie spotkaniem z nagością życia - mówi Łukasz Chotkowski. - Podczas pracy wielokrotnie zadawałem sobie pytanie czy mamy prawo oceniać, wartościować, kto jak żyje, co zrobił? Myślałem jak ja bym zachował się w ich sytuacji? Czy od przestępstwa nie dzieli nas chwila zawahania?
Magda Fertacz i Łukasz Chotkowski postarają się pokazać poprzez spektakl również to, ile kosztowały ich spotkania w więzieniu, gdzie nieszczęście i agresja ujawniają się w niespotykanym stężeniu. Ale najważniejsze będą autorki. Pojawią się na premierze, przebywając na przepustce, z eskortą, ale bez kajdanków.
Tylko jedna nie potwierdziła obecności.
- Kaśka jest niesamowita - mówi Fertacz. - Duża część tekstu powstała dzięki niej. Niewykluczone, że wróciła do swoje pracy. Stoi gdzieś na drodze, bo jest prostytutką. Byliśmy w jej mieszkaniu kilkakrotnie, ale nikt nie reaguje na dzwonek. Tymczasem w teatrze czeka na nią umowa i honorarium. Daliśmy już ogłoszenie do lokalnej gazety. Zastanawiam się, czy poszła w totalne tango.