Artykuły

Mercedes - bęc!

Michael Frayn, wytrawny autor tej sztuki, pokazu­je w niej teatr od kuch­ni, bawi się nim, kpi z niego (i z jego personelu), parodiuje go. Czyni to po mistrzowsku, więc nic dziwnego, że jego sztuka uchodzi za mercedesa swego gatunku.

Zabawa z garderobą

A jak sobie z tą arcyfarsą poradził teatr? Cytując klasy­ka, "Jest tak, jak się Państwu zdaje", czyli każdy widzi, co chce zobaczyć. Trzeba powie­dzieć, że znakomita większość widzów, sądząc po reakcjach, dostrzega w tym ucieszną za­bawę. Dla mnie jednak zaczy­na się ona i kończy przed podniesieniem kurtyny, kiedy widzowie z miejscami na bal­konie pozostawiają okrycia w garderobie na parterze, a widzowie z miejscami na parterze muszą taszczyć płasz­cze do garderoby na piętrze. I to jest najlepszy pomysł far­sowy, na jaki wpadł przy tej okazji teatr.

Posterunek na scenie

Farsę Frayna oglądałem już 10 lat temu w Teatrze Pol­skim, w całkiem zabawnym zresztą wykonaniu. Sposób, w jaki grana jest teraz w No­wym, wprawił mnie jednak w zakłopotanie, bo nie do­strzegłem niczego, co by śmie­szyło. Mimo więc, że podczas przedstawienia publiczność raz za razem szczytowała, pozosta­wałem lodowaty. Przyznaję, że to okropne uczucie: nie móc uczestniczyć w zbiorowej eks­tazie. Czułem się po trosze jak cywil na wojnie: co chwila wybuchały salwy (śmiechu oczywiście), a ja nie mogłem pojąć dlaczego, z jakiego powo­du.

Moim zdaniem, reżyser Eu­geniusz Korin przyjął błędną zasadę: za wszelką cenę miało być śmiesznie. Przedstawienie w Nowym - przepraszam za takie skojarzenie - kontynuuje więc bezwiednie humor ro­dem z "13 posterunku" - dużo krzyku, dużo miotania się, du­żo machania kończynami, gaz do dechy... W efekcie: nadmiar parodii, szarża, dowcip ciągnię­ty za uszy, chaos i brak ryt­mu - tak charakterystycznego dla tej farsy sytuacyjnej, pod­szytej typowo angielskim hu­morem, opartej na zasadzie potęgowania absurdu.

Tylko momenty

Zamiast grać "na poważ­nie", umiejętnie wyjaskrawia­jąc tylko niektóre cechy czy zachowania, aktorzy uciekają się do estradowych grepsów (chwytów), do klownady czy nawet zgrywy. Na tym tle zdecydowanie pozytywnie wy­różnia się Edyta Łukaszewska jako napalona laska i wiecznie relaksująca się czy raczej "napompowująca się" aktorka oraz Mirosław Kropielnicki w roli reżysera - flegmatycznie spolegliwego i arystokratycznie pobłażliwego ironisty. Dobre momenty miewają też oczywiście pozostali aktorzy, zwłaszcza Mariusz Sabiniewicz i Tadeusz Drzewiecki, ale jest to znacznie, znacznie mniej, niż można by oczekiwać. Za­miast więc zaprezentować mercedesa, teatr zrobił po pro­stu, bęc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji