Sukces Teatru Narodowego w Pradze
Na dobrą sprawę można by powiedzieć, że dla Teatru Narodowego sukcesy odnoszone w metropoliach Europy i recenzje pełne uznania, stały się rzeczą zwykłą. A przecież aktorzy tego teatru wracają teraz do Warszawy z uczuciem zadowolenia po sukcesie równie trudnym, co oczekiwanym. Zdobyli Bratysławę i Pragę. Publiczność wybredną, chłodną i kapryśną.
Po czwartkowym przedstawieniu "Namiestnika" kurtyna podnosiła się 20 razy. Później zawisła nad głowami aktorów, odwzajemniających oklaskami owacje publiczności. Wielkie bukiety goździków, słowa podzięki, i znowu oklaski.
Uznanie nieco chłodniejsze, wyrozumowane, znaleźć można w wypowiedziach krytyków. Ale wydać się one mogą chłodniejsze jedynie w zestawieniu z entuzjazmem widowni, który największy był po Reju, Witkacym i Hochhucie. Czegoś podobnego nie słyszałem jeszcze w praskich teatrach. Zdawało się, że w ogóle nie istnieją bariery językowe. Aktorzy je przełamali.
Poziom Teatru Narodowego ocenił bardzo wysoko dyrektor Narodnego Divadla Josef Urban. Z jego inicjatywy oraz według pomysłu ludzi rozmiłowanych w polskim teatrze, powstał w Pradze Klub Przyjaciół Polskiego Teatru. Będzie on działał na terenie całej Czechosłowacji. Jako zadanie postawił sobie nie tylko teoretyczne, ale i praktyczne, stałe zapoznawanie się z całą różnorodnością życia teatralnego w Polsce. Będzie organizował wyjazdy krytyków, tłumaczy, aktorów, reżyserów do Polski. Jest to pierwszy w Czechosłowacji przypadek powstania podobnego klubu. Jak powiedział K. Dejmek, w czasie czerwcowych występów Narodnego Divadla w Warszawie powstanie Klub Przyjaciół Teatru Czechosłowackiego.
Recenzje, które się już ukazały, są nad podziw zgodne w podkreślaniu walorów zespołu Teatru Narodowego, jego aktorów, reżyserów i scenografów. Na podstawie recenzji oraz w oparciu o rozmowy i obserwacje można powiedzieć, że powojenne dzieje praskich teatrów nie znają chyba tak jednoznacznego sukcesu teatru, który przyjechał z zagranicy.