Artykuły

Piękna pusta scena

Fabułę "Kobiety z morza" - temat ibsenowski opracowany na nowo przez Susan Sontag - można streścić w zdaniu: "Kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa".

Rzecz jest o zderzeniu pierwiastka kobiecego - tego, co irracjonalne, intuicyjne, naturalne - z jego męskim przeciwieństwem: racjonalnością i kulturą. Pojawia się też społecznie nośny motyw kupowania sobie młodej żony, ale raczej przy okazji, bo reżysera Roberta Wilsona - z wykształcenia malarza i architekta - nie interesuje opowiadanie skomplikowanych i emocjonujących fabuł, tylko tworzenie pięknych obrazów, estetyka.

W jego teatrze nie ma psychologizmu, z bohaterem trudno się utożsamić, zwłaszcza że aktor jest daleko, jego obrysowana światłem sylwetka przypomina postać wyciętą z tektury, a nie żywego człowieka. Porusza się też w nienaturalny sposób, w zwolnionym rytmie jak w japońskim teatrze no, mówi modulowanym głosem. Scenografia to pusta scena, na której wszystko, co istnieje, stworzone zostało za pomocą światła. Zapomnijcie o Stanisławskim, w teatrze Wilsona nic nie jest naturalne. Dlatego grane w warszawskim Dramatycznym przedstawienie jest wyzwaniem zarówno dla polskiego aktora, jak i widza.

Wyzwaniem wartym podjęcia, choćby tylko z ciekawości albo z chęci oddania się na dwie godziny we władanie czystemu pięknu tworzonemu w równym stopniu przez grę świateł, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach ruchy i gesty aktorów: Danuty Stenki, Anny Dereszowskiej, Dominiki Kluźniak, Władysława Kowalskiego, Miłogosta Reczka i Krzysztofa Dracza, oraz zaprojektowane przez Giorgio Armaniego stroje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji