Ach, ulecz go wielki Boże!
Jeżeli aż trzy znaczące sceny w kraju, Teatr Narodowy i Studio z Warszawy oraz Stary z Krakowa zainteresowane są w tym sezonie wystawieniem "Dziadów", to... coś w tym jest. Misterium Mickiewicza nie pojawia się na scenie często i w końcu na palcach można policzyć znaczące Inscenizacje w 40-leciu. A zatem? Czyżby nadszedł czas "Dziadów"?
Na ten temat rozmawiamy z KRYSTYNĄ SKUSZANKĄ, która jako pierwsza 29 bm. wystąpiła z premierą w Narodowym.
- Czy czas "Dziadów"? Chyba nikt nie potrafi wiarygodnie na to pytanie odpowiedzieć. Mogę tylko powiedzieć, że przystąpiłam do "Dziadów" z autentycznej, wewnętrznej potrzeby. Przyszedł znów czas, by przejrzeć się w tym misterium jak w zwierciadle. I nie była to potrzeba tylko zawodowa - reżysera, który ma ambicję zmierzyć się z trudnym tekstem. To coś znacznie głębszego: potrzeba sprawdzenia jeszcze raz dziś archetypów narodowych, źródeł naszej mentalności, wyrosłej przecież z tej ziemi i jej historii.
Dlatego dziś? Myślę, że tak wiele złego stało się z naszym narodem w latach 80., że chciałoby się od nowa zrozumieć jego duszę. Patrzymy na siebie jak na społeczeństwo chore, upośledzone, które wszakże nie chce się z tą chorobą pogodzić. Szarpią nim dwa sprzeczne uczucia: poczucie upośledzenia, a z drugiej strony - wściekła duma narodowa. Tkwią jak cierń w naszej mentalności. Właśnie w "Dziadach" rozgrywa się misterium naszych upokorzeń, potrzeby cierpienia i naszego polskiego lucyferyzmu.
Jeżeli czas jest czynnikiem decydującym dziś o wyborze "Dziadów", to jak było wtedy, w 1962 r. gdy wraz z Jerzym Krasowskirn i Józefem Szajną przystępowała Pani po raz pierwszy, w Nowej Hucie, do misterium Mickiewicza? W pamięci ludzi, którzy to przedstawienie widzieli, pozostało ono jako uni-wersalistyczne, pozbawione elementów polskich, narodowych.
- Spierałabym się o to, czy nie było ono polskie... Myślę, iż takie wrażenie mogła wywoływać plastyka Szajny; znakomita, ale daleka od przyzwyczajeń polskiej widowni. Dwa lata później daliśmy premierę "Dziadów" w Teatrze Polskim w Warszawie ze scenografią Jana Kosińskiego, wywodzącą się z polskiej tradycji teatralnej, bliskiej Schillerowi. Oba przedstawienia z lat 60. różniły się wprawdzie plastycznie, ale były bliskie sobie interpretacyjnie. Natomiast "Dziady" '87 będą czymś zupełnie innym, tak jak inny jest teraz świat, w którym żyjemy.
O tamtych mówiono, że były zracjonalizowane; co by znaczyło - nie podważające zaufania do ludzkiego rozumu. "Ludzie, każdy z was mógłby samotny więziony myślą i wiarą uwalać i podźwigać trony" - to słowa Ducha - wielce tajemniczej postaci, występującej w Prologu Części III "Dziadów", a skierowane do Konrada. W tradycji inscenizacyjnej "Dziadów", te piękne, znaczące słowa wypowiadał zazwyczaj wybitny aktor, by zabrzmiały one w sposób szczególnie nośny. W roku 1962 tym tekstem kończyliśmy przedstawienie "Dziadów" Miało to brzmieć jak wezwania do narodu z "Trybuny Ludów" (tej Mickiewiczowskiej, rzecz jasna) i wezwanie na fali popaździernikowej odnowy. W dwa lata później, w Warszawie, mniej w nas już było wiary w ludzkie siły, ale tekst Ducha pozostawiliśmy jako ostatnie słowo przedstawienia. Tyle że nie brzmiał on już jak prawda podana do wierzenia. Tekst Ducha mówił poeta (Mickiewicz), a więc było to jakby gorzko brzmiące posłowie przedstawienia.
A dziś? Co robi Duch w Pani najnowszej inscenizacji?
- Do postaci Ducha przywiązuję wielką wagę, ale jest to postać kluczowa w zupełnie nowej interpretacji. Historycy literatury zaświadczają że Mickiewicz zmieniał układ pewnych scen w "Dziadach" i dopiero w ostatecznej redakcji tekst Ducha umieścił w Prologu III Części po przemianie Gustawa w Konrada, przed Małą i Wielką Improwizacją. Zastanawiające jest to, że Mickiewicz, który precyzyjnie podzielił świat metafizyczny na anielski i diabelski; o Duchu nic bliższego nie powiedział, a jego boskiej natury ze względu na wagę wypowiadanych słów reżyserzy się po prostu domyślali. Dziś sądzę, że ów Duch jest najgroźniejszym Szatanem-Kusicielem. Za jego to sprawą Konrad chce sięgnąć po najwyższą władzę nad ludźmi i światem w imię narodu, który winien być narodem wybranym. Z pokuszenia Ducha Konrad popada w szaleństwo...
Zaraz zaraz, ale konsekwencją takiego potraktowania Ducha będzie za chwilę obrazoburcze stwierdzenie, że nasze posłannictwo, cierpiętnictwo, nasz mesjanizm - wszystko jedno, jak to w końcu nazwać, w każdym razie coś, z czego byliśmy dumni, coś co pozwalało nam przez pokolenia przetrwać - wywodzi się z szatańskiego podszeptu?! To... to jest nie do przełknięcia!
- Nie robię przedstawienia, by komuś schlebiać ani by kogoś gorszyć. "Dziady" jak już powiedziałam, są dla mnie lustrem, w którym my, dzisiejsi Polacy, możemy się przejrzeć. Przejrzeć i - mam nadzieję - trochę przerazić.
Uff... wróćmy ze Świata duchów na ziemię. Jakim operacjom poddała Pani tekst Mickiewicza, jak duże są skróty?
- Zachowuję wiernie kolejność, część dramatu i scen. Zaczynamy od... "Upiora" (tekst ten nie był raczej włączany do inscenizacji "Dziadów), następnie Części II i IV, Prolog Części II kończy I akt przedstawienia: drugi to sceny więzienne, Mała i Wielka Improwizacja, Egzorcyzmy i widzenia Księdza Piotra; trzeci - widzenie Senatora, sceny u Senatora, Bal i finał - powrót do obrzędu "Dziadów".
Nie widzę Salonu Warszawskiego.
- Nie ma również widzenia Ewy. I wcale nie dlatego, by zyskać pół godziny, nawiasem mówiąc, całość trwa prawie 3 godziny. Inscenizuję "Dziady" jako misterium i to określa styl i formą przedstawienia. Zależy mi na utrzymaniu jednolitej atmosfery, którą był Salon Warszawski, napisany przecież w duchu klasycystycznym, wyraźnie rozrywał, a poza tym jego treści nieco już zwietrzały. Dla mnie w każdym razie nie one są dziś istotą sprawy, ale los polskiego Lucyfera.
A inne, mniej ważne diabły?
-Są, oczywiście są, ponieważ istnieją i zajmują dużo miejsca w polskiej mentalności.
Daleko odeszliśmy do radosnego racjonalizmu lat 60?
- Frustracje wynikające z rozczarowania postępem cywilizacji nie są wyłącznie naszą specjalnością. Na całym świecie obserwujemy chwianie wiary w sens cywilizacji, która nie pomogła ani życiu wewnętrznemu, ani kulturze. U nas nałożyły cię na to jeszcze nasze własne sprawy, konflikt między naszą dumą a poczuciem upośledzenia i niższości wobec innych narodów. Dlatego szaleją polskie upiory. One wyparły racjonalizm z tej ziemi. To rodzaj choroby. Ostatnie słowa "Dziadów" brzmią: "Ach, ulecz go wielki Boże"!