Artykuły

Korespondencja

DO REDAKCJI "PRZEGLĄDU KULTURALNEGO"

Proszę mi udzielić gościny na łamach Waszego pisma, ażebym mógł wyrazić swoje oburzenie i protest przeciwko nie­odpowiedzialnemu wybrykowi prof. (!!) Jana Kotta, który w zakończeniu swojej recenzji z "Samotności" Macieja Słomczyńskiego, zamieszczonej w Nr 28 "Przeglądu Kulturalnego", wezwał pu­bliczność do chuligańskich wystąpień na widowni Teatru Wojska Polskiego.

Jednocześnie pozwólcie mi wyrazić swoje zdziwienie, że Wasza Redakcja te­go rodzaju wezwanie opublikowała.

(Stanisław Nadzin)

P. S. Tym, którzy mogliby się łudzić, że Kott nie traktuje swego wezwania do­słownie, wyjaśniam; że w dniu 4 lipca br., będąc na widowni Teatru Wojska Polskiego, w czasie przedstawienia re­cenzent "Przeglądu Kulturalnego" rze­czywiście gwizdał.

(S. N. Warszawa, 13 lipca 1956 r.)

DO REDAKTORA "PRZEGLĄDU KULTURALNEGO"

Że płk Stanisław Nadzin, który jest z urzędu gospodarzem widow­ni Teatru Wojska Polskiego, obu­rzył się na propozycję wygwizdania "Samotności" wcale mnie nie zdzi­wiło. Ale, że Stanisława Nadzina, który jest moim przyjacielem mło­dości jeszcze z warszawskiego Koła Polonistów i bądź co bądź pisa­rzem, bardziej oburza wygwizdanie szmiry, niż wystawienie szmiry, szczerze mnie zasmuciło.

Bo przecież w tym cała rzecz: szmira czy też najwspanialsze dzieło jedenastolecia powojennej drama­turgii? A jeśli szmira, to czy także nie wolno gwizdać, mój miły Stasieńku?

Żałuję, że zacząłem gwizdać na "Samotności". Powinienem był już zacząć gwizdać siedem lat temu. Niestety, przyzwyczailiśmy się każ­dą bzdurę i każde głupstwo przyj­mować oklaskami. Bardzo to nas drogo kosztowało. Możesz dalej klaskać, mój miły Stasieńku. Ja nie będę.

Jest to również odpowiedź i dla tych wszystkich, którzy w imię dobrych obyczajów, przyłączyli się do protestu płk. Nadzina. Nie ma rzeczywiście lepszego przykładu nad wystawienie "Samotności", aby na­prawdę podyskutować, czym są złe i dobre obyczaje teatralne. Ale aż do końca.

(JAN KOTT)

P.S. Drzwi z Teatru Wojska Pol­skiego na ulicę zamknięte są na klucz w czasie antraktów. Prawie, jak w niewoli taiwańskiej. Nie moż­na wyjść na wolność. Trzeba dosiedzieć na "Samotności" do koń­ca. Bardzo proszę gospodarza sali o bardziej ludzkie traktowanie wi­dzów, którzy chcą wyjść z Teatru Wojska Polskiego po pierwszym akcie. (J.K.)

PARĘ PYTAŃ, KTÓRE NIE MOGĄ ZOSTAĆ BEZ ODPOWIEDZI

Zabieram głos w sprawie recenzji te­atralnej chociaż najmniej czuję się do te­go przygotowany. Jestem, przeciętnym śmiertelnikiem, i jako śmiertelnik tylko miłośnikiem sztuki teatralnej. Dlatego nie łudzę się nawet nadzieją, że ten mój głos znajdzie miejsce na łamach "Prze­glądu Kulturalnego" - trybuny dla lu­dzi tzw. kręgu literackiego.

Mimo wszystko jednak, jak każdy oby­watel mam prawo głośno myśleć, mówić i słowa przelewać na papier. Dlatego chcę zadać parę pytań, które nie powin­ny pozostać bez odpowiedzi że strony redakcji.

KTO MA RACJĘ

W tych dniach na łamach prasy poja­wiły się recenzje o "Samotności". Byłem też w teatrze DWP na tej sztuce. Moje zdanie? Sztuka dobra, warta braw a nie gwizdania. Są pewne płycizny ale wybaczalne dla debiutanta. Dziwi mnie na­tomiast skrajnie odmienne zdanie zawo­dowych krytyków, z których jedni prze­jęci, drudzy natomiast jak najbardziej - cyniczni krytycznie. Używam jedni i drudzy, bo do pierwszych zaliczam Jasz­cza, Beylin i Grodzickiego - zaś do dru­gich Kotta. W mojej "ciasnej mózgowni­cy" nie mieści się to, że zawodowi kry­tycy wysnuwają aż tak dalece sprzeczne generalne wnioski.

Jaszcz pisze: "Na zakończenie stwier­dźmy jeszcze raz i jak najwyraźniej. "Sa­motność" Macieja Słomczyńskiego nale­ży do najlepszych utworów dramatycz­nych naszego ludowego dwunastolecia".

Kott kategorycznie zaprzecza: "Teatr Wojska Polskiego bardzo niesławnie za­kończył tegoroczny sezon teatralny i za­wiódł nadzieje nas wszystkich... Ale kie­dy sztuka jest obrzydliwa trzeba gwiz­dać. Gwiżdżcie".

I bądź teraz mądry, przeciętny śmier­telniku, komu wierzyć, na czyim zdaniu polegać. Każdy ma swoją głowę? Praw­da. Ale co dwie głowy, to nie jedna i wysłuchując zdanie innych łatwiej zająć właściwe stanowisko. Przecież recenzje w prasie też nas kształcą i pomagają nam doskonalić każde spojrzenie na to co się wokół nas dzieje.

- Nowe rodzi się w walce - może mi ktoś powiedzieć - w ścieraniu się po­glądów. Słusznie. Zgodzę się z tą tezą, ale wtedy, gdy chociaż jedno zdanie jest w tym sporze zgodne. Wprawdzie między Jaszczem i Kottem zgadza się tylko zda­nie: Świderski grał dobrze. Ale przecież nie o to chodzi. Wydaje mi się więc słuszne, zamieścić w jakimś czasopiśmie głębszą, autorytatywną analizę "Samot­ności" i bardziej wnikliwsze spojrzenie na dobre i złe strony tej sztuki.

Recenzja Kotta a raczej jej ton i sens "szarpnęły" mną z innej strony i dla­tego na razie w swym liście odstąpię od treści "Samotności" i pozwolę sobie za­dać pytania z tzw. innej materii.

Nie wiem od kiedy to u nas jedna oso­ba ma prawo sądzić i wydawać opinie w imieniu ogółu. Kott pisze... "zawiódł na­dzieje nas wszystkich". Pytam kogo wszystkich? literatów, dziennikarzy, poe­tów. Jaszcza, Beylin i wielu innych, któ­rzy zgadzają się z nimi? A więc warsza­wiaków czy w ogóle Polaków? Jeżeli "nas"; trzeba było wyszczególnić kogo, a nie mówić w imieniu tych, którym w sam raz sztuka bardzo się podobała.

Czyżby to był realny krok w pogłę­bianiu demokratyzacji naszego życia? Wydaje mi się, że Kott za często nieraz puszcza cugli swego naprawdę ostrego pióra i boję się, że może mu się ono zbyt wcześnie stępić. I proszę wybaczyć za skromną radę, oczywiście nie mojej lecz kolegi osoby "starego wyżeracza dziennikarskiego".

- Gdy coś napiszę - mówił on - ni­gdy na "gorąco" nie oddaję na kolegium i do sekretariatu. Trzymam parę dni. Im częściej go czytam tym więcej do­strzegam nieistotnych rzeczy, lub wprost absurdów. Chyba warto z tej rady sko­rzystać.

Szczególnie mnie uderzyły ostatnie sło­wa recenzji Kotta - "Gwiżdżcie"! - wo­ła. Gdzie? - W teatrze. W gronie kultu­ralnych, dobrze wychowanych ludzi. "Ekspress Wieczorny" i "Życie Warsza­wy" nawołują społeczeństwo do kultu­ralnego zachowania się na boiskach i w miejscach publicznych. Tymczasem in­telektualny literat nawołuje: Gwiżdżcie! Gdzie - powtarzam - w teatrze?

Nie chcę obrazić Kotta, ale w swej recenzji uważa "Samotność" za powrót szmiry. Mnie natomiast wydaje się, że autor próbuje lekko skłaniać nas do przyjęcia niektórych praktyk "kultural­nych" z Zachodu. Dziś gwiżdżcie! Jutro - do teatru zabierajcie zgniłe jaja i lu w aktorów, gdy źle zagrają.

Te słowa mnie niepokoją nie bez po­wodu. Czy "Szpilki" zamieściły dotych­czas mało kuchennej łaciny? Nie obeszło się też i w "Samotności" bez oryginalne­go i bez ogródek wyzywania dziewczyny lekkich obyczajów. Śmię wątpić w to, że takie słówka widz pochwala. I artykuł, felieton czy sztuka teatralna na pewno nie straci na swej wartości bez upiększe­nia "gwarowymi" słówkami. A może właśnie na tym polega kultywowanie gwary ludowej i tradycji naszych przod­ków? Wtedy przepraszam i tę część swe­go listu wycofuję.

Proszę wybaczyć za niektóre może i dość ostre sformułowania w mym liście. Piszę te słowa szczerze beż żadnej zło­śliwości lecz z partyjną troską o praw­dziwy dalszy rozwój kultury w naszym kraju. Chętnie też przyjmę odpowiedź na mój list - jaka by ona nie była. (T. Pawlicki, Warszawa, Zawiszy 26 m. 18)

WIELCE SZANOWNY PANIE.

Jako jeden z tych, którzy widzieli przedstawienie "Samotność" w Teatrze Wojska Polskiego, chciałbym Panu wy­razić swoje gorące uznanie za odważne i bezkompromisowe powiedzenie prawdy o tej sztuce. Recenzja Pana w "Przeglądzie Kulturalnym" przywróciła mi wiarę w swój własny sąd i swoje własne poczucie moralności (jestem nauczycielem i należę do Partii) - oraz wiarę w uczciwość krytyki. Po przeczytaniu bowiem recen­zji tow. Jaszcza w "Trybunie Ludu" ogarnęła mnie wprost rozpacz.

Dzisiaj, w tych trudnych czasach każdy szuka odpowiedzi na dręczące go pro­blemy; sztuka współczesna pomaga my­śleć, pomaga odnaleźć siebie. Ale nie ta sztuka i nie recenzja tow. Jaszcza (również tow. Grodzickiego z "Życia Warsza­wy") To jest - zatracenie poczucia mo­ralnego! Ohyda!

Proszę Pana w dalszym ciągu o pisanie prawdy. Nie zdaje Pan sobie może spra­wy, co znaczy dla czytelnika, widza uczciwa recenzja! Przywraca wiarę w człowieka. I za tę recenzję Panu - dzię­kuję.

(Z poważaniem Jan Skoczyński emer. nauczyciel Warszawa, dnia 13 lipca 1956 r.)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji