"Dziady" jeszcze przed Zaduszkami
Po dziewięciu latach wracają na warszawski afisz "Dziady" Mickiewicza. Wystawi je 29 bm. Teatr Narodowy (Scena na Woli) w reżyserii Krystyny Skuszanki, ze scenografią Katarzyny Kępińskiej i muzyką Adama Walacińskicgo.
Obejrzymy wszystkie trzy części arcydramatu. Całość rozpocznie i zakończy obrzęd "Dziadów". W ciągu blisko 3 godzin na scenie pojawi się ok. 100 postaci (granych przez 36 aktorów, w rolach głównych zobaczymy Jacka Dzisiewicza jako Gustawa - Konrada, Gustawa Krona jako Księdza Piotra, Krzysztofa Chamca w roli Senatora i Ewę Krasnodębską jako Rollisonową.
A jak Scena na Woli, z technicznego punktu widzenia, poradzi sobie z tak rozbudowanym przedstawieniem? - pytamy Krystynę Skuszankę.
- Sądzę, że bardzo dobrze. Wystawienia "Dziadów" podjęłam się już po zapoznaniu z jej możliwościami. Nie było to więc tak, że wcześniejszą wizję przedstawienia z pl. Teatralnego musiałam dostosować do pojemności sceny przy ul. Kasprzaka. Dzięki pewnym zabiegom inscenizacyjnym gramy na ogromnej przestrzeni, kilkanaście metrów w głąb i tyleż wszerz, a poza tym wychodzimy podestem w kierunku widowni. Publiczność może więc czuć się nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem misterium. "Dziady", to niezwykły dramat dla inscenizatora, również z technicznego punktu widzenia.Nie jest kameralny, ale wymaga intymnego obcowania z widownią; z kolei sceny metafizyczne nie mogą rozgrywać się w zbytniej bliskości, by cały czar nie prysnął. Nie wyobrażam sobie moich "Dziadów" na scenie z tradycyjną kurtyną, tak jak nie wyobrażam ich sobie w Teatrze Kameralnym. Scena na Woli ma oczywiście swoje mankamenty, ale przy tej inscenizacji jej "otwartość" sprawdziła się idealnie; a poza tym ma coś, co w teatrze warte jest wszystkich pieniędzy - dobrą akustykę. Mam nadzieję, że potrafimy ją należycie wykorzystać.