Węzeł polityczny i sceniczny Roku 1944
O sztuce Józefa Kuśmierka "Rok 1944" mówiono od dość dawna. Przygotowywana na obchód dziesięciolecia Wojska Polskiego, przyjęta została gorąco przez lektorów i życzliwie przez Teatr Domu Wojska Polskiego.
Potem sprawa jej wystawienia zaczęła się wikłać i przewlekać. Entuzjazmowi jednych przeciwstawił się brak entuzjazmu drugich; przy czym ci drudzy byli chyba liczniejsi. Toteż na zwolenników "Roku 1944" z niejednej szklanki (powiedzieć - wiadra, byłoby przesadą) polała się zimna woda - a potem potoczyły się miesiące dyskusji i termin wystawienia sztuki wciąż odkładano, tym bardziej, że autor nie był zbyt przychylny proponowanym poprawkom.
Tymczasem zapadło orzeczenie w konkursie na sztukę o tematyce Dziesięciolecia i jedną z nagród otrzymał... "Rok 1944". Ta okoliczność chyba też dopomogła. I oto w grudniu br. "Rok 1944" oblekł się w szaty teatralne. Po czym sztuka "zrobiła karierę", sceptycy przycichli (umilkli - byłoby za wiele powiedziane), a przyjaciele stwierdzili: sztuka ma zalety tak poważne, iż wydaje się być trwałą pozycją repertuaru, zasługującą na upowszechnienie w niejednym ośrodku teatralnym i na wysiłek twórczy niejednego reżysera. Echa tego "awansu oceny" odezwały się i na XIII sesji Rady Kultury.
Jakie są źródła sukcesu - niespornego - "Roku 1944", skoro błędy tego debiutu Kuśmierka są widoczne "na pierwszy rzut oka" i w scenicznym uplastycznieniu nabierają jeszcze krwi (wodnistej) i ciała (papierowego)? Co sprawia, że wybaczamy autorowi niewybaczalne zdawałoby się błędy, że przymykamy oczy na pozytywny schematyzm bohaterki utworu, że prześlizgujemy się (wraz z autorem) przez różne "wąskie gardła" i "puste pola" postaci, tematów, sytuacji i że przechodzimy do porządku nad rwaniem się, rozłażeniem, zmelodramatyzowaniem wątków w akcie ostatnim? Co sprawia, że tę sztukę podług kanonów skodyfikowanej dramaturgii prymitywną i żywiołową - uważamy jednak nie tylko za dzieło rzetelnego talentu (to daje dopiero surowiec), ale również za wartościowy, pełnowymiarowy utwór sceniczny? Co sprawia, że barwy w sztuce Kuśmierka są wyraziste, niespłowiałe?
Orzec: temat - byłoby za mało. Patriotyczne brechty są mniej znośne niż brechty niepretensjonalne. Powiedzieć: szczerość, odwaga, emocjonalne zaangażowanie się - to już coś więcej, ale te elementy również nie tłumaczą temperatury uczuć, z jakimi zgodnie przyjmuje "Rok 1944" widownia, i to najrozmaitszych przekrojów. Trzeba, tak mi się wydaje, sięgnąć głębiej.
Nazwano już "Rok 1944" - "polskim Sztormem". Co to znaczy? Czy sens tej etykietki zmierza w kierunku tłumaczenia, że "Rok 1944", jako pierwszy ze swego gatunku, ma prawo do błędów pioniera, do słabości przodownika wyrębywanej drogi? czy, przeciwnie, ma on stwierdzić, że "Rok 1944" to sztuka równie w swych epickich obrazach dynamiczna, jak w pauzach uczuciowych liryczna i sentymentalna? Sądzę, że należy ów "polski Sztorm" rozpatrywać z obu punktów widzenia. Niewątpliwie, niekiedy natrętne wady sztuki, jej usterki, uproszczenia, niezgrabności - to nie tylko okup debiutu; to również cena wejścia na teren w dramaturgii naszej dotychczas dziewiczy. Niewątpliwie, ogromne zalety sztuki, jej stosunek do tematu, jej żarliwość - to nie tylko talent; to również prawo do oceny gorącej i serdecznej.
Sztuka Kuśmierka jest pierwszą próbą przeniesienia na grunt polski doświadczeń i osiągnięć radzieckiego epickiego dramatu romantycznego, związanego tematycznie z okresem Wielkiej Rewolucji Październikowej i komunizmu wojennego, choć w niektórych próbach rzutowanego również na heroiczny okres Wielkiej Wojny Narodowej. Należy mniemać: pierwsza - ale wcale nie ostatnia.
Niemniej sytuacja pierwszeństwa daje niemałe przywileje. Sięgnijmy do porównań. Cokolwiek by się pisało o etapie i fali "sztuk produkcyjnych", wartość "Brygady szlifierza Karhana" - a w Polsce osobliwie "Inżyniera Saby" - słusznie przerosła immanentne treści tych utworów i dała im stanowisko, którego nie wymaże przyszła historia dramaturgii minionego dziesięciolecia. I jakkolwiek daleko bylibyśmy jeszcze od sztuk, w pełni obrazujących nowoczesne przemiany wsi - na pewno "Zapora" i "Zwycięstwo" przejdą do kronik teatru dziesięciolecia jako ich zapowiedź, przedgłos. Jako polski odpowiednik "Sztormu", sztuka Kuśmierka musiała wzbudzić nie mniejsze zainteresowanie niż ambitna próba radzieckiego pisarza. I jak "Sztorm" będzie setki razy przytaczana w charakterze przykładu.
Czy równie jak "Sztorm" będzie często grywana i wznawiana? Sądzę, że tak. Niemałe są bowiem jej autonomiczne sceniczne wartości, pisano już o nich sporo, wymieniano je nie szczędząc pochwał. Raz po raz natrafiamy w "Roku 1944" na scenę, sytuację, zwarcie się konfliktów, cechujące pisarza, który "czuje teatr", który umie tworzyć kategoriami dramaturgicznymi. Że sąsiadują one one ze scenami nieporadnymi, ze scenicznym jąkaniem się (powtarzalnością sytuacji), z efektami nie pierwszej jakości (finał pierwszego aktu), z ludzkimi "próbkami bez wartości" (scenicznej), z parokrotnym wtargnięciem deklaratywności do dialogów żywych ludzi? Te niesporne porażki byłyby groźne, gdyby mizerniejsze, niklejsze były powodzenia. Ale po każdym załamaniu się następuje zryw, który momenty twórczej zapaści zostawia daleko w dole.
Sięgnijmy jednak do sedna sprawy. "Rok 1944" - tytuł ambitny, ani słowa, tytuł syntetyzujący. Toteż prowokuje pytanie: czy rzeczywiście zagadnienia postawione w sztuce są tak ważne, iż usprawiedliwiają Kuśmierkową pewność siebie, czy rzeczywiście mamy w jego sztuce obraz spraw węzłowych, ogniskowych?
Odpowiedź musi chyba wypaść pozytywnie. Centralnym problemem w "Roku 1944" jest wzięcie władzy. Po tę władzę, za pomocą swej rewolucyjnej partii i jej zbrojnego ramienia, sięga po wyzwoleniu klasa robotnicza - i sięga burżuazja, też dysponująca swoją armią. Kuśmierek trafnie, sugestywnie pokazuje niebezpieczeństwa osaczające władzę, która podjąć chce przebudowę ustroju. W powiecie, w którym dzieje się akcja sztuki, przedstawiciel nowej władzy, alowiec Bogdan, ulega częściowo niebezpieczeństwom. Ale wówczas chwyta go za rękę partia, nie pozwala mu zboczyć na długo z drogi właściwej, koryguje jego fałszywe decyzje, a gdy trzeba - jego samego odwołuje z posterunku. Podżartowywano sobie z tej Oli w "Roku 1944", że zawsze zjawia się w sumą porę, w najodpowiedniejszej chwili, by uchronić Bogdana od popełnienia błędu, głupstwa. Ale czy tak nie było? Czy istotnie partia nie prostowała niedoświadczeń i błędów, nie sterowała niechybnie ludźmi, którzy w praktyce mieli jej wskazania wcielać? Było prawem dramaturgicznym Kuśmierka uosobić partię w postaci młodej, choć stażem partyjnym już poważnej, działaczki. Że nie udało się tej personifikacji doprowadzić do końca, że Ola jest bardziej ideą niż żywym człowiekiem - ten, komu w pełni udało się stworzyć doskonałego (w znaczeniu artystycznym) bohatera pozytywnego, niech pierwszy w Kuśmierka rzuci kamieniem.
Władzę wzięła klasa robotnicza - ale władzy nie chce utracić silna jeszcze burżuazja. Czy wybuchnie wojna domowa? Kuśmierek celnie pokazuje, czemu do takiej wojny domowej nie doszło, czemu działalność band kontrrewolucyjnych miała mimo wszystko zasięg ograniczony. Mądrość taktyki partyjnej - to był jeden czynnik; rozkład AK - czynnik drugi.
Ów rozkład maluje Kuśmierek w zasadniczych zarysach słusznie - w tym też tkwi siła ideowej wymowy jego sztuki - tak było, że odeszli z AK zwerbowani do niej nieuświadomieni chłopi i patriotyczni inteligenci, że doły zerwały z dowództwem, że przy Borach, Grotach, Gromach, Piorunach i Kmicicach pozostali tylko zdeklarowani reakcjoniści lub jednostki zdeklasowane, wykolejone, smakujące w rozboju. Szkoda, że obraz tego rozpływania się szeregów AK, odejścia większości szeregowców do patriotycznego frontu narodu nie zadowala, jest u Kuśmierka uproszczony, uprzedzający chwilę historyczną, nakreślony grubymi krechami. Chmura gada jak uświadomiony alowiec, nie wiedzieć czemu zabłąkany do AK. Pierwszy zaraz obraz zwad i starć w oddziale Groma jest taki, że widz dziwi się, iż w ogóle Grom mógł jeszcze działać, zabijać, włóczyć się ze swą bandą po powiecie i wymykać się obławom. Zaciążył na Kuśmierku w tym pokazywaniu wroga schematyzm patrzenia na pewne prawa sztuki, dobrze, że nie przeważył antyschematyzmu innych scen.
Że nie przeważył, ogromna w tym też zasługa Teatru Domu Wojska Polskiego w Warszawie, a w szczególności reżyserii Władysława Krasnowieckiego. Były czasy, gdy Teatr Domu Wojska Polskiego zbierał zasłużone cięgi ze strony krytyki, gdy dawał przedstawienia niedopracowane, słabe, gdy jego pozycje repertuarowe budziły uzasadnione wątpliwości. Sytuacja Teatru Domu Wojska Polskiego była jeszcze o tyle trudna i delikatna, że - nie jest to dla nikogo tajemnicą - teatr ów nie należy do tej klasy co teatry: Polski, Współczesny, Narodowy i Kameralny, że zasłużony zespół Teatru Domu Wojska Polskiego nie posiada szczególnie wybitnych indywidualności aktorskich. I otóż trzeba stwierdzić, że Teatr Domu Wojska Polskiego wydobył się z depresji, że już przedstawienie "Alkada z Zalamei" (w reżyserii Ludwika Rene) zwiastowało nowy etap w jego działalności. Przedstawienie sztuki Kuśmierka umacnia ten sąd. Zespół ponownie udowodnił, że stać go na więcej niż na poprawne widowisko, że Teatr Domu Wojska Polskiego może stać się równie interesującą placówką w życiu teatralnym Warszawy jak wymienione teatry czołowe.
Krasnowiecki zaufał Kuśmierkowi i tą ufnością potrafił natchnąć wszystkich grających. Może nawet tę ufność posunął zbyt daleko w stosunku do autora - należało z większą swobodą odnieść się do tekstu sztuki i skracać, obcinać jej publicystyczne i melodramatyczne wstawki - ale na pewno to lepsza metoda niż niewiara i lekceważenie opracowywanego dzieła. Krasnowiecki wybornie rozwiązał scenograficzne usytuowanie akcji - dekoracje Jana Kosińskiego są tyleż proste ile rzetelne - Krasnowieckiemu trzeba też przyznać zasługę udyskretnienia pierwszej i trzeciej odsłony, ujęcia w jakieś uregulowane łożysko rozlewisk aktu trzeciego. Słowem: choć zawiódł ołówek - nie zawiodła dłoń reżyserska i autor oraz teatr winny Krasnowieckiemu niemałą wdzięczność.
Nie jeden "Sztorm" kończy się śmiercią bohaterki pozytywnej. Kobieta-komisarz w "Optymistycznej tragedii" też ginie w obliczu zwycięstwa sprawy, o którą walczyła. Optymistyczna tragedia roku 1944 zamyka się śmiercią Oli, zabitej zdradziecką kulą w plecy. Śmierć pozytywnego bohatera na scenie - to niemal zawsze melodramat; nie ustrzegł się jego paści "Rok 1944". Konflikt racji rozumu z racją serca - to na scenie niemal zawsze zwycięstwo emocjonalnego przeżycia nad logiczną konstrukcją intelektu; stąd porywczy, gwałtowny, awanturniczy Bogdan żyje na scenie i przekonywa do swej walki, podczas gdy precyzyjna Ola z trudem wyrywa się z pokładów "literatury". I trzeba całego talentu aktorskiego i szczerości odczuwania towarzyszki Ryszardy Hanin, by chłodną, teoretyczną słuszność Oli ogrzało ludzkie ciepło. Sprawa jest tym bardziej dla teatralnej Oli trudna, że Bogdan Niewinowski nie tylko z łatwością ale i z temperamentem stwarza pełną, prawdziwą, sceniczną postać. Czy Hanin nie przesłodziła roli - jak chcą niektórzy - czy nie była zbyt anielską Olą, czy nie zbyt lekko wybaczała wrogom ich knowania i strzały zza węgła? Nie jestem tego zdania. Bardzo poza tym żałuję, że wyjazd Teatru Domu Wojska Polskiego w teren i względy redakcyjnego pośpiechu uniemożliwiły mi zobaczenie dublującej rolę Oli, utalentowanej Marii Bogurskiej. Po krótce o innych postaciach "Roku 1944": 13-letni Waldek, partyzant i milicjant, jest wybornym odkryciem autora i sukcesem aktora (Witolda Fillera); występujący w sztuce Starosta, stary partyjnik (gra Janusz Paluszkiewicz) miał być, tak wielu mniema, równie silnym jak Ola przeciwstawieniem anarchicznych instynktów Bogdana: w istocie okazał się postacią w układzie dramatu zbędną a scenicznie wyjałowioną z życia; para woźnych w starostwie, kreisamcie, znowu starostwie a w przyszłości pewnie i w prezydium powiatowej rady narodowej, nienatrętnie ilustruje trwałość pewnych małych spraw i ludzi, i znalazła plastyczne uteatralnienie w grze Kazimierza Chrzanowskiego i Katarzyny Żbikowskiej; epizody Kolejarza (Bolesław Płotnicki), Chłopa i Chłopki (Jerzy Block i Wanda Bartówna) a także rozpitego, niesfornego milicjanta Cebulaka (Tadeusz Andrzejewski) zarówno w koncepcji autora jak w wykonaniu aktorskim spełniają trafną rolę przykładów na najrozmaitsze trudności, które jak pociski na wojnie spadały masowo na Bogdana; nie mniej niż Starosta okazał się w sztuce zbędny kapitan Siergiej (Wiktor Nanowski), ukłon Kuśmierka w stronę prawidłowego wszystkoizmu albo też ustępstwo Kuśmierka przed wrogami ostrości konfliktów i obrazów; najbardziej zbędna jest w sztuce Zosia, ukochana Bogdana z grzecznej opowieści dla młodzieży: tak właśnie zagrała Zosię Zofia Skrzeszewska.
Świat akowców ma bogatsze akcenty do wygrania: korzystają z nich w całej pełni w sposób powściągliwy i aktorsko dojrzały Bogdan Ejmont (żołnierz Chmura) i Stefan Wroncki (Doktor, zarazem oficer AK; postać tego "otwierającego oczy inteligenta" wyniknęła z troski o statystyczną pełnię, ale wkorzeniła się organicznie w sztukę). Również Jerzy Pichelski znalazł przekonywające akcenty w roli majora Groma, który za dobrych sanacyjnych czasów był zarazem utytułowanym i usytuowanym w powiecie obszarnikiem. Spośród innych akowców wymienić należy Skrzetuskiego (Józef Niewęgłowski), Pioruna (Jan Gałecki), Tygrysa (Seweryn Dalecki) i Mściciela (Eugeniusz Dziekoński).
Na koniec jeszcze rodzynek: postać Jelenia, fornala z dóbr hrabiego Ziembicza w oddziale majora Groma. Jeleń to wypisz - wymaluj polski "człowiek z karabinem". Gdy, jak sądzi, wojna się dla niego kończy - chciałby jak Szadrin tylko wrócić do domu, zaszyć się na wsi wśród swoich. Ale wrócić do czworaków? Najbardziej pragnie Jeleń zmiany warunków swego życia, najbardziej nienawidzi tego co było. W dramatycznych okolicznościach porzuca AK wraz z Chmurą; w dramatycznych okolicznościach styka się z Bogdanem; i jak Szadrin nie wróci na razie do rodzinnych opłotków - choć tak bardzo by chciał - i zaczyna rozumieć, czemu najpierw wyruszy bić faszystów do końca. Jelenia gra Antoni Jurasz tak, jak należy grać Szadrina: ciepło, ludziom przyjaźnie, bez łatwych gierek i farsowych chwytów; przypominał Szadrina-Ludwika Benoit, choć nie mówił basem.