Pogrzebani żywcem
Są w wieku, gdy życie stoi przed nimi otworem. Ich rówieśnicy w innych krajach czerpią z niego radości garściami. Oni nie mogą, bo przyszło im żyć w Rosji uwikłanej w bezsensowną krwawą wojnę w Czeczenii. Nie ma różnicy między tymi, którzy tam byli, a tymi, którym udało się tego uniknąć. Jedni i drudzy są okaleczeni psychicznie. Całe stracone pokolenie? Bohaterowie sztuki Władimira Zujewa to zapomniane przez świat ofiary wojny.
Wesołemu (Kamil Maćkowiak) udało się powrócić żywym z Czeczenii. Reszta jego plutonu wróciła w trumnach. Ale tak naprawdę niewiele go od nich różni, bo jego dusza także jest martwa. Odwiedza swojego przyjaciela Łarika (Sambor Czarnota), któremu udało się uniknąć założenia munduru. Ale przez to wcale nie czuje się lepszy od Wesołego. Przeciwnie, zachowuje się, jakby stracił coś niezwykle ważnego dla swego pokolenia. Wydaje się być przerażony tym, iż nie potrafi zrozumieć swojego najlepszego przyjaciela. Życie Wesołego wolne od munduru w kolorze khaki wypełniają litry wypijanego spirytusu i samogonu, marihuana i kawałki słoniny. Chciałby zapomnieć o tym, co przeżył, ale nie może. W kieszeni wciąż nosi - niczym amulety zła - cukier w kostkach i granat F1. Jednak Wesoły nie wrócił sam. Razem z nim przyjechał demon wojny. To duch zabitego Jima (Dobromir Dymecki), najlepszego kumpla z plutonu. - A żyć się chce - mówi Wesoły. Choć wie, że to jest dla niego niemożliwe. Wydaje się żałować tego, że wrócił żywy.
Maćkowiak gra szaleństwo w najczystszej postaci. Wnętrze jego bohatera zostało całkowicie wyprane z człowieczeństwa. Miejsce to w całości wypełniła wojna. Świat bez niej jest dla niego zbyt skomplikowany, bo jak mówi: wojna to wojna i tam wszystko jest proste. Z początku lekko wyciszony przypomina tykającą bombę, która eksploduje z każdą kolejną kroplą alkoholu. W ten postwojenny obłęd daje się wciągnąć Łarik. Wesoły jest ofiarą tego, co zdarzyło się w Groźnym, a Łarik staje się ofiarą Wesołego, który wojnę przywiózł ze sobą. Apogeum tego jest scena, w której niczym w balecie śmierci Wesoły wykopuje zwłoki Jima. Łarik poddany zostaje przez obu diabelskiej musztrze. Może wreszcie poczuć szaleństwo Wesołego na własnej skórze. Daje się wciągnąć przyjacielowi w obłędną grę i, co najgorsze, wydaje się, że w ten sposób znów znajdują wspólny język.
Przedstawienie mogłoby być kolejnym pustym głosem pokolenia, któremu przyszło żyć w złych czasach i złym miejscu, gdyby nie znakomita gra aktorów. Kamil Maćkowiak stworzył doskonałą i brawurową kreację. Postać na wskroś tragiczną, której jest momentami autentycznie żal. Dorównuje mu Czarnota, który choć wyciszony to ma wewnętrzny niepokój wypisany na twarzy. Niepewność miesza się na niej momentami z przerażeniem. Świetny jest szczególnie w scenach, gdy czuje się bezsilny nie mogąc dotrzeć do psychiki swojego przyjaciela. Od tej pary nie odbiega poziomem ten trzeci, czyli grający ducha Jima Dobromir Dymecki, choć to zaledwie student PWSFTWT w Łodzi.
W tym przedstawieniu jest prócz Wesołego, Łarika i Jima jeszcze jeden bohater. Choć jest on symboliczny, to nie mniej ważny od nich. To woda, która przez całą sztukę powraca pod różnymi postaciami i w różnym kontekście. Wesoły wspomina, jak mył zwłoki swoich towarzyszy broni. Łarik myje w zlewie butelki po alkoholu. Woda jest jednym ze składników alkoholu wypijanego przez nich litrami. Jednak ten odwieczny symbol oczyszczenia, jakim jest woda, tym razem nim nie jest. Jej mieszanie się z ziemią z grobu wykopanego Jima nie przynosi bohaterom ukojenia. Przeciwnie, gdy pod koniec szaleństwo wojny opanowuje ich kompletnie, zaczyna padać deszcz. Woda w tej sztuce wydaje się być symbolem zła.
Jedyne, czego można żałować w tym świetnym pod względem aktorskim i scenograficznym przedstawieniu w reż. Małgorzaty Bogajewskiej, to zbyt oszczędna - moim zdaniem - muzyka. Tym bardziej że Władimir Zujew (ur. 1976 r.), który oprócz tego, że jest poetą i dramatopisarzem, jest też gitarzystą grupy Meteofront i koncertował dla żołnierzy w Czeczenii. Z kolei najpopularniejszy rockowy rosyjski zespół Nautilius to muzyczna legenda dla młodych rosyjskich żołnierzy walczących w Groźnym. Dla nich muzyka to ucieczka od wojennego piekła. Wojna czy powojenna trauma nie mają ciszy, tak jak nie ma ciszy w głowie Wesołego.
I choć spektakl jest pełen brutalności, to szczególnie powinni obejrzeć go młodzi widzowie. Rówieśnicy Łarika, Wesołego i Jima. Bo choć nie ich kraj i nie ich wojna, to nawet jeżeli jest to zbyt duży skrót myślowy, są Afganistan oraz Irak i także mogliby znaleźć się na miejscu bohaterów dramatu Zujewa. Tym bardziej że ci bohaterowie pomijani są w medialnych przekazach z Czeczenii. W nich ofiarami są tylko miejscowi. Tymczasem, jak możemy przeczytać w programie do sztuki w tekście Krystyny Kurczab-Redlich, takich jak Wesoły są tysiące. I nie pojechali do Czeczenii z własnej woli lub dla pieniędzy.