Artykuły

Białystok. "Upiór w operze" schodzi z afisza

Kto jeszcze "Upiora w operze" nie obejrzał, niech się spieszy - musical w Białymstoku będzie grany tylko do 18 maja, potem zostanie zdjęty z repertuaru. To ostatni moment, by rezerwować bilety.

Musical wszech czasów o niespełnionej miłości można zobaczyć w tym momencie tylko w Białymstoku, żadna inna opera w Polsce nie ma obecnie prawa do wystawiania dzieła Andrew Lloyda Webbera.

Dlaczego białostocka instytucja decyduje się zrezygnować z kury znoszącej złote jaja właśnie teraz?

- Przyczyna jest dość prozaiczna, 24 maja kończy się nam licencja na spektakl - tłumaczy Roberto Skolmowski, dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej. - Moglibyśmy co prawda wykupić ją na następny rok, ale to są dodatkowe bardzo duże koszty. Chodzi bowiem o dwie licencje - u londyńskich producentów i w teatrze Roma. Razem z tantiemami to koszt około 100 tys. zł miesięcznie, kiedy gramy "Upiora". Do tego dochodzą koszty przerw w graniu, gdy montujemy bądź demontujemy te ogromne dekoracje. Wówczas musimy zawiesić jakąkolwiek działalność na dużej scenie, co daje w sumie 8-10 dni przerwy. A to skutkuje ogromnymi stratami w przychodach. Że nie wspomnę o kosztach transportu, bo żeby grać cokolwiek innego poza "Upiorem", musimy w całości niemal wywieźć go do magazynu. Wszystko to nam się nie opłaca, by jesienią zagrać parę spektakli tego musicalu. A tyle by ich było, jeśli w nowym sezonie wprowadzimy nowe premiery. Trzeba pamiętać o tym, że jako instytucja musimy budować nowy repertuar, nie możemy mieć w nim jedynie dwóch spektakli operowych, jestem zobowiązany do tworzenia nowych przedstawień.

Ale jak zapowiada dyrektor, "Upiór..." nie odchodzi z Białegostoku na zawsze. Opera ma zamiar wrócić do niego za rok, półtora.

- Myślę, że wykupimy licencję na rok 2015/2016. Tak w każdym razie bym chciał - mówi Skolmowski.

Białostockie różnice

Wydatki na "Upiora" powoli się wyrównują.

- Na ten musical wydaliśmy 3,5 mln zł, zaś przychody do 18 maja wyniosą około 4,6 mln zł - ocenia dyrektor opery.

Na tę chwilę w Białymstoku zagrano około 70 spektakli słynnego musicalu, do 18 maja będzie ich około 90. Niedawno, bo pod koniec marca, prezenty z okazji swoistego jubileuszu musicalu odbierał 50-tysięczny widz "Upiora". Traf chciał, że okazał się nim stolarz z Ełku Arkadiusz Dowejko, którego na przyjazd do białostockiej opery namówiła żona.

Na musicalowy megahit ciągną widzowie z całej Polski, bo Białystok jest obecnie jedynym miejscem, w którym "Upiora" można obejrzeć. Nasza opera jest drugą instytucją w Polsce, która ma prawo do wystawiania tego widowiska. To oryginalna produkcja Teatru Muzycznego "Roma" w Warszawie, wyreżyserowana przez jego dyrektora Wojciecha Kępczyńskiego. Są jednak pewne różnice - w Białymstoku w porównaniu z realizacją warszawską gra większy skład orkiestry, chór pojawia się także w scenach tanecznych i aktorskich. Usłyszeć można oryginalne organy. W pełni wykorzystywane są możliwości nowoczesnej sceny, dzięki czemu - jak mówią twórcy przedstawienia - podobno szybciej i efektowniej spada słynny żyrandol.

W Warszawie pierwsza polska premiera "Upiora" odbyła się ponad sześć lat temu i szybko okazała się bestsellerem. "Upiór" grany był praktycznie nieprzerwanie przez ponad dwa lata, wystawiono ponad 550 przedstawień, obejrzało go ponad 600 tys. widzów. Aż w końcu zagrano ostatnie przedstawienie w 2010 r. i zaczęto realizować kolejne produkcje. W międzyczasie w Białymstoku powstała opera, jej dyrektorowi zamarzył się białostocki "Upiór", a szef Romy i reżyser musicalu Wojciech Kępczyński zgodził się zrealizować go u nas. To dzięki niemu w ogóle "Upiora" można było w Polsce zobaczyć. O prawa do jego wystawienia w Romie zabiegał u londyńskich producentów przez kilka lat. W końcu zdobył zgodę na non replica production, czyli na wersję z prawem do drobnych zmian w inscenizacji - co się zdarza bardzo rzadko (większość światowych realizacji musicalowej klasyki to wersje identyczne z oryginałami). Andrew Lloyd Webber i jego firma przestrzega tych zasad bardzo szczegółowo, oni też wyrażają zgodę na obsadę. Ale że bardzo ceni doświadczenie Kępczyńskiego, udzielił mu tego rzadkiego przywileju - również w przypadku inscenizacji białostockiej.

Angielski "The Phantom of the Opera" to historia oparta na powieści Gastona Leroux z 1911 r. Opowiada o losach młodej sopranistki Christine Daae, którą zafascynowany jest tajemniczy zdeformowany geniusz muzyczny, znany jako Upiór Opery. Światowa prapremiera odbyła się w 1986 r. na deskach londyńskiego teatru Her Majesty's Theatre. Od tamtej pory musical stał się rekordzistą - to najdłużej grany musical na Broadwayu i na West Endzie.

Tewje Mleczarz, Papageno...

Co zobaczymy w Białymstoku w miejsce "Upiora"?

Na przełomie września i października odbędzie się premiera "Skrzypka na dachu", czyli muzyczna i nostalgiczna historia Anatewki, Tewje Mleczarza i jego córek, które zapobiegliwy ojciec chce wydać za mąż. Na koniec grudnia przewidziano zaś operę "Czarodziejski flet" Mozarta.

- W wersji dużej, z dialogami po polsku, śpiewem po niemiecku i napisami. Będzie też wariant szkolny, bowiem trzygodzinnego spektaklu uczniowie raczej nie zdzierżą, dlatego przygotujemy napisaną zupełnie od nowa wersję 90-minutową, z przerwą. W planach mamy także kolejną bajkę muzyczną dla dzieci. A za rok na wiosnę chcielibyśmy wystawić "Zemstę nietoperza". Wtedy w repertuarze będziemy mieć już sześć oper, dwa musicale, dwie bajki i oczywiście koncerty filharmoniczne. Już będziemy mieć konkretny repertuar, już będziemy mieć co grać - zapowiada dyrektor Skolmowski. - Poza tym trzeba też pamiętać, że z każdym kolejnym spektaklem, zresztą tak jak zapowiadałem, zmniejszają się koszta kolejnych widowisk. Przez ostatnie półtora roku, od otwarcia gmachu przy Odeskiej, uzbieraliśmy już trochę dekoracji. Ich zbiór i techniczne możliwości opery powodują taką sytuację, że w piątek np. będziemy mogli grać "Czarodziejski flet", w sobotę "Skrzypka na dachu", a w niedzielę np. "Traviatę". No i kwestia wydatków. "Skrzypek na dachu" kosztować będzie wraz z honorariami, licencją i dekoracjami około 700 tys. zł. To praktycznie jedna czwarta tego, co wydaliśmy na pierwszą naszą operę - "Straszny dwór". Z kolei "Czarodziejski flet" w obu wersjach będzie kosztował około 1 mln zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji