"Dziady" bez mesjanizmu
Tekst drukowany przez Wyspiańskiego w listopadzie 1901 roku pod tytułem "Adama Mickiewicza Dziady. Sceny dramatyczne. Tak jak były grane w teatrze krakowskim dnia 31 października 1901" nie jest dokładnym zapisem premiery. Podtytuł wprowadza w błąd. Pewne pojęcie o tym jak były grane "Dziady" w teatrze krakowskim, dają dokumenty spektaklu - zachowany w bibliotece teatru egzemplarz suflerski (trochę różny od tekstu drukowanego) i tzw. Scenariusz, również projekty, rysunki i fotografie.
Ponieważ zachował się także egzemplarz wydania "Dziadów", w którym Wyspiański dokonywał skrótów, na marginesach zapisywał uwagi dotyczące inscenizacji, czasem tylko luźne skojarzenia, które nie wpłynęły później na kształt premiery, mamy do czynienia z dokumentami różnych etapów pracy poety - adaptatora i inscenizatora. Od pierwotnych zamiarów, przez kształtowanie się scenariusza w trakcie prób, do opublikowanej ostatecznie wersji, która jest raczej zapisem idealnej wizji spektaklu, zbudowanej także na podstawie premierowych doświadczeń, siły oddziaływania, ale i słabości teatru. W druku Wyspiański wzmacniał nastrój, uwypuklił obrazy, na których zapewne szczególnie mu zależało, przywrócił skreślone podczas prób fragmenty, którym nie sprostali aktorzy, albo pominął zdania, które się nie sprawdziły.
Opracowując tekst "Dziadów" Wyspiański był ograniczony konwencjami i możliwościami teatralnymi epoki, choć w praktyce umiał podporządkowywać je własnym celom artystycznym, ale przede wszystkim kierował się swoistą koncepcją interpretacyjną. Nie sposób więc wyróżnić, z jakich motywów wynikały skróty w poszczególnych partiach utworu. Ich efektem jest jednolity, precyzyjnie skomponowany scenariusz spektaklu. Skreślenie fragmentów tekstu prowadzi do pominięcia pewnych istotnych dla dramatu wątków i konsekwentnego wydobywania innych, do nowego rozkładu akcentów i kondensacji, współbrzmienia wersów i obrazów, które w pełnej wersji nie są ze sobą powiązane, albo w sposób mniej oczywisty. Na przykład Wielką Improwizację Wyspiański skreślił aż do słów ,.Zrzucę ciało i tylko jak duch wezmę pióra... - Potrzeba mi lotu -" (w. 303-304). Ten fragment mógł potraktować jako prostą kontynuację starcia z krukiem w Małej Improwizacji, a całość - jako dążenie bohatera do poznania "przyszłych losów świata". Dopiero łatwość, z jaką Konrad posiadł dar proroctwa, prowokuje go do stawiania Stwórcy następnych żądań.
Skracanie dramatu ogranicza wielopłaszczyznowość utworu Mickiewicza do jednego podstawowego motywu i do jednej tonacji. W realizacji teatralnej tekst zostaje dopełniony przez obraz, a ciągłość wydarzeń tworzy też tożsamość aktora grającego głównego bohatera. Z tej banalnej uwagi wynika sposób odczytania inscenizacji. Ciągłość akcji kształtuje tutaj również paralelizm kompozycji poszczególnych obrazów lub pojedynczych sytuacji. Spektakl Wyspiańskiego rozpoczyna się częścią pierwszą "Dziadów". Z jej fragmentów ułożył on ciąg scen przedstawiających tych, co zmierzają na obrzęd dziadów, akcję umieścił na cmentarzu, w scenerii i w sytuacji, w jakiej rozgrywa się ostatni obraz trzeciej części. W ten sposób ramy przedstawienia tworzy obrzęd żałobny i szczególnej wyrazistości nabierają rozpoczynające utwór słowa Starca - "Nieszczęsny, kto częściami do mogiły wrastał" (w. 22), w których życie jawi się jako proces obumierania.
Do takiego rozumienia świata odwołują się w IV części słowa Gustawa "o duszach, które Bóg stwarzając "okrył cielesną żałobą" (w. 119).
I odsłona zapowiada scenę następną, na którą składa się II część Dziadów. Zbliżanie się obrzędu żałobnego wyzwoliło w przechodzących przez cmentarz postaciach tęsknotę, konfrontowaną z praktyczną mądrością gromady i pouczeniami Guślarza. Znamiennej modyfikacji uległ monolog Dziewicy - ta postać nazywa się u Wyspiańskiego Maryla i to, co mówi, a uwydatniają to jeszcze didaskalia, dotyczy wspomnienia przeszłości. Obraz zamyka pojawienie się Gustawa, tak jak w części II wprowadzające niepokój i zakłócające rytm akcji. W egzemplarzu suflerskim w II części do tekstu Guślarza poprzedzającego pojawienie się widma Gustawa dopisano zdanie ;,Mrok tajemnic nas otacza", a więc zdanie, które w adaptacji Wyspiańskiego zapowiadało zjawienie się Gustawa w I odsłonie. Zamiast Strzelca wprowadził postać Ducha, który w tej wersji "Dziadów" przejął wszystkie role szatańskie. Konfrontacja Gustawa z Duchem już w pierwszym obrazie zapowiada finał improwizacji. Duch jest uosobieniem zagrożenia, jakie niesie pokusa - Gustaw czuje jego obecność, ale na razie unika go, nie patrzy w jego stronę, jeszcze nie ulega.
Gustaw w II i IV części jest ta samą osobą. Przychodzi na plebanię w tym samym, tylko trochę bardziej zniszczonym stroju. Przypomina widma z obrzędu dziadów, świadomy, że wywołuje strach, mówi sam o sobie: ,,Przed nieszczęśliwym, ach, wszystko ucieka Jakby przed straszydłem z piekła", (w. 169-170). Dialog i obraz sceniczny w IV części (III scena adaptacji) wydobywają kontrast między cichym spokojem ciepła rodzinnego i burzą szalejącą na dworze, a także w duszy Gustawa. Wyspiański ujednoznacznia tę postać podkreślając, że bohater jest na granicy obłędu wywołanego cierpieniem miłosnym, ale też ogromna wrażliwością, z jaką reaguje na otaczający go świat. Scena Wielkiej Improwizacji będzie powtórzeniem takiego samego stanu emocjonalnego już nie w rozmowie z księdzem, ale w monologu skierowanym bezpośrednio do Stwórcy. Okrzyk ,,Szaleję..." (w. 372), wyjęty z kontekstu, którym jest otoczony u Mickiewicza, wypowiedziany przed pauzą jako samodzielne zdanie zamykające skrócony do czterech wersów opis cierpień utożsamianych z cierpieniami ojczyzny, staje się rodzajem podsumowania i ma uzasadniać następujące później zuchwalstwo. Tak jest w ostatecznej, drukowanej wersji.
Egzemplarz teatralny świadczy o tym, że ten fragment stanowił dla wykonawców przedstawienia bardzo trudny moment. Największym problemem były dwa wersy rozpoczynające tę część improwizacji: ,,Teraz duszą jam w moje ojczyznę wcielony; ciałem połknąłem jej duszę". W końcu na użytek przedstawienia zostawiono tylko wers pierwszy, w druku Wyspiański pominął oba. W rozmowie z Feldmanem wyjaśniał, że słowa te odbiorcy utożsamiają z samym Mickiewiczem i tylko Mickiewicz ma do nich prawo. Dla widzów nie do przyjęcia byłaby sytuacja, w której wypowiadałby je aktor grający postać sceniczną, nawet aktor ucharakteryzowany na podobieństwo Mickiewicza na obrazie Walentego Wańkowicza. Tę niemożność udowodniły próby, na których wygłaszano cały tekst. Szaleństwo cierpiącego Konrada wzmacnia siłę jego bluźnierstwa tym bardziej, że nie poprzedzają go drwiny Jankowskiego z modlitw księdza Lwo-wicza i bardzo niewinnie brzmi jego piosenka sprowadzona do czterech wersów. "Mówcie, jeśli wola czyja, /Jezus Maryja,/Póki Nowosilcow pija,/Nie uwierzę, że nam sprzyja,/Jezus Maryja". (w druku Wyspiański dodał jeszcze "Póki cała carska szyja").
W mickiewiczowskim oryginale refren "Jezus Maryja" powtarzany jest z coraz większą determinacja po każdym wersie tej piosenki zbudowanej z narastająca symetrią, która neguje wiarę w rządy opatrzności nad światem. U Wyspiańskiego został po prostu zlekceważony.
Podstawowym tematem inscenizacji Wyspiańskiego jest problem cierpienia, zawsze jednak jest to stan aktualny, obecne doznania bohaterów dramatu. Dlatego wykreślona została relacja o więziennych przeżyciach Tomasza i przepowiednia Feliksa dla mającego się urodzić potomka - "Lubię synów, to nasi przyszli towarzysze". Zawsze chodzi o cierpienie indywidualne. Te fragmenty opowiadania Sobolewskiego, które Wyspiański zostawił, są historia poszczególnych więźniów - bez mickiewiczowskich metafor wywołujących wrażenie ogromu, nieskończoności i bez możliwości uogólnienia. W przedstawieniu zabrakło też słów o obowiązku wierności wobec wywożonych, których męka powinna być jak kompas ,,w drodze żywota". Na początku sceny więziennej Tomasz określa sytuację, w jakiej się znaleźli, jego konstatacja nie ulega później żadnej zmianie. Prześladowania są losem narodów w niewoli, losem bezbronnych wydanych w ręce bezwzględnych i żądnych zysku tyranów. Car traktowany jest tu jak satrapa, bożek pogański, na którego ołtarzu poddani składają krwawe ofiary. Przyjęcie roli ofiary jest decyzja pragmatyczną, staje się koniecznością tylko dlatego, że może uchronić innych. Niewinność oskarżonych służy Wyspiańskiemu wyłącznie jako argument wykazujący absurd procedury oskarżenia.
Między oprawcami i prześladowanymi jest lud współczujący, falujący oburzeniem. W opowiadaniu Sobolewskiego Wyspiański opuścił zdania pokazujące tłum sparaliżowany strachem, który biernie obserwuje wydarzenia. Zostawił wszystkie fragmenty, w których była mowa o oznakach współczucia: "lud płacze patrząc na łańcuchy" (w. 148), żołnierz "tajemnie łzy ocierał" (w. 154). Opis wywózki skazańców kończy reakcja tłumu na śmierć Wasilewskiego: ,,I lud oczy i usta otworzył; i razem/ Jedno westchnienie z piersi tysiąca wydarte,/Głębokie i podziemne jęknęło dokoła,/ Jak gdyby jękły wszystkie groby spod kościoła" (w. 170-173). U Mickiewicza jęk "zgłuszyła" komenda, tutaj relacja Sobolewskiego przejęła funkcję wykreślonego wraz z całą sceną Salonu Warszawskiego porównania narodu i lawy. Dzięki wzmocnieniu tego obrazu zbuntowani goście na balu u Senatora nie będą tylko oderwanym epizodem.
Skreślenia Wyspiańskiego w tekście opowiadania Sobolewskiego naruszyły podstawowy wymiar tej sceny - usunięto wszystkie fragmenty pokazujące wnętrze kościoła i odprawiana równocześnie mszę.
Wyspiański starannie zatarł możliwość analogii ofiary wywożonych właśnie skazańców do ofiary Chrystusa, skreślił ostatnie wersy Bogu poświęcające "tę spod sądów cara ofiarę dziecinną" i wezwanie księdza Lwowicza do modlitwy za skazanych.
W pozostałych fragmentach sceny więziennej opuścił wszystkie możliwe odniesienia do tej analogii - i podkreślaną przez Mickiewicza dziecinność i niewinność prześladowanych, i wszystkie porównania wyniszczanego pokolenia do ziarna pod przyszły zasiew. Odebrał sytuacji więźniów transcendencję, sprowadził ją do prostego rachunku między ludźmi, do relacji ofiary i oprawcy. Bóg rozstrzyga w sprawach indywidualnego sumienia, nie ingeruje w bieg historii.
Nie można było pogodzić takiej wizji świata z mickiewiczowskimi odwołaniami do formy średniowiecznego misterium. Toteż projektując ruch sceniczny Wyspiański zlekceważył kompozycję Dziadów starannie przestrzegającą podziału sceny na stronę prawą i lewą, uprościł świat aniołów i szatanów otaczających bohaterów. Zamiast kompozycji misterium, podporządkowującej pokazywaną w teatrze rzeczywistość prawom czuwającej nad światem boskiej opatrzności, wprowadził perspektywę sądu ostatecznego. To odwołanie pojawiło się już w scenie na plebanii, w prośbie Gustawa o przywrócenie obrzędu dziadów: "Tam, u Wszechmocnego tronu,/ Kędy nasz żywot ścisłe odważają szale,/ Tam większym jest ciężarem łza jednego sługi,/ Którą szczerze wyleje nad tobą u zgonu", (w. 426-429). W celi Konrada, w poklasztornym więzieniu na głównej ścianie na wprost widowni namalowany był zatarty nieco fresk przedstawiający Chrystusa Sędziego, skopiowany ze słynnego tryptyku Hansa Memlinga. Do stylu tego fresku i do ikonografii sadu ostatecznego nawiązywały również postacie duchów - Archanioł z tęczowymi skrzydłami, w jasnej zbroi i w diademie z krzyżem oraz zakuty w czarną zbroję Duch, wcielenie szatana. Wszystkie ingerencje tak przedstawionych duchów w losy bohaterów nabierają wymiaru ostatecznego.
Ze sporu, jaki złe i dobre duchy toczą o duszę człowieka w Prologu III części "Dziadów", Wyspiański wybrał wygłoszoną tu przez Archanioła zapowiedź powołania więźnia: ,,I ty, w samotnym więzieniu,/ Jako prorok na pustyni,/ Dumaj o twym przeznaczeniu" (w. 43-45) i pewność szatanów, że nocą władza należy do nich. W scenie więziennej kilkakrotnie powtarza się informacja o tym, że zbliża się północ, w końcu słychać bijący w oddali zegar. A pieśń zemsty, którą śpiewa Konrad, wciągając do swego śpiewu współwięźniów, dowodzi, że uległ pokusom Ducha. Dlatego dar proroctwa nie tylko doprowadza go do bluźnierstwa, ale obraca się w jego ustach w przekleństwo. Konrad, "prorok, władca dusz" (w. 325) przepowiada Rollisonowi śmierć i sam pokazuje mu drogę samobójstwa. Ale też po raz pierwszy szalony rozpaczą bohater spotyka kogoś, kto umie zrozumieć motywy jego bluźnierstwa i bez anielskiej interwencji przemienić je zwykłym ludzkim współczuciem. Ksiądz Piotr potrafi także siłą miłości odwrócić siłę przekleństwa i wykorzystać moc złego Ducha w służbie dobra.
Na cierpienie ksiądz Piotr odpowiada nie buntem lecz modlitwą i w modlitwie otrzymuje dar, któremu sprzeniewierzył się Konrad, dane mu jest widzenie przyszłych losów pokolenia. Scena widzenia jest przedłużeniem modlitwy z Konradem i w intencji Konrada. Dopiero teraz w tekście dramatu pojawiają się kategorie Pisma Świętego w opisie dziejów pokolenia i narodu, po raz pierwszy (widzenie Ewy wykreślono w całości) prześladowcy porównani są do Heroda. Wyspiański wykreślił w tej scenie opis ukrzyżowania wpleciony w historię polityczną Europy, precyzyjnie zacierał możliwość utożsamienia cierpiącego narodu i ukrzyżowanego Chrystusa. W tekście drukowanym dodał didaskalia narzucające jednoznaczną interpretację wypowiadanych słów: ,,opada w bólu i jęku; - i znów za czas niejaki podnosi się, jakby sobie przypominał i uprzytomniał losy i mękę Chrystusa, i jakby ich żywe spełnienie we własnym narodzie oglądał(s. 133).
Dopiero ksiądz Piotr i tylko ksiądz Piotr w "Dziadach" Wyspiańskiego przynosi chrześcijańską wizję sensu cierpienia, wolną jednak od mesjanistycznej historiozofii, pokazującą możliwość włączenia ofiary narodu w ofiarę Chrystusa bez przypisywania cierpiącemu narodowi zbawczej misji.
Siła jego wiary jest tym większa, że tylko on jeden spośród trzech księży postawionych w tym dramacie wobec problemu cierpienia umiał odpowiedzieć na nie "modlitwą i pociechą". Prawdę jego wizji podkreśla nieuchronność kar piekielnych, które spotykają Doktora i Bajkowa i spotkają nie poddającego się żadnym napomnieniom Senatora, choć obie przypowieści księdza Piotra także zostały wykreślone.
Ekspresyjny element niejasnej nadziei wnosi zamykająca widzenie wizja "namiestnika wolności", przekazywana w ekstazie, z towarzyszeniem coraz głośniejszej muzyki organów. W tekście drukowanym osłaniają ją ,,schodzący widomie aniołowie", którzy tutaj pojawiają się na scenie po raz pierwszy, w przedstawieniu ich nie było. Wyczerpany widzeniem Ksiądz Piotr ,,omdlały opada na ręce Archanioła" (s. 134). Obiektywną siłę tej wizji osłabia jednak początek dwu pierwszych scen inscenizacji Wyspiańskiego. Przedstawienie rozpoczynało się wejściem ucharakteryzowanego według rysunku Grottgera Pielgrzym niewidomego Starca, prowadzonego przez Pacholę. W tekście Mickiewicza ta postać nazwana jest Dziecię. Zmiana określenia postaci, a przede wszystkim stylizacja zaczynających adaptację Wyspiańskiego didaskaliów: ,,wchodzi Starzec, mąż potężny, niewidomy; wiedzie go Pacholę", wydobywają podobieństwo tego obrazu i wizji Męża, "namiestnika na ziemskim padole". Mocny akcent pada na tę grupę także na początku drugiej sceny - Starzec i Pacholę jako pierwsi zjawiają się w kaplicy i przez chwilę klęczą sami na pustej scenie. W modlitwie nad wnukiem Starzec mówił w pierwszym obrazie o rozgoryczeniu nadmiernym cierpieniem, jakie przynosi życie, przyjmowanym z cierpliwością, modlił się o wczesną śmierć dla wnuka.
Rzecz jasna nie chodzi tu o tożsamość, ale o podobieństwo, o cykliczną powtarzalność obrazu. Starzec jest skierowany ku przeszłości. To mocny akcent jego obecności i jego słów narzucał na początku przedstawienia wizję życia jako obrzędu żałoby. Mąż z Widzenia Księdza Piotra jest zwrócony w przyszłość, niesie zapowiedź nadziei. Ale, być może, jest to nadzieja przygaszona przez przypomnienie znanego już obrazu przeciwnego, który wprowadza zwątpienie i nie pozwala poddać się sile proroctwa.
Analiza scenariusza teatralnego pokazuje problemy inscenizacji, ale nie przynosi wiedzy o spektaklu jako zjawisku estetycznym. Nie odpowiada na pytanie, w jaki sposób wizja teatralna wypełniła puste miejsca po wykreślonych z tekstu obrazach poetyckich i jakiego rodzaju wzruszeń dostarczyła zgromadzonym w teatrze widzom. Zapisana w recenzjach i wspomnieniach reakcja na premierę "Dziadów" stawała się sumą wrażeń, w których pamięć lektury nakładała się na wyniesione z teatru przeżycia. Kiedy aktorzy grali to, co zamierzył Wyspiański, recenzenci na ogół odrzucali tę interpretację, przywiązani do własnego rozumienia dramatu.
Świadomość, że scenariusz nie jest tożsamy z przedstawieniem, nie pozwala kategorycznie bronić wniosków sformułowanych na podstawie lektury. Są one następujące: Premiera "Dziadów" była w zamierzeniu inscenizatora obroną dramatu przed możliwością interpretacji upowszechnionej na przykład w "Historii literatury polskiej" Stanisława Tarnowskiego. To znaczy interpretacji traktującej "Dziady" jako "Poemat, w którym zawarte jest źródło całej tej wiary w Chrystusowe posłannictwo Polski". Tę wiarę Wyspiański uważał za zagrożenie dla przyszłości Polaków.
W dokonanej przez niego adaptacji dramatu wiara w porządek moralny dotyczy losów jednostki i nie wynika z niej przekonanie, że poddają mu się także prawa historii. Ta interpretacja "Dziadów" nie wywołała polemicznych reakcji. W epoce premiery scena nie była sztuką równorzędną w stosunku do literatury. Jedyne pytanie, jakie mogło pojawić się pod adresem przedstawienia, było pytaniem o rozmiary koniecznego kompromisu. Stosunek do teatru wykluczał dyskusję serio nad propozycją interpretacyjna inscenizatora. Tak więc przez następne trzydzieści lat grano "Dziady" w opracowaniu scenicznym Stanisława Wyspiańskiego bez świadomości, co to właściwie znaczy.