Skłóceni z życiem i portretami
Przytłaczające i wspaniałe teatralne przeżycie. Czerwona rama ograniczająca przestrzeń, w której rozgrywa się akcja, sygalizuje: będzie groźnie! Do tego scenę od widowni dzieli jeszcze cienka czerwona linia.... W czasie trzygodzinnej rozprawy z sobą, życiem i portretami, jaka toczy się w "Rodzeństwie" Thomasa Bernharda, ostrzegawcze sygnały coraz mniej będą dzielić obie przestrzenie.
Od dawna dyrektor Teatru Powszechnego Ewa Pilawska czyniła starania o zaprezentowanie na Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych teatru największego z polskich reżyserów, Krystiana Lupy, I wreszcie!
"Rodzeństwo" to rozpisane na trzy głosy spotkanie dwu sióstr i brata, dla którego dom wariatów stał się psychicznym azylem - tam tworzy filozoficzne dzieło swego życia. Obie panie są aktorkami. Młodsza nie wypuszcza z ręki kieliszka, starsza czuje się strażniczką tego, co zostało po przodkach. W obwieszonej rodzinnymi portretami jadalni, przy dźwiękach tłuczonej rodowej porcelany rozpęta się siostrzano-braterskie piekło. Cała trójka dorastała i nieustannie funkcjonuje według norm i zasad wynikających z tradycji, konwenansu, powinności. Wszyscy są samotni, przegrani, zgorzkniali i bez szans. Spotkanie prowokuje mężczyznę do rozliczenia się z przeszłością, udowodnienia sobie i siostrom, że wszyscy stali się ofiarami rodzinnej przeszłości. Ale czy zawieszenie portretów twarzami do ściany może coś naprawdę zmienić, nawet jeśli towarzyszą mu podniosłe dźwięki "Eroiki" i wielkie emocje? Ta rodzinna wojna każe przywołać motto sławnej powieści Jamesa Jonesa "Jest tylko cienka czerwona linia między rozsądkiem i szaleństwem"...
Bernhard i Lupa nie zostawiają złudzeń - żaden z bohaterów nie ma szans na szczęście. "Rodzeństwo" to przejmująca, porażająca konstrukcja dramaturgiczna. Nastrój beznadziejności coraz boleśniej wydostaje się z ram sceny, przekracza czerwoną linię, dotyka i dotyczy nas wszystkich. Aktorzy - Agnieszka Mandat, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Piotr Skiba - zaprezentowali najwyższe mistrzostwo.
Wczorajszy wieczór jeszcze raz należał do Krystiana Lupy, Thomasa Bernharda i krakowskiego Starego Teatru. Legendarny już "Kalkwerk" był kolejnym spotkaniem z mroczną twórczością znakomitego austriackiego pisarza. Teatromani mają za sobą doświadczenia najwyższej próby, dowodzące przy tym, jak wielką przyjemność mogą sprawić takiej klasy "sztuki nieprzyjemne".