Artykuły

Nie jest źle w teatralnym Poznaniu

Dobiega szczęśliwie końca ko­lejny sezon na scenach Po­znania. Teatry na czas waka­cji zamykają swe podwoje i w więk­szości z nich, niemal z marszu, in­stalują się brygady remontowe. Premier było nieco mniej niż za­zwyczaj, ale więcej w tym sezonie już nie będzie. Można więc posta­wić, pojawiające się z reguły na tych łamach o tej właśnie porze, pytanie. Jaki był ten sezon dla teat­ralnego Poznania? Odpowiedź na nie podobnie zresztą jak i w poprze­dnich latach, znowu będzie pozyty­wna. A ocena działalności poszcze­gólnych scen dramatyczna i tej jed­nej lalkowej, nader korzystna.

Podczas, gdy tyle mówi się teraz i pisze w kraju o kryzysie teatru, wciąż malejącym zainteresowaniu widzów, braku i pieniędzy i auten­tycznych wydarzeń artystycznych, w Poznaniu akurat owych sympto­mów upadku i kryzysu jakoś nie widać. Teatry funkcjonują nadal na pełnych obrotach. Nie narzekają na brak widzów. Nie mogą narzekać też na niezrozumienie ich potrzeb ze strony władz. Na swój sposób jest to nawet paradoksalne, że właśnie te­raz w czasach największego prze­cież finansowego kryzysu, znalazły się w końcu pieniądze, i na remonty, i na modernizację, więcej niż wy­służonych, poznańskich teatrów. Ale najbardziej chyba zaskakujący jest ów renesans sztuki teatralnego Poznania. Już wydawało się, że się on kończy. A przecież on nadal trwa. Gdziekolwiek bowiem by się pojawiły poznańskie teatry, za gra­nicą czy na krajowych festiwalach, wszędzie są chwalone i nagradza­ne. Teatr Nowy znowu został ob­sypany najwyższymi nagrodami za swoje przedstawienie "Dam i huza­rów" w Kaliszu i na festiwalu pol­skiej klasyki w Opolu. Teatr Ani­macji także powrócił ze swoich fes­tiwali z nagrodami, a ostatnio tak godnie reprezentował polski teatr lalek na międzynarodowych spot­kaniach w Bielsku-Białej. Nie mó­wiąc już o Teatrze Wielkim, który tak mocno zaznaczył ostatnio swą obecność w kulturalnej Europie.

Co więcej, zmieniać zaczyna się jakby atrakcyjność Poznania dla aktorów, W tym sezonie roz­począł prace w Teatrze Nowym Aleksander Machalica, z nowym sezonem przechodzą do niego: Sta­nisława Celińska, Marek Obertyn i Witold Dembicki. Dotąd kierunek transferów był jakby inny. Ten, kto .wybił się w Poznaniu szukał dla siebie miejsca w stolicy. A teraz okazuje się, że artystyczny Poznań może być bardziej atrakcyjny niż Warszawa, dla związanych z nią dotąd artystów. Podczas gdy w wie­lu miastach teatry znalazły się w obliczu groźby upadku, Poznań wręcz przeciwnie, stara się odbudo­wać swój dawny, przedkryzysowy, stan posiadania. Na nowo instaluje się w nim, przed laty skazany na przymusową banicję, Teatr Ósme­go Dnia. I do dawnej świetności zdaje się powracać za sprawą Janu­sza Ryl Krystianowskiego, przez lata całe sytuujący się gdzieś na uboczu, poznański teatr lalek.

Skoro jednak ma to być coś w ro­dzaju podsumowania, wypadałoby zbilansować pasywa i aktywa sezo­nu, poszczególnych poznańskich scen. Zacząć trzeba od Teatru No­wego, bo to teraz rządowy i wysoko na liście ministerialnej notowany. Dał on w tym sezonie pięć premier. Przypomnijmy je po kolei. Naj­pierw był więc, zrealizowany de facto jeszcze w poprzednim sezonie na Scenie Nowej "Pocałunek Kobiety Pająka" Manuela Puiga w re­żyserii Waldemara Modestowicza. Potem było "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego w reżyserii Krzysz­tofa Nazra po nim Fredrowskie "Damy i huzary" w reżyserii Janu­sza Nyczaka, kandydujące zda­niem Jacka Sieradzkiego do udzia­łu w Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Wreszcie świetnie przyjęta, tak przez dzieci, jak i kry­tykę "Maszyna zmian" Andrzeja Maleszki oraz wystawiony na za­kończenie sezonu na Nowej Scenie "Dziennik uwodziciela" Sorena Kierkegaarda. Trzy co najmniej z tych przedstawień zakończyły się artystycznym sukcesem: "Drze­wo", "Damy i huzary" i "Maszyna zmian".

Teatr Polski dał cztery premiery. Jedną dla dzieci "W krainie kłamczuchów" i trzy dla dorosłych: Fred­rowskie "Śluby panieńskie" w re­żyserii Grzegorza Mrówczyńskiego, "Madame de Sade" Yukio Mishimy oraz "Wścieklicę" Witkacego w gościnnej reżyserii Jacka Bunscha. Te dwie ostatnie szczególnie były udane. A gwoździem sezonu okazał się "Wścieklica". Teatr Pol­ski co prawda nie brał udziału w ekskluzywnych festiwalach i wy­jazdach zagranicznych. Ale prze­cież miałby na nich co pokazać. Na przykład "Wścieklicę".

Poznański Teatr Animacji w swym pierwszym sezonie pod nową firmą i dyrekcją, zaczął od odbudowania podstawowego ka­nonu repertuarowego teatru. A że robił to sprawnie i w pełni profes­jonalnie, zyskał sobie niemal od razu renomę w kraju.

Ten sezon był więc znowu udany dla teatralnego Poznania. Jak jednak zapowiada się ten następ­ny? Do końca roku wszystkie teatry mają byt zapewniony, jako że funk­cjonować będzie jeszcze Narodowy Fundusz Rozwoju Kultury. A co potem? Otóż tego na dobrą sprawę nikt teraz nie wie. Ani rząd, ani nasza pani minister. Wydaje się jed­nak, że rosnącą presja na rząd, środowisk twórczych i intelektual­nych sprawi, że jakaś nowa formuła mecenatu artystycznego państwa nad kulturą i sztuką zostanie w końcu wypracowana. I że nowe samorządy lokalne okażą dostate­czne zrozumienie dla potrzeb i aspi­racji kulturalnych takiego miasta jak Poznań. A jak tego zdają się dowodzić opublikowane w "Gło­sie" wypowiedzi dyrektorów po­znańskich scen, teatry świadome są tego, że bez odwołania się do pomo­cy prywatnych sponsorów oraz własnej tych scen przedsiębiorczo­ści, nie będą w stanie normalnie funkcjonować. Niemniej trudno by­łoby przecież wyobrazić sobie taką sytuację, w której ów mozolnie i przez lata całe budowany potenc­jał kulturalny miasta miałby zostać nagle zmarnowany. I to właśnie teraz, gdy tyle mówi się i pisze, o owym tak wszystkich zaskakującym renesansie artystycznym teatralnego Poznania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji