Artykuły

Polityczna klątwa zamienia się w pospolity kabaret

"Klątwa, odcinki z czasów beznadziei. Don't Mess with Jesus" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Serial teatralny o Polsce miał być czymś absolutnie nowym, ale jego twórcy tkwią raczej w pułapce swoich starych pomysłów - pisze Jacek Marczyński.

Pierwsza z czterech części zakrojonego serialowo widowiska "Klątwa, odcinki z czasu beznadziei", który miał podwójną premierę w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa i w stołecznym Teatrze IMKA, rzeczywiście zaskakuje pomysłem. Jest rok 2014, w tajemniczych okolicznościach zginęli wszyscy posłowie do Sejmu.

Ocalał tylko jeden - przedstawiciel lewicy, co nie jest dowodem sympatii twórców spektaklu. Monika Strzępka i Paweł Demirski wcześniej udowodnili, że rozdają razy wszystkim stronom politycznego układu w Polsce, więc i pozostawiony przy życiu poseł nie budzi sympatii. Albo histerycznie domaga się ochrony BOR, albo przerażony maże się jak porzucone dziecko.

Giną też członkowie Państwowej Komisji Wyborczej oraz kandydaci do startu w przyszłych wyborach. Państwo wydaje się w stanie rozkładu. Czy jest zatem wyjście z tego czasu beznadziei? Pytanie to jest dobrym wstępem do zawiązania akcji serialu political fiction. Zgodnie z regułami gatunku polityki jest tu dużo, a fikcja mimo wszystko wydaje się blisko realnej rzeczywistości. A jednak przez początkowe trzy kwadranse wysiedzieć trudno. Nakreśliwszy czarny scenariusz, twórcy zaczynają powtarzać to, co mówili już wielokrotnie o degrengoladzie polskiej klasy politycznej, pazerności nowego kapitalizmu czy wszechwładnym konsumpcjonizmie.

To, co nowe u Strzępki i Demirskiego, pojawia się w "Klątwie" z nadejściem półnagiego Chrystusa (świetny Dobromir Dymecki). Jest, co prawda, blondynem o słowiańskiej urodzie, ale na plecach widać ślady po biczowaniu, a z boku krwawi rana od włóczni. Jezusa w Polsce 2014 roku nie zawsze cechuje ewangeliczna łagodność, on wyraża niechęć do homoseksualnych wartości i szacunek do świętego prawa własności. Przytapiając w wodzie zalewającej scenę naszych grzeszników, przypomina jednak, że musi nadejść czas zapłaty, bo za każde oszustwo, krętactwo i machlojkę czeka nas kara.

Strzępska i Demirski w swoisty sposób przekładają na język teatru chrześcijańskie kanony. Niemniej jednak duchowy ton "Klątwy" jest czymś nowym w ich twórczości. Autorzy przestraszyli się chyba jednak, że serial może stać się zbyt poważny. I uciekli w to, co robią od dawna - w ciąg monologów i skeczy.

Strzępka potrafi pisać dowcipnie, Demirski umie prowadzić aktorów, choć w "Klątwie" mamy tylko momenty kreacyjnych wzlotów. To zasługa Krzysztofa Dracza w podwójnej roli zapijaczonego dziennikarza i prezydenta próbującego uciekać przez Rumunię.

Generalnie spektakl ucieka od poważnej rozmowy. Być może autorzy wyczuli, że publiczność oczekuje kabaretowych żartów z wymienianych po nazwisku postaci z pierwszych stron gazet. Na razie "Klątwa" nie jest spektaklem politycznym, a przypomina kabaretowy show serwowany ciągle przez telewizyjne stacje. Co będzie dalej, zobaczymy. Oby ambitny, teatralny serial nie zamienił się w sitcom, w którym każdemu dowcipowi musi towarzyszyć sterowany rechot widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji