Artykuły

Seksualne zło w kombinacie

Są takie miejsca gdzie przyspieszają. Naprawdę. Na przykład: w teatrze. Po tym, co o gażach artystów ostatnio w "DZ" donosiła koleżanka, aż dziw bierze, że im się chce. Wchodzę ostatnio do Śląskiego. Pora obiadowa, a oni tam już drugi raz tego dnia dają "Czarodziejski flet". Mają widownie. To i grają. Te dwa przedstawienia to nie wszystko, bo na Kameralnej dawali też "Skiza". W tym samym czasie na Dużej przymierzali się do "Transatlantyku", w malarni zaś nie malowali a kręcili "Meeting" dla TV. Jeśli myślicie, że to koniec - jesteście w błędzie. Pozwalają mi po tym teatrze chodzić, jak u siebie, to zajrzałem jeszcze do 105. I zostałem. Co oni tam wyrabiają!

Zaczęli niby grzecznie i to bez reżysera sami, tylko pod okiem asystentki Joanny Budniok-Machery (wszystko ma w głowie i na wszelki wypadek w kajeciku). Andrzej Marko - przy pianinie, pan Adam przy gazikach konsolety dźwiękowca. A oni w kółko, coraz niżej, coraz wyżej, i jeszcze raz, i jeszcze, wyśpiewują a, e i o, u. Chodzą, śpiewają gadają, śpiewają, ciągle to a, e, i, o, u. Punktualnie przybywa na próbę reżyser Józef (dla przyjaciół: Żuk) Opalski. Wita się przyjaźnie i po raz 1192 (jak się potem przyznał) oznajmia, że jeśli próba będzie taka jak poprzednia, to on się pakuje i definitywnie wyjeżdża Powtórzy tę groźbę jeszcze ze sto razy, a reszta udaje, że w nią wierzy. I udaje, i nie. bo za każdym razem coś tam podkręca. To dykcję, to tempo, to interpretację.

Nie miałem pojada, co oni szykują. Tylko hasło: piosenki Kurta Weilla. Żuk (mam przyjemność się przyjaźnić) robił je już w Krakowie. Co się tam wtedy działo! Jak zobaczyli afisze "Seksualne zło" to nawet dnia nie dali im powisieć. List w tej sprawie pani Barbary Swinarskiej (tłumaczyła wiele tekstów, to o widownię miała prawo się martwić) skrzętnie wykorzystało na łamach "Nie". Po tym, to już naród walił drzwiami i oknami. No, ale tam na scenie był tylko artysta dramatyczny Peszek i artystka operowa Zawlślak (muzyków nie liczę, bo ręce mieli zajęte... instrumentami) więc cuda mogły się dziać W Katowicach pan reżyser i pomysłodawca dołożył piosenek i... wykonawców. Myślę sobie w kupie to się opamiętają, speszą jeden drugiego.

Gdzie, tam! Tak się oddają temu śpiewaniu, że nie panują nad tym jak te ich "songi wbił im w ciało" sam Henryk Konwiński. Nie wiedzą co robią, bo ciągle się pytają. Tę rękę mam mu przeprowadzić górą wzdłuż szyi, czy dołem, no tu koło... A tu kręcić kręcić nam się blisko niej, tak na oddech? To jest pestka. Ćwiczyć jakoś muszą. Wyjdzie z tego i tak coś innego, bo przecież widzę, że układają się kolejne teksty (m.in: B. Prechta, M. Andersena, L. Feuchtwangera w tłumaczeniach B. Swinarskiej. W. Broniewskiego, W. Wirpszy, W. Graniczewskiego i J. Opalskiego) w nie taką wesołą opowieść o miłości, samotności, jakiejś mizerii życia.

We Wrocławiu dużo Weilla śpiewali, brali nawet za to nagrody. Mnie to nie wzięło. A tu... już ciarki przechodzą. Ewa Leśniak potrafi śpiewać - to wiedzą wszyscy. Co wyczyniają rów-nież Joasia Budniok, Krysia i Wiesław Sławikowie (on ma grypę, oszczędza się, ale nie w śpiewaniu) i Jerzy Głybin - niebawem zobaczycie. Piotrek Warszawski śpiewał już. Słyszałem. Teraz - ręczę - przechodzi samego siebie. Co to będzie się działo, gdy jeszcze raz przygrają chłopcy Andrzeja Marko!

Opalskiemu Weill wszedł za skórę, gdy w Mediolanie usłyszał w Jego songach Milvę. Potem Teresa Stratas genialnie objawiła mu Weilla nieznanego (u nas), z amerykańskiego okresu jego twór-czości. Już był pomysł co przenosić. Gorzej było z nutami, ale gdzie ministrowie nie mogą, tam Opalskiego poślą. I proszę są. Barbara Swinarska (ma przyjechać do Katowic) tłumaczeniami istotnie pomogła. Przekazując je pisała w liście do Józefa Opalskiego m.in.: POPRAWIAJ CO CHCESZ, byle było erotyczne a nie 1) lubieżne, 2) świńskie; byle było zmysłowe a "nie zanadto płciowe".

Nie wiem tylko czy jej prośbie nie sprzeniewierzył się aby scenograf Marek Braun. Ponoć wymyślił jakieś kostiumy z wycięciami dokładnie tam, gdzie ciało zawsze jest przykrywane. Boję się, że wszyscy jednak za tym chcą iść. Sam widziałem jak ćwiczyli co mają robić, kiedy Warszawskiemu zlecą spodnie. Markowali, ale na scenie ma być dokładnie tak: jakieś lubieżnice chłopaka rozpinają aż do ostatniego guzika a on ma stać i śpiewać. Dopiero w kolejnej zwrotce portki ma naciągać. Z wdziękiem, wokalu nie przerywając. Istna Sodoma i Gomora w teatrze się porobiła Po malarni też jakieś niedoubrane a urodziwe (racja, po co komu się ubierać) latały. Może do premiery postanowią jeszcze nie grzeszyć i seksualne zło zostanie tylko w słowach piosenki Nany?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji