Artykuły

Siła klasyki i dobrego warsztatu

34. Warszawskie Spotkania Teatralne. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Najmodniejsi są dziś reżyserzy lubiący eksperymenty. A jednak największą wartością pozostaje wciąż aktorstwo.

Organizatorzy tegorocznych 34. Warszawskich Spotkań Teatralnych mają powody do satysfakcji. Mimo okrojonych dotacji udało się zaprosić spektakle, o których w ostatnich miesiącach było głośno. A widzowie mogli się też przekonać o kondycji artystycznej wielu modnych reżyserów.

Prawie połowa zaproszonych przedstawień to inscenizacja klasyki. I nie jest to przypadek ani przejaw osobistych gustów selekcjonera dobierającego spektakle. W zalewie pisanych naprędce scenariuszy teatralnych swą wyższość wciąż wykazują przedstawienia bazujące na sztukach uznanych dramaturgów.

Najciekawiej wypadły "Czarownice z Salem" [na zdjęciu] Arthura Millera z Teatru Wybrzeże. Właśnie dlatego, że Adam Nalepa zaufał autorowi, nie uległ natomiast modzie, by wpisywać utwór w bieżące konteksty społeczno-polityczno-religijne. Ocalił ponadczasowe wartości tekstu, mówił o mechanizmach władzy, niezawisłości sądów, ale też o psychologii tłumu. Podobne było podejście Jana Klaty w odsądzanym od czci i wiary "Do Damaszku" Strindberga czy Marcina Libera inscenizującego "Wesele".

Na drugim biegunie znalazły się "Kronos" Gombrowicza w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego oraz "Caryca Katarzyna" Jolanty Janiczak. Oba spektakle cechuje wyjątkowa jałowość dramaturgiczna. "Kronos" z oryginalnymi zapiskami Gombrowicza niewiele miał wspólnego. Był raczej żartem scenicznym, zrealizowanym, by wykazać, że inscenizacja najgłośniejszej książki 2013 roku jest niemożliwa.

Podobny ciężar gatunkowy reprezentowała "Caryca Katarzyna" Jolanty Janiczak: przykład utworu pisanego naprędce na określony temat. Spektakl zawierający mnóstwo komunałów, brzmiący jak tania publicystyka, bronił się jedynie świetnym aktorstwem zespołu Teatru im. Żeromskiego w Kielcach. Miałkość scenariusza Dany Łukasińskiej i fatalna reżyseria Agnieszki Korytkowskiej-Mazur zniweczyły też interesujący pomysł przeniesienia "Antygony" ww. trudne powojenne realia stosunków polsko-białoruskich.

Mocną stroną wciąż pozostaje aktorstwo. Do artystów, którzy potwierdzili dotychczasową klasę, jak Mirosław Baka czy Cezary Rybiński ("Czarownice z Salem"), Dorota Segda, Krzysztof Globisz i Marcin Czernik ("Do Damaszku"), Ewa Skibińska ("Kronos"), dołączają młodsi. Wnieśli energię i świetny warsztat.

Marta Ścisłowicz jako Caryca Katarzyna i Katarzyna Dałek jako Abigail zaprezentowały aktorstwo wyzwolone, nieuznające żadnego tabu. Piotr Stramowski zachwycał w tak różnych wcieleniach jak dynamiczny, wręcz wyuzdany rockman, wycofany, niepewny siebie pacjent psychiatryka ("Podróż zimowa") czy baczny obserwator rzeczywistości, sarkastyczny Stańczyk ("Wesele"). Dużą sprawność warsztatową i talent dramatyczno-komediowo-wokalny zaprezentował Tomasz Nosiński ("Caryca Katarzyna").

Podczas spotkań dyskusji o współczesnym teatrze nie zdominował stale aktualny problem nagości, choć warto odnotować, że rewolucjonistą w tym zakresie okazał się reżyser Adam Nalepa. W "Czarownicach z Salem" nie rozebrał żadnego mężczyzny, jak czynią inni reżyserzy, tylko dwie młode, atrakcyjne aktorki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji