Artykuły

Nasze miejsce przy stole

"Uroczystość" w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Andrzej Churski w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Po premierze. "Uroczystość" w Toruniu pokazuje, że warto walczyć o prawdę.

Wiele wskazywało, że to się nie powinno udać. Tematyka ponura. Tekst dla teatru niedobry - adaptacja scenariusza filmowego spod znaku Dogmy. Pomyliłem się.

Dzieło duńskich filmowców ("Festen") broni się, bo nie jest jednowymiarowe. W banalne wydarzenie - 60. urodziny ojca rodziny wpisano dość obszerny katalog grzechów, od molestowania przez rasizm, alkoholizm, zdradę po chamstwo i znieczulicę. Proszę się jednak nie obawiać, to tylko w druku wygląda tak strasznie.

Na scenie siedzimy bardzo blisko postaci, które może i są wycięte z podręcznika socjopatologii, ale przecież bardzo po ludzku skrojone. U cioci na imieninach bywamy wszyscy, o grzechach bliźnich sobie plotkujemy, ale co byśmy zrobili wobec takich faktów? Czego trzeba, żeby nami wstrząsnąć? I to dziś, gdy oswoiliśmy się ze ziem i prawie przyzwyczailiśmy do tego, że jak jakiś brukowiec za nas nie pomyśli, to nie będziemy wiedzieli, co jest normalne, a co nienormalne i wymagające natychmiastowej reakcji.

Gdzie byśmy usiedli przy tym stole? Bliżej Michała Ubysza, który walczy o potępienie dla ojca - gwałciciela własnych dzieci, czy bliżej mistrza ceremonii Jarosława Felczykowskiego, który "czuje się w obowiązku" doprowadzić uroczystość do końca, czyli żeby się ludzie dobrze bawili i nie zwracali uwagi na ponure wspomnienia. Nie chcę reżyserowi wmawiać żadnych ukrytych zamiarów, ale mam wrażenie, że i o takie pytanie, i taki efekt też chodziło.

Nutka optymizmu

Nie ma tu moralizatorstwa, ale jest sugestia, że walczyć warto, a konsekwentny sprzeciw może doprowadzić do napiętnowania nie tylko abstrakcyjnego zła, ale i konkretnego, bliskiego, choć złego człowieka. Czyli nieco inaczej niż w przedstawieniu Grzegorza Jarzyny w warszawskich "Rozmaitościach" sprzed kilku lat, gdzie wystąpienie molestowanego syna zostaje uznane za bredzenie wariata, a goście bawią się dalej.

Teatralnie to trudne przedsięwcięcie też dobrze się obroniło dzięki starannej reżyserii. Problemy z krótkimi ujęciami scenograf i reżyser rozwiązali operując światłem i podziałem przestrzeni. Rytm przedstawienia jest trochę dziwny,

ale na pewno nie nużący. Role bardzo ciekawe. Przekonujący jest Michał Ubysz jako walczący o prawdę syn, ale warto też zwrócić uwagę np. na grę Marii Kierzkowskiej - praktycznie bez tekstu. Aktorzy mają tu świetne wejścia (smakowity Paweł Tchórzelski), kilka kwestii podanych jest z prawdziwym mistrzostwem, a piosenka fałszowana przez Wandę Ślęzak to majstersztyk.

Zło bez właściwości

Tylko z rolą ojca jest lekki kłopot. Niko Niakas zagrał zwyczajnego, eleganckiego człowieka pozbawionego jakichkolwiek cech, które mogłyby sugerować coś zdrożnego. To człowiek bez właściwości. Dystans i chłód aktor przełamuje tylko w scenie z dziećmi: pokazuje, że Helge naprawdę je lubi i rozumie. Ma to sens, jednak rola prowadzona jest za delikatnie, zbyt, powiedziałbym, papierowo. Za to te dzieciaki - prawdziwie teatralne! I - jak chce Dogma - bardzo prawdziwe. Podobnie jak gość z Konga, który nie jest zawodowym aktorem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji