Nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, której sobie nie wyobrażam
Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której po kilkunastu miesiącach mojej pracy jako dyrektora takie pismo [zarzuty związków zawodowych] powstaje. W Teatrze Polskim byłoby to niemożliwe - ANDRZEJ SEWERYN, dyrektor naczelny Teatru Polskiego w Warszawie, komentuje w Dzienniku Polskim konflikt w Narodowym Starym Teatrze.
W środę opublikowaliśmy artykuł opisujący konflikt w Starym Teatrze, w wyniku którego Związek Zawodowy Solidarność skierował dwa miesiące temu do dyr. Jana Klaty list z 19 zarzutami, wśród których jest m.in. "notoryczne łamanie postanowień Układu Zbiorowego", "narażanie na szwank dobrego imienia Starego Teatru", "nieprzestrzeganie rozporządzenia Ministra Kultury dotyczącego projektów scenograficznych, dekoracji i kostiumów", "nieprzestrzeganie procedur przetargowych", "wprowadzanie atmosfery terroru i strachu".
Obecnie o sytuacji został poinformowany organ założycielski Starego Teatru - Ministerstwo Kultury.
Pismo w tej sprawie przewodniczący teatralnej Solidarności Tadeusz Kulawski skierował do dyrektora Departamentu Instytucji Narodowych w tym resorcie dr. Zenona Butkiewicza. O komentarz do sytuacji w Starym Teatrze poprosiliśmy Andrzeja Seweryna, który przed laty był proszony o objęcie dyrekcji tej sceny.
Jest Pan twórcą i zarazem dyrektorem dużego teatru, chcieliśmy Pana prosić o komentarz do sytuacji w Starym Teatrze...
- Jedno zastrzeżenie; nie mam prawa ani wiedzy, by komentować funkcjonowanie Narodowego Starego Teatru. Mogę jedynie powiedzieć, że moje relacje ze związkami zawodowymi są wzorowe; jesteśmy w stałym kontakcie i nie wyobrażam sobie, że związek stawia mi w piśmie kilkanaście zarzutów.
Dobrze wiem, jak źle musi wpływać na funkcjonowanie teatru tego typu napięcie; i to nie tylko na pracę artystyczną, ale i całej instytucji. A teatr to instytucja. Jestem dyrektorem instytucji, w której oczywiście celem ostatecznym jest przedstawienie teatralne, ale nie jest ono jedynym przedmiotem moich zainteresowań.
W teatrze musi być dobra aura na wszystkich poziomach i szczeblach. Mówiąc skrótowo, praca naszych krawców jest dla mnie równie ważna, jak i dykcja aktorów. Powtarzam, teatr jest instytucją, jest jednią. I mnie jako dyrektora wszystko to musi interesować.
Wyobraża Pan sobie, że dostaje pismo z 19 zarzutami i przez dwa miesiące nie odpowiada, w ogóle nie podejmuje na ten temat rozmów?
- Znów muszę się zastrzec; nie chcę mówić o Starym Teatrze. Mówiąc krótko - nie wyobrażam sobie. Ale przede wszystkim nie wyobrażam sobie sytuacji, w której po kilkunastu miesiącach mojej pracy jako dyrektora takie pismo powstaje. W Teatrze Polskim byłoby to niemożliwe.
Takie pismo zdaje się być efektem bezradności i zarazem rozpaczy pracowników?
- Gdyby tak się zdarzyło w moim teatrze, tak bym to interpretował. Ale powtórzę, nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, której sobie nie wyobrażam. Ja jestem od Jacka Kuronia, jestem zwolennikiem wyjaśniania, dialogu...
Jesienią w "Starym" z przygotowywanej "Nie-Boskiej komedii" wycofało się siedmiu aktorów. Wyobraża Pan sobie jako dyrektor teatru taką sytuację, ze Pan nie docieka przyczyn tego, co się dzieje na próbach?
- Pan przecenia moją wyobraźnię. Oczywiście, że rozmawiam o tym aktorami, z reżyserem...
A jeśli jest to drugi przypadek w ciągu paru miesięcy?
- Mogę tylko powtórzyć, co już kiedyś powiedziałem: to jest znak, który zespół daje dyrekcji i ta coś powinna z tym zrobić.
A wyobraża Pan sobie 860 godzin nadliczbowych w jednym miesiącu, a ponad 500 w innym?
- Powiem tak,w związku z poważną sytuacją ekonomiczną wprowadziliśmy dwa lata temu w Teatrze Polskim absolutną dyscyplinę finansową, także w odniesieniu do godzin nadliczbowych, bez których w teatrze nie da się żyć. Ale jeśli jest ich więcej niż 300, to naprawdę jest to sporo. U nas wielkości, jakie pan przytacza, są niemożliwe. Generalnie mogę powiedzieć tyle - jesteśmy stale pod kontrolą, rozliczani z każdej złotówki, zatem troszczymy się o publiczne pieniądze w Teatrze Polskim każdego dnia.
Unika Pan, co rozumiem, odnoszenia się do "Starego" wprost. A jak Pan widzi narodowy teatr...
- Najkrócej mówiąc, jako instytucję, w której dopuszczane są różne tendencje, w której są obecne różne style teatralne. Instytucję, której celem nie jest realizowanie jednej wizji teatru.
Przed wielu laty, gdy był Pan aktorem słynnej Comédie-Française, otrzymał Pan propozycję zostania dyrektorem Starego Teatru i jej nie przyjął. Nie żałuje Pan?
- Mając obecną świadomość, żałuję, ale wówczas moja sytuacja artystyczna i prywatna była taka, że tej dyrekcji przyjąć nie mogłem.
W imieniu teatromanów Krakowa mogę powiedzieć, że żałujemy tym bardziej.