Artykuły

Pożegnanie z Mrożkiem, pożegnanie z teatrem

"Miłość na Krymie" w reż. Jerzego Jarockiego z Teatru Narodowego w Warszawie w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w W Sieci.

To widowisko, zarazem pożegnanie ze zmarłym przed rokiem wielkim inscenizatorem Jerzym Jarockim, utwierdziło mnie w przekonaniu, że śmierć Sławomira Mrożka to śmierć polskiego teatru.

"Miłość na Krymie" przeniesiona do TVP 1 z Teatru Narodowego zaczyna się w roku 1910 prawie jak sztuka realistyczna. Tyle że co chwila jesteśmy częstowani aluzjami - a to na temat strzelby wiszącej na ścianie, a to pod adresem trzech sióstr Prozorow próbujących wyjechać do Moskwy. Szybko się orientujemy, na jaki świat patrzymy.

Dziesiątki inscenizatorów katują Czechowa, naginają teksty, łączą fragmenty różnych utworów itd. Mrożek zrobił jedyną rzecz, którą zrobić wypada. On Czechowowi odpowiedział. Nawoływałem, aby, przykładowo, zamiast przebierać panią Dulska we współczesne stroje, co jest zabiegiem absurdalnym, sprzecznym z tekstem, ktoś spróbował napisać replikę. Ale brakuje talentów, pozostaje niemądre krycie się za nieżyjącymi autorami. Mrożek był ostatnim, który potrafił. Wariacje na temat Czechowa to początek. Potem jest coraz dziwniej, choć część druga, dziejąca się w Rosji sowieckiej, jeszcze trzyma logiczny ciąg fabuły. Trzecia - Rosja współczesna - to już senny majak. Śmieszny i groźny, chociaż prawdę mówiąc, wiele z tego, co Mrożek nam o Rosji mówi, wiemy. Widzieliśmy nawet

udane próby powiązania tamtej tradycji literackiej z obrazem współczesnego społeczeństwa rosyjskiego, wyjałowionego i chorego, choćby świetną "Czwartą siostrę" Janusza Głowackiego.

Ale najbardziej niezwykłe są tu nie przemyślenia o Rosji politycznej, która, jak mówi główny bohater poeta Zachedryński, ma być rozliczana za Lenina i Stalina, choć przez lata sama była rozliczana przez nich. Obezwładniające są obserwacje dotyczące wpływu życia prywatnego, miłosnych kontredansów, na historię. Teza, że Rosjanie zgotowali sobie koszmar, bo byli pokręceni także i w sferze uczuciowej, byłaby przesadna. I zresztą Mrożek tak nie twierdzi, przywołuje bardziej racjonalne tłumaczenia - choćby o wpływie mongolskiego dziedzictwa na rosyjskie dusze. Ale w stosunku do poszczególnych ludzi - czemuż nie pospekulować? Autor "Miłości..." mówi nam, że historię można obserwować z najrozmaitszych perspektyw.

A zarazem pozostał Mrożek nieprzejednanym reakcjonistą, przy którym bledną nasi prawicowcy. W Czechowowskich recytacjach o wykuwaniu lepszych ludzi dostrzegał zaczyn groźnej utopii. Myślę, że nawet przesadzał, z marzeń nie zawsze wychodzą same złe rzeczy, nawet w Rosji. Ale jestem ciekaw, czy salonowi czciciele Mrożka tak naprawdę wsłuchali się w autora "Vatzlava".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji