Artykuły

Grzyby w barszcz

"Sztukmistrz z Lublina"w reż. Jana Szurmieja w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Włodzimierz Jurasz w Gazecie Krakowskiej.

Dwa, trzy, a może nawet cztery grzyby w barszcz. To stare powiedzonko najlepiej charakteryzuje inscenizację "Sztukmistrza z Lublina", słynnej powieści Isaaca Bashevisa Singera (Nobel z roku 1978) wystawioną przez Jana Szurmieja na scenie krakowskiego Teatru Bagatela.

Grzyb Pierwszy. Spektakl jest przede wszystkim swoistym repetytorium (dla początkujących...) z żydowskiej tradycji. Na scenie oglądamy obrzęd zapalania szabasowych świec, bar mir cwę, obchody święta Simchat Tory, wysłuchujemy umoralnia-jącej przypowieści cadyka. Wszystko nie do końca w powiązaniu z fabułą. Grzyb Drugi. Przedstawienie jest musicalem, z muzyką Zygmunta Koniecznego, w tym kilkoma piosenkami (tekst Agnieszka Osiecka), będącymi wielkimi przebojami Piwnicy Pod Baranami (tę iscenizację Jan Szurmiej od lat przenosi z teatru do teatru). Grzyb Trzeci. Ponieważ główny bohater, jak sam tytuł wskazuje, jest Sztukmistrzem (żonglerem, prestidigitatorem i magikiem), aktorzy musieli dać parę naprawdę niezłych popisów zręczności. I dopiero tą drogą dochodzimy do Grzyba Czwartego. Opisanej przez Singera historii Jaszy Mazura. Niewątpliwie z literackiego punktu widzenia najważniejszej, acz kompletnie przytłoczonej warstwą inscenizacyjną. Pozbawionej przez to całej dramaturgii i dramatyczności, jaką nasycił historię swego bohatera sam Singer. Jasza Mazur to cyniczny uwodziciel, acz nie pozbawiony pewnej wrażliwości, próbujący odnaleźć drogę do Boga. Odnajduje ją jednak dopiero wtedy, gdy zdaje sobie sprawę ze wszystkicrT nieszczęść, których stał się sprawcą. I sam wymierza sobie karę. Jednak w tym spektaklu dzieje Jaszy, dojrzewania, winy, kary, przebaczenia nie przemawiają z odpowiednią mocą. Nawet prawowaniu się bohatera z Bogiem, w monologu będącym kulminacyjnym punktem przedstawienia, brak chociażby namiastki tego, co niesie w sobie analogiczny monolog mickiewiczowskiego Konrada.

Brakło mi więc w tym spektaklu literatury, przytłoczonej (niepotrzebnie?) walorami inscenizacji. Ale czyż można czynić z tego zarzut? Przecież przedstawienie się podoba, czego dowodzi reakcja publiczności, szukającej w "Sztukmistrzu" egzotyki kultury tak nam bliskiej (Singer pochodzi z Polski), a jednocześnie mało jeszcze znanej.

Pozostaje mi więc zawołać Bagateli: Mazeł tow. Wszakże pod warunkiem, iż na przedstawienie (a byłem nie na premierze, a na zwykłym spektaklu) nie będzie się wpuszczać malutkich dzieci. W końcu z Bagateli do Groteski jest naprawdę blisko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji