Opera o św. Maksymilianie Kolbem
"Miałem bezgraniczny podziw dla Ojca Kolbego... Ofiara jest jedną z najpiękniejszych i najbardziej wzniosłych rzeczy, jakie mogą istnieć na świecie. Oddać swe własne życie za kogoś innego - rzecz święta... Moje pierwsze utwory teatralne wyrażają absurdalność nieobecności Boga w życiu człowieka... Mam nadzieję, że poprzez męczeństwo Ojca Kolbego ludzie lepiej zrozumieją sens życia i Tajemnicy." To słowa Eugene'a Ionesco, wygłoszone w odpowiedzi na pytania francuskich dziennikarzy pragnących dociec, dlaczego on właśnie, jeden z najznakomitszych współczesnych pisarzy i w swoim czasie czołowy przedstawiciel teatru absurdu, zainteresował się postacią polskiego męczennika - i to tak dalece, by zechcieć napisać sztukę, czy raczej libretto operowe o jego bohaterstwie i śmierci.
Operę do tego libretta skomponował na zamówienie dyrekcji Opery Paryskiej 36-letni obecnie Dominique Probst, uczeń m.in. Henri'ego Dutilleux i brat znanego dyrygenta Jean-Claude'a Casadesusa. Opera, uhonorowana w 1986 roku nagrodą francuskiej Akademii Sztuk Pięknych, miała swe prawykonanie w sierpniu 1988 w Rimini, rok później została wystawiona w Arras. Prawo trzeciej scenicznej realizacji, dzięki usilnym staraniom, uzyskała Państwowa Opera Śląska, gdzie też dzieło Ionesco i Probsta zostało z wielkim pietyzmem wystawione 7 kwietnia te-go roku w reżyserii Tadeusza Bradeckiego, który - dodajmy tu od razu - był także, przy artystycznej współpracy Krzysztofa Zanussiego, twórcą obydwu poprzednich inscenizacji.
Czy można i czy należy przedstawienie takie omawiać w zwykłych kategoriach i pisać z niego "normalną" recenzję, analizując i oceniając poszczególne jego elementy? Chyba nie - ja w każdym razie nie podejmuję się tego czynić. Odnoszę zresztą wrażenie, że i sam kompozytor, Dominique Probst, nie kusił się o napisanie "prawdziwej", pełnowymiarowej opery: jego muzyka, prosta i skromna, operująca bardzo oszczędnymi środkami, a chwilami całkiem tonalna, pełni wyraźnie rolę służebną wobec treści libretta (choć zawiera szeroko rozbudowane wokalne monologi) - i wobec wielkości tematu. Temat ten zaś, to przywołanie klimatu oświęcimskiego obozu, to obraz świata jako otchłani zła czynionego ludziom przez ludzi, jako otchłani pogardy dla wartości człowieka i - na tym tle, jak jasny promień nadziei - heroiczny czyn polskiego księdza. Na problemie ofiary i dobrowolnej śmierci, a nie na biograficznych rysach Maksymiliana Kolbe skupił się też Eugene Ionesco, dostrzegając w tym właśnie akcie iskrę nadziei dla świata. "Nie wiecie tego jeszcze - powiada w swym ostatnim monologu Ojciec Kolbe do konających współskazańców - że jesteście u brzegu radości bez końca"...
Można więc tutaj, jak sądzę, co najwyżej próbować stwierdzić, czy realizatorzy potrafili z należytym umiarem i taktem przenieść ów temat na scenę opery, dochowując zarazem wierności prawom teatru. Myślę, że mimo wszelkich rysujących się trudności, przedsięwzięcie się powiodło. Ogromną w tym zasługę ma przede wszystkim znakomity reżyser Tadeusz Bradecki i współpracujący z nim scenograf Jan Polewka, ale dzielą ją z nimi wykonawcy - w pierwszym rzędzie odtwórca tytułowej roli, wybitnie utalentowany baryton Adam Kruszewski, jak również śpiewający obszerną a trudną partię Puszowskiego Marek Ziemniewicz, no i oczywiście dyrygujący całym przedstawieniem Tadeusz Serafin. Udało się w tym przedstawieniu wywołać właściwy klimat, a w duszach widzów - obudzić sporo refleksji oraz silne wzruszenie. I to jest z pewnością najważniejsze.
Jednoaktową operę o Maksymilianie Kolbem połączono w Operze Śląskiej z wykonaniem delikatnie, także przez Tadeusza Bradeckiego, zainscenizowanej wersji Requiem Romana Palestra, poświęconego pamięci podległych w walczącej w Warszawie przyjaciół kompozytora. Takie zestawienie z najświetniejszym zapewne dziełem polskiej muzyki oratoryjnej z epoki pomiędzy Szymanowskim a Pendereckim nie było zbyt fortunne dla muzyki Dominique Probsta, odpowiadało natomiast doskonale atmosferze całego wieczoru. Przywrócenie tego pięknego dzieła do życia to dodatkowy powód do radości i jedna więcej zasługa Opery Śląskiej, której zespół pod batutą Tadeusza Serafina i z udziałem kwartetu solistów - Zofii Rogala, Agaty Kobierskiej, Stanisława Meusa oraz lwowskiego basa Aleksandra Teligi, wykonał Requiem Palestra rzeczywiście bardzo pięknie.
78-letni Eugene Ionesco obiecywał przybyć do Bytomia na premierą Maksymiliana Kolbe. Szykowano się, by powitać go z wszelkimi honorami i względami, przygotowano nawet specjalną rezydencję w zabytkowym pałacu w Świerklańcu, niegdyś własności hrabiów Donnersmarków. Niestety - w ostatniej chwili wielki pisarz odwołał swój przyjazd; podobno sprzeciwili się czuwający stale nad jego bardzo już słabym zdrowiem lekarze. Szkoda: jego obecność podniosłaby jeszcze rangę tego wydarzenia.