Paryż przyjeżdża do Bytomia
Maksymilian Kolbe. Święty. KL Auschwitz. Na scenie. Na scenie?! Niebezpieczeństwo, jakie niesie ten fakt jest oczywiste. Estetyczne, etyczne również. Pamiętam skandal, jaki wywołała artystyczna transformacja obozowej problematyki w balecie Conrada Drzewieckiego. Może tego dotykać me można? Teatralizacja męczeństwa i świętości - czy to nie będzie profanum? Może nie tam, gdzie Biblię przerabia się na komiks, ale u nas, pod drutami Oświęcimia i Brzezinki?
Tadeusz Bradecki przygotowując w Operze Śląskiej pierwszą teatralną realizację opery Domlnique'a Probsta z librettem Eugene'a Ionesco - "Maksymilian Kolbe", ma świadomość balansowania na linie. Takiego ciśnienia nie czuł, kiedy przy współpracy Krzysztofa Zanussiego, w scenografii Jana Polewki reżyserował "Maksymiliana Kolbego" w wielkiej hali w Rimini, ani gdy w tym samym gronie, w słynnej katedrze w Arras zrealizowali premierą francuską. Jednak odważył się w ,tym samym gronie po raz trzeci wystawić to dzieło, po raz pierwszy na scenie. Po raz pierwszy w Polsce. Premierę w Operze Śląskiej wyznaczono na jutro, 7 kwietnia.
Prosząc o pozwolenie na udział w ostatnich próbach jakbym zapomniał i o świętości bohatera i o koszmarze obozowej rzeczywistości. Pasiaki na scenie zmroziły mnie. Zamarłem. A może to sprawiło brzmienie fortepianu? Nie przypuszczałem dotąd, że jego dźwięk może być tak lodowaty.
Jakiś żar bije jednak z tej scenicznej przedpremierowej krzątaniny realizatorów, aktorów, muzyków, techników. Przejęcie, zaangażowanie, i pewna nieokreślona ostrożność, jakość zaskakująca w tym miejscu i czasie - delikatność.. "Przepraszam, przepraszam. Proszę powtórzyć tę kwestię. O, teraz brzmi tu talerz. Może go pan usłyszeć, zareagować? O tak właśnie, tak lepiej. Dziękuję." To można tak? Nie wołaś wszystkich świętych czy też szpetnie zakląć? Ten, który po chwili muzykom znów przerywa słowami "Wybaczcie państwo, wybaczcie. Wybaczcie, że niszczę waszą pracę, ale to już ostatnia próba przed generalnymi. Tu mamy ostatnią szansę, by pewne rzeczy ostatecznie wyczyścić" to żadna mimoza czy roztrzęsiona osika. To Tadeusz Bradecki, zwinnie, niczym ryś przeskakujący kilka rzędów, gibko krążący między swym reżyserskim pulpitem a sceną. Uosobienie taktu, dobroci, zarazem fascynującej, żelaznej, wewnętrznej konsekwencji.
Nie sposób jego pracy opisać. Po prostu żałuję, że nie mam kamery. Z tego, co zdołałem podejrzeć, już wiem - tym razem sceniczny obraz KL Auschwitz nie grozi skandalem. Czy przejmie i porwie swym przesłaniem? O tym już tylko artyści na scenie w każdym przedstawieniu decydować będą od nowa. Rutyna grozić mu bowiem będzie tak samo, jak najdrobniejsza niedokładność, chwilowe nawet załamanie scenicznej dyscypliny.
"Maksymilian Kolbe" wespół z przygotowywanym na ten sam wieczór "Requiem" Romana Palestra stanie się wielkim sprawdzianem dla Opery Śląskiej. Jednocześnie będzie to kulminacja roku polskiego na bytomskiej scenie, która w bieżącym sezonie wprowadza na afisz utwory polskie, bądź, jak właśnie opera D. Probsta, z Polską niezwykle mocno związane.
Pomysł realizacji na naszej scenie "Maksymiliana Kolbego" - mówi dyrektor Opery Śląskiej, kierownik muzyczny najbliższej premiery, Tadeusz Serafin - podsunął Tadeusz Kijonka. Jemu też zawdzięczamy ostateczne porozumienie z realizatorami. Trzeba było jeszcze załatwić sprawę praw autorskich. W świecie nie za wielu stać na wprowadzanie w obieg nowych oper. - Kto tego dokona, strzeże swych praw. Bez wątpienia, życzliwość francuskiej agencji ASCD zawdzięczamy i osobistym kontaktom D. Probsta i T. Bradeckiego z E. lonesco. Cieszę się, bowiem uważam, że współczesny teatr operowy musi wzbogacać swój repertuar, wkraczać w najrozmaitsze, nawet bolesne i wzniosłe, rejony. Jednocześnie wzbogacamy nasz repertuar o dzieła tyleż bliskie emocjonalnie, bo odwołujące się do postaci polskiego świętego i - jak "Requiem" R. Palestra - powstania warszawskiego, co posługujące się najbardziej współczesnym językiem muzycznym. To stawia przed nami wysokie wymagania".
Współcześnie kompozytorzy, traktując głos ludzki najbardziej instrumentalnie, z możliwościami śpiewaków i muzyków często po prostu się nie liczą. 36-letni paryżanin, profesor m.in. nadsekwańskiego Conservatoire National, Dominique Probst czyni chyba inaczej.W Bytomiu jest więc witany huraganem braw.
"Jestem szczęśliwy, że przebywam w Polsce - mówi - Jestem szczęśliwy, że będziemy pracować razem". Zmęczony, tuż po podróży mówi mi potem jeszcze:
- "Moje wrażenia z pierwszego kontaktu z orkiestrą są wspaniałe. Kilka detali jeszcze musimy uzgodnić ale jestem zadowolony. Sądzę, że moja muzyka nie jest trudna. Wymaga wszak sporej precyzji i pewnego zdecydowania zarówno w chwilach bardzo delikatnych, jak i tych ostrych. Cieszę się więc również, że bardzo pięknie do muzyki przylega tekst przekłdu (Krystyny Sławińskiej - dopisek mój, M.Ś.). Nie znam polskiego, odbieram to jedynie w kategoriach czysto muzycznych.
"Maksymilian Kolbe" to jedyna moja opera, choć komponowałem już bodaj na wszystkie głosy ludzkie, jak i dla teatru - muzyką do sztuk m.in. Moliera i Szekspira oraz współczesnych - Geneta czy Camusa. Bo ja po prostu kocham teatr. Proszę się nie dziwić; aktorką jest moja żona, z którą przyjechałem do Bytomia. Aktorami są moi rodzice, siostra. Dlatego też cenią sobie i to, że "Maksymilian Kolbe" ma oryginalne libretto wielkiego twórcy współczesnego E. Ionesco. Nie tekst przysposobiony, ale z myślą właśnie o operze napisany. To wspaniały tekst. Nie tylko o Kolbem, świętym w wymiarze religijnym, co o wspaniałej postaci w sensie ogólnohumanistycznyrn. Cieszę się więc, że zechciał podjąć się pracy nad scenicznym kształtem mojej opery Tadeusz Bradecki. To tej miary artysta co F. Zefirelli czy M. Bejart."
Dominique Probst w Bytomiu już jest. A może w którymś spektaklu i sam zagra? Jest przecież także cenionym perkusistą. Czekamy jeszcze na Ionesco. Kiedy to piszę, potwierdzony jest przyjazd znakomitego twórcy. Dziś w piątek pojawić ma się w Warszawie, w sobotę, w dniu premiery gorąco oczekiwany będzie w Bytomiu. Będzie to pierwsza wizyta jednego z najbardziej oryginalnych dramaturgów naszych czasów w naszej części Europy. 78-letni pisarz francuski rumuńskiego pochodzenia znany jest z niezwykle ostro wyrażanych antytotalitarnych przekonań. Dopiero wiec teraz ta wizyta schorowanego twórcy m.in. "Łysej śpiewaczki", "Lekcji" i "Krzeseł" może dojść do skutku. Tym bardziej będziemy ją sobie cenili.