"Fortinbras se napio"
Obchody jubileuszu 70-lecia TP trwają. Przyjechał na nie także "Kamerni Teatr 55" z Sarajewa, by zaprezentować polskiej publiczności swoją wersję sztuki Janusza Głowackiego pt. "Fortynbras się upił" w tłumaczeniu Ewy Grabowskiej i reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego. Gdybym nie wiedziała, że i tego "Fortynbrasa" robił Marczewski, chyba bym się tego nie domyśliła. Bardzo się ono różni od bydgoskiego, choć równie dobre! Tak w inscenizacji, jak i grze - postawiono tu na realizm. Zdawać by się mogło, że w tej konwencji trudniej, o efekt niż w grotesce. Nieprawda. Dzięki dobremu aktorstwu dominującej części zespołu i precyzyjnej, bardzo sprawnej reżyserii, spektakl ogląda się z ogromnym zainteresowaniem. Znakomite tempo sprawia, że mimo bariery językowej, ani przez moment widz nie czuje się znużony.
Fortynbras Senada Basica jest zupełnie inny, niż Romana Gramzińskiego. Owa finezyjna podwójność polskiej wersji wzbogaciła na pewno postać, ale i rola Jugosłowianina ma swe plusy. Basic jest bardziej młodzieńczy, i to nie tylko dzięki wiekowi aktora, ale przede wszystkim lekkości gry. Na pewno znacznie ciekawszym Ojcem niż Milenko Vidović był jednak nasz Józef Fryźlewicz. Spośród Jugosławian bardziej natomiast podobali mi się - Milenko Goranović Jako Poloniusz i Stjepan Marković jako Hamlet. Żaden z jugosłowiańskich strażników nie dorównywał jednak Andrzejowi Błaszczykowi. Choć Miodrag Trifunov jest urzekająco przystojnym mężczyzną też bym go nie zamieniła na Stendborga - Wojciecha Kalwata.
Rzecz rozgrywa się w ładnej scenografii Miroslava Bilaća. Kostiumy ciekawsze są w polskiej inscenizacji, chociaż stroje zaprojektowane przez Ozrenka Mujezinovica na pewno bardziej przystają do sarajewskiej inscenizacji.