Artykuły

Sen o Polsce

W "Śnie" Felicji Kruszewskiej pada taka kwestia: "- Czy panowie mówili o Pol­sce? - Nie, mówiliśmy o polityce".

Program przedstawienia pre­zentuje nam autorkę sztuki, przy­pomnianej po blisko półwieczu (premiera w 1927 r.), nieomal jako rewolucjonistkę, tajemniczą działaczkę podziemia. Jak było naprawdę, jak i dlaczego umarła, dziś już chyba nikt nie rozstrzy­gnie. Także chyba dlatego, że twórczość jej i postać są typo­wym okazem "pisarza dla polonistów". Zapomnianego przez czy­telniczy ogół, wdzięcznego pre­tekstu prac seminaryjnych. Tym­czasem dzieło jej, ukazane przez teatr, jest dziełem kobiety świa­towej, wybornie znającej poetyc­kie mody swoich czasów. Jednak zręczność i niezaprzeczalna literacka kultura Kruszewskiej nie wytrzymały próby czasu. Premie­ra ta, długo oczekiwana, przypo­mina jedną z wiadomości, jaki­mi tak chętnie karmią nas gaze­ty. Oto gdzieś w Londynie, za ileś tam funtów sprzedano na li­cytacji kawałek tortu weselnego królowej Wiktorii.

Tekst przedstawia bardzo dokład­ną kalkę z "Wesela" (schemat fabularny, a nawet magiczna fun­kcja gubionych lub traconych przedmiotów), "wzbogaconą" o elementy różnych poetyk. Wzięła wiele Kruszewska z symbolizmu, ekspresjonizmu... wpływów tu wiele, rozpoznajemy postaci, mo­tywy, sytuacje. Walorem tej sztu­ki jest efektowne i paradoksalne przedstawienie zdrady i zła tkwią­cego w nas samych, może dąże­nia do samozniszczenia. A w prze­niesieniu na plan ogólnonarodo­wy: postawienie problemu wewnętrznej podłości, a nie zewnę­trznego wroga, jako przyczyny zła. Czarne Wojska zagrażające narodowi ukryte są pośród nas samych: taką straszliwą prawdę odkrywa bohaterka sztuki.

Przedstawienie "Snu" dotknię­te jest przerostem teatralnej for­my. Wyraża to się przede wszy­stkim w scenografii Mariana Ko­łodzieja, który zbudował na sce­nie całe skomplikowane światy. Odpowiada temu pewna styliza­cja na ekspresjonizm, podkreśla­nie koszaru, nierealności i grozy wydarzeń. Proste stosunkowo (w tekście) sytuacje tu mnożą się, "obrastają" w gesty. W obrazie II (kupna kwiatów) dziewczynka rozmawia kolejno z czterema ko­bietami. Ukazują się one zza klocków ustawionych w kształt domów. Dialog pełen jest pauz, spojrzeń, wzgardliwych min, wszy­stkiego, co sugeruje dwuznacz­ność, niepewny charakter wyda­rzeń. Każdorazowo też kończy się rozpięciem parasolki i ukryciem się za nim rozmówczyni. Ta po­czątkowo dramatyczna scena trwa, napięcie powoli opada.

Przepych formy z koszmaru ro­bi zbyt barwne widowisko. Hebanowski stosuje powtórzenie sy­tuacji scenicznej, która przez zmianę elementów odkrywa in­ne znaczenie. W obrazie VII (sce­na na balu) polonez, najpierw wspaniały, zmienia się w upior­ny. Inny rytm muzyki, zmienio­ne światła niweczą poprzednie wrażenia świetności. Ujawniają nicość i rozkład. Nie brak w tym przedstawieniu scen równie pięk­nych i efektownych, a jednak trzeba powiedzieć, że wątłość te­kstu nie może znieść tak skom­plikowanej i bogatej formy scenicznej.

Przy tym reżyser nigdy dotąd w swoich scenicznych realizacjach nie rozbijał pudełka sceny. Nigdy dotąd nie posługiwał się chwy­tami publicystycznymi. Teatr je­go raczej starał się dawać katharsis, niż agitować. Tymczasem w obrazie VI (przed pomnikiem Księcia) krata oddziela widownię od pomnika, za nią jest Dziewczynka (Wanda Neumann) i Wódz Czarnych Wojsk (Stanisław Igar). Pijany, bierny i skorumpowany tłum wybiega z widowni, spośród nas. Hebanowski ukazuje nam zwierciadło podłości.

Co zaś do Księcia Józefa, to mamy świeże wzory patriotyzmu, boleśniejsze śmierci, inne pomni­ki (niż ukazana na scenie przez Kołodzieja kopia neoklasycystycznego dzieła Thorvaldsena). Isto­tnej zmianie uległo natomiast za­kończenie. Dziewczynka u autorki nie chce "stracić" momentu triumfu Księcia, przerwać rzeczy­wistości snu. Tu - tętent książęcego konia oddala się, zamiast się przybliżać. Postaci kręcą się w chocholim tańcu. Dziewczynka pada bezwładnie, zamiast po pro­stu się obudzić. Hebanowski chce jakby uczynić wielką sztukę o Polsce z tekstu, który ujmował ten temat w cudzysłów marzenia-snu "prawie dziecka". Tymcza­sem perspektywa widzenia zda­rzeń i postaci, naturalna u pen­sjonarki, staje się fałszywa. "Poetyczność" przestaje być rysem prawdopodobieństwa psychologi­cznego postaci, staje się skłon­nością autorki. Niemniej pozosta­je jeszcze, kto wie, czy nie naj­ciekawszy, konflikt między praw­dą wewnętrzną, a racjami zdro­wego rozsądku. To bolesne na­pięcie, szukanie prawdy i lęk przed nią oddała świetnie Wan­da Neumann, trudną rolą Dziew­czynki, debiutująca na scenie Te­atru "Wybrzeże". Ta młoda aktor­ka, znana już publiczności Wy­brzeża z filmów, potwierdziła swoją wysoką klasę. Jest to rola prowadząca, bowiem wszyscy in­ni znakomici aktorzy występują tym razem w epizodach. Postać Dziewczynki, jej wewnętrzna mę­ka, prowadzi całą akcję. Co wię­cej, jest ona postacią-medium ujawniającą postawy i reakcje. Je­śli wolno uciec się do porówna­nia, tak znanego w naszej lite­raturze, to "płynie przez nią strumień"... problemów. Wymie­nić trzeba jeszcze trudną, bo rów­nież bezustannie uczestniczącą w akcji, a prawie (poza jednym zda­niem) niemą postać. To Zielony pajac, gra go Wiesław Nowicki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji